Na początku stycznia Jarosław Królewski wszedł do polskiej piłki jak Krzysztof Piątek do Serie A. Z drzwiami i futryną, i nie pytając się nikogo o zgodę, rozsiadł się przy stole. Ruszył na ratunek upadającej Wiśle, ponieważ w najtrudniejszym momencie w historii klubu na jego czele stanął Rafał Wisłocki, kolega Królewskiego z czasów szkolnych.
- Nie mogłem zostawić go samego z tym wszystkim. Akurat byłem chory i nie mogłem pracować kreatywnie w swojej branży, więc stwierdziłem, że w takim razie pomogę jemu. Przez ostatnie lata nawet nie mieliśmy regularnych kontaktów, ale na tyle sobie ufamy, że ruszyłem na pomoc - mówił Królewski sport.pl.
Filantrop ludziom
Zaczął od organizacji kwesty, która przyniosła klubowi ponad pół miliona złotych. Sam dokonał pierwszej wpłaty, potem z własnych środków spłacił Martina Kostala, dzięki czemu kilka dni później Wisła mogła sprzedać go z zyskiem Jagiellonii Białystok i wreszcie na spółkę z Jakubem Błaszczykowskim i Tomaszem Jażdżyńskim pożyczył klubowi 4 mln zł.
ZOBACZ WIDEO Sampdoria zdemolowała Sassuolo! Karol Linetty z golem i asystą! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Jest jednym z głównych bohaterów akcji ratunkowej, dzięki której Wisła przeżyła własną śmierć. Nie tylko pomógł jej finansowo, ale też akcelerował działania kibiców i był głosem klubu w mediach. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że bez jego zaangażowania Wisła nie pobiłaby rekordu ligi w liczbie sprzedanych karnetów, a emisja akcji nie byłaby takim sukcesem: czterdzieści tysięcy akcji rozeszło się w dobę, gwarantując klubowi kapitał w wysokości 4 mln zł.
Czytaj również -> Grupa ratunkowa przejmuje władzę w Wiśle Kraków
W kilka tygodni stał się celebrytą, a kibice Białej Gwiazdy go pokochali. Spotkał się jednak z zarzutami, że nie działa bezinteresownie i lansuje się na pomocy Wiśle. - Nic na tym nie zyskam. Robię to dla mojego kolegi Rafała Wisłockiego i dla społeczności - odpowiada, dodając: - Dopiero budujemy w Polsce tradycję filantropii. Jeszcze nie nauczyliśmy się rozsądnego pomagania, które jest często inwestycją w przyszłość i to długoterminową inwestycją.
Złote dziecko IT
Dzięki zaangażowaniu w pomoc Wiśle zyskał rozgłos w środowisku piłkarskim, ale w swojej branży był doskonale znany dużo wcześniej. To złote dziecko polskiego IT. Ma 32 lata, a od dziewięciu wykłada na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Jako 24-latek został laureatem konkursu na najlepsze programy nauczania, uzyskując od ministerstwa w nagrodę milion złotych.
W 2017 roku z dwoma partnerami założył firmę Synerise, która dziś jest wyceniana na 85 mln euro. Zajmuje się sztuczną inteligencją i big datą. Chwali się, że głównym aktywem jego firmy jest jedna z najszybszych baz na świecie ("Warta więcej niż stadion"). Po pół roku istnienia Synerise została wyróżniona w konkursie Microsoft, w którym wzięło udział 30 tys. firm z całego świata, Ernst and Young uznał ją spółką o jednym z największych potencjałów technologicznych na świecie.
Do polskiej piłki wprowadził świeże spojrzenie. Jego występ w "Stanie futbolu", podczas którego zdradził, że wraz z Błaszczykowskim i Jażdżyńskim pożyczy Wiśle 4 mln zł, przejdzie do historii nie tylko przez tę deklarację. To był jego show. - Jestem osobą binarną, choć - jak wiecie - świat jest bardzo probabilistyczny - wypalił w pewnym momencie. Kiedy rozwijał kolejne wątki z pogranicza futbolu, biznesu i nowych technologi, pozostali goście i prowadzący tylko kiwali głowami, a Andrzej Iwan poprosił nawet o tłumacza.
