Wisła Kraków - Legia Warszawa. Bogusław Leśnodorski: Na stadion Wisły wchodzę w koszulce Legii

- Poważny polski klub powinien być oparty na ludziach, którzy jego barwy mają we krwi, którzy są z nim związani. Tak jak w Wiśle - mówi Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii, który zimą pomógł Wiśle odzyskać licencję na grę w lidze.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Bogusław Leśnodorski WP SportoweFakty / Jordan Krzemiński/AKPA / Na zdjęciu: Bogusław Leśnodorski

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Legia czy Wisła?

Bogusław Leśnodorski: No Legia, a jak inaczej?!

Pana rodzina jest z Krakowa.

I to bardzo bliska rodzina. Wielu kuzynów stamtąd pochodzi, dziadek również. Dobre jaja są, bo jedna z moich sióstr jest zapalonym kibicem Cracovii, przez wiele lat mocno angażowała się w dopingowanie klubu. Z kolei jej mąż to ultras Wisły. Zresztą razem z nim idziemy w niedzielę na mecz.

Miałem właśnie pytać, czy się pan wybiera na stadion.

Wybieram, w koszulce Legii, zresztą jak zawsze. Tak sobie zorganizowałem czas, że w czwartek wyjechałem w góry do Zakopanego, a w niedzielę będę na stadionie.

Chciałbym, żebyśmy wygrali sprawiedliwie, a nie tak jak ze Śląskiem (1:0 - przyp. red.)... OK, zdobyliśmy trzy punkty, fajnie, ale jednak tak średnio fajnie. Nie oddajemy strzałów na bramkę, w zasadzie to nie gramy w piłkę. Lubię walkę, podoba mi się na przykład Atletico Madryt, ale ten zespół kontroluje mecz, walczy jakością. A nie wykopuje na pałę.

Tak jak dzisiejszy zespół prowadzony przez Ricardo Sa Pinto?

Wszyscy wiedzą, że nieprzyjemnie się tę drużynę ogląda, tylko co z tego? Na koniec ważna jest tabela. Co ja mogę powiedzieć z perspektywy kibica? Z Pucharu Polski odpadliśmy z pierwszoligową drużyną. Podoba mi się, jak prezentuje się Raków, świetną robotę wykonują w Częstochowie trenerzy i ludzie zarządzający klubem, ale porażkę z nimi uważam za straszny obciach.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Mocna opinia o Lewandowskim. "Jest bardzo sfrustrowany. To nie pomaga w tworzeniu drużyny"

W Legii wszystko jest odwrotnie, niż ja bym zrobił. Świadomie płaciłem duże pieniądze Arturowi Jędrzejczykowi, uważałem, że trzeba dbać finansowo o Polaków, na przykład Pazdana, chciałem ściągnąć do zespołu Błaszczykowskiego czy Grosickiego. Polski klub powinien być wizytówką polskiej piłki, to nie obcokrajowcy mają w nim decydować. Model stosowany obecnie w Wiśle Kraków jest zbliżony do tego, który ja preferuję.

Po pana odejściu z Legii był to zespół najpierw chorwacki, później stał się portugalskim.

Moim zdaniem, poważny polski klub powinien być oparty na ludziach, którzy jego barwy mają we krwi, którzy są z nim związani. To powinni być ludzie okazujący sobie szacunek, mający charakter, wspólne cele, idee. W Wiśle tak jest. Są Kuba, Wasyl, Maciek Stolarczyk. Mają jaja, są po ludzku fajni. No, ale każdy ma swój pomysł.

Pan rozumie wizję budowania drużyny przez Dariusza Mioduskiego? Znacie się przecież dobrze. 

Właśnie nie znam Darka dobrze. Jak zacząłem go poznawać, to się okazało, że się nie dogadamy. Gdy wpadł na pomysł, żeby zacząć się angażować w Legię, to dość szybko okazało się, że widzimy wiele rzeczy inaczej.

To znaczy?

Nie rozumiałem, co on do mnie mówi, może za głupi byłem. Po dwóch latach dalej nie wiem, o co mu chodzi. Ale jako kibic Legii twierdzę, że ligę wygramy. O stylu wszyscy zapomną. Oczywiście wolałbym, żebyśmy grali w piłkę, a nie kopali się po głowach, ale jeżeli ma to nas doprowadzić do mistrzostwa, przystaję na to.

Z dużym przekonaniem mówi pan