Porażka i palenie pieniędzy
Informatyk z Krakowa działający w klubie z Krakowa? Brzmi znajomo. Królewski od początku unikał jednak porównań z Januszem Filipiakiem. Właściciel i prezes Cracovii to twórca największej polskiej firmy informatycznej, jeden z najbogatszych ludzi w kraju z majątkiem szacowanym na 515 mln zł i członek Narodowej Rady Biznesu.
- Nie jesteśmy firmą, która podoła finansowaniu Wisły, tak jak Comarch finansuje Cracovię. Jesteśmy wciąż za mali. My sami czasami musimy sięgać po zewnętrzne finansowanie. Nie mamy tyle wolnej gotówki. To jest nie ta liga. Comarch jest potężną firmą, znaną marką. Ciężko pracują na nią tysiące ludzi. My to robimy w inny sposób - podkreślał przy każdej okazji Królewski.
Jeśli już wypowiadał się o Filipiaku, to z pełnym szacunkiem. Nie uchroniło go to jednak przed atakiem, który prezes Cracovii przypuścił kilka dni przed derbami. Podczas spotkania ze studentami w Klubie Jagiellońskim Filipiak został zagadnięty o Synerise i odpowiedział w swoim stylu - z pozycji człowieka, który nie musi bawić się w dyplomację i przejmować opinią innych: - Porażka i palenie pieniędzy inwestorów.
Królewski zareagował na to na Twitterze, publikując dwa zdjęcia. Pierwsze; ze styczniowej gali AGH, podczas której spotkał się z Filipiakiem na scenie. Właściciel Cracovii otrzymał tytuł "Absolwenta AGH 2018", a Królewski został ogłoszony "Absolwentem juniorem AGH 2018". Na drugiej fotografii widać przemawiającego podczas konferencji Microsoftu prezesa największej firmy na świecie - Satyę Nadellę, z którym Królewski utrzymuje kontakty biznesowe.
"Dawno temu mężczyźni z klasą rozmawiali ze sobą. Dziś plotkują nie znając się. Synerise jest skromną, małą 180-osobową firmą zapaleńców, z ambitnymi marzeniami. Po prostu mamy innych idoli..." - napisał.
Bardzo lubię te zdjęcia. @WislaKrakowSA @AGH_Krakow. Dawno temu mężczyźni z klasą rozmawiali ze sobą. Dziś plotkują nie znając się. @Synerise jest skromną, małą 180-osobową firmą zapaleńców, z ambitnymi marzeniami - https://t.co/YOrVrOmdzW. Po prostu mamy innych idoli... pic.twitter.com/BeDaPHtG6n
— Jarosław Królewski (@jarokrolewski) 13 marca 2019
Biznes jest byznes
Filipiak rozwinął myśl w głośnym wywiadzie, którego udzielił Pawłowi Wilkowiczowi ze sport.pl. - Start-upy to meteoryty. Trzeba na nie patrzeć z perspektywy, bo pięknie lecą, ale czasem się z tego robi zero. Żeby firma była rzetelnie oceniona, to musi przez pięć, dziesięć lat pokazywać przychody, zyski. Na razie to jest niewiadoma - stwierdził.
Właściciel Cracovii nie podziela też entuzjazmu, z jakim spotkało się dynamiczne wejście Królewskiego w Wisłę: - Wiem jak trudno i długo buduje się klub piłkarski w Polsce. Widziałem też w naszej piłce wiele meteorytów, które narobiły szumu, a wartości po sobie nie postawiły
Filipiakowi nie było też w smak, że podczas wspomnianej gali stanął w jednym rzędzie z Królewskim: - Nawet przekazałem organizatorom z AGH swoje niezadowolenie. Mam 67 lat, 25 lat w biznesie, sprzedaję miliardy i stawianie mnie obok młodego człowieka, który dopiero zaczyna, nie jest w porządku. Nie chodzi o Jarosława Królewskiego, tylko o całą grupę firm robiących bańkę internetową, dostających wysokie oceny i rozgłos medialny bazujący na obietnicach. Czysta spekulacja, palenie pieniędzmi funduszy inwestycyjnych. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistym biznesem.
Czytaj również -> Jak Filipiak chciał kupić Błaszczykowskiego
Ta wypowiedź sprowokowała już Królewskiego do ostrzejszej riposty. "Nagrody w AGH nie otrzymuje się za 'byznes', a w Microsoft za marketing. Tesle, Amazon, Uber powinni za ujemny bilans zamknąć po roku i nie warto robić produktów tylko body leasing" - napisał na Twitterze, ale szybko usunął tweeta. Po refleksji, w innym wątku, odniósł się do tych słów zupełnie inaczej: "Mam w sobie wystarczająco dużo pokory i empatii by to rozumieć".
Wolta profesora
Relacje Filipiaka z Królewskim to nie jedyny smaczek niedzielnych derbów Krakowa. Wspomniany Jażdżyński, który w styczniu złożył się z Błaszczykowskim i Królewskim na pożyczkę dla Wisły, a dziś jest przewodniczącym rady nadzorczej klubu, od ponad dekady jest skonfliktowany z właścicielem Cracovii. Swoim wykładowcą z AGH.
W 1999 roku podjął pracę w należącej do Comarchu Interii. Pod jego kierownictwem dział biznesu rozwijał się tak dobrze, że kilka miesięcy później Jażdżyński został prezesem zarządu, a w 2001 roku, nie mając jeszcze 30 lat, wprowadził Interię na GPW w Warszawie. Zrobił to jako najmłodszy prezes zarządu w historii polskiego rynku kapitałowego.
Przeprowadził firmę przez kryzys, który dotknął rynek w kolejnych latach i umocnił pozycję Interii jako trzeciego największego, za Wirtualną Polską i Onetem, portalu w kraju. Miał jednak świadomość, że do rozwoju potrzebna jest ekspansja. Kolejnym krokiem miało być przejęcie komunikatora Gadu-Gadu.
- Gdy zobaczyłem statystyki, to oniemiałem. Baner reklamowy GG oglądało co dzień więcej osób, niż stronę główną Interii! Co więcej, komunikator bardzo pasował do naszej spółki, uzupełniał to, co oferowaliśmy użytkownikom i dawał ogromne możliwości marketingowe - tłumaczył.
Przejęcie GG miało kosztować ok. 40 mln złotych, które Interia miała uzyskać z podniesienia kapitału. Kiedy w połowie 2004 roku wszystkie szczegóły transakcji były uzgodnione, w przeddzień podpisania umowy o emisji akcji Comarch wycofał swoje poparcie.
- Myślałem o milionie akcji, czyli ok. 10 mln zł. Nie chciałbym, aby w wyniku oferty zaangażowanie procentowe Comarchu spadło. Chcę odwołać Tomka Jażdżyńskiego - mówił Filipiak, a kilka dni później zwołane na wniosek Comarchu walne zgromadzenie akcjonariuszy odwołało zarząd Interii z Jażdżyńskim na czele.
Jażdżyński odszedł z Interii do Wirtualnej Polski, następnie kierował portalem bankier.pl, a w 2008 roku, gdy Comarch pozbył się akcji Interii, wrócił do dawnej firmy. Czas pokazał, że to on, a nie Filipiak miał rację.
- Gdyby udało się wtedy przejąć Gadu-Gadu, to Interia natychmiast prześcignęłaby WP. Byłaby dziś, ostrożnie szacując, warta nawet ponad 1,5 mld zł, a nie trochę ponad 400 mln, jak wyceniał ją rynek przed ostatnim przejęciem. Do dziś nie rozumiem, dlaczego prezes Filipiak zmienił zdanie i do tego nie dopuścił - mówił po powrocie do Interii.
Przed kilkoma dniami Jażdżyński i Królewski weszli do rady nadzorczej Wisły, ale w niedzielę nie ugoszczą Filipiaka w loży prezydenckiej. Właściciel Cracovii zaproszenie dostał we wtorek, zbyt późno, by skorygować plany: - Mam wszystko ustalone na dwa, trzy miesiące do przodu, w piątek wylatuję z Polski, nie planowałem wizyty na derbach i już nie dało się tego zmienić.
197. derby Krakowa zostaną rozegrane w niedzielę o godz. 18:00. Spotkanie poprowadzi Tomasz Kwiatkowski z Warszawy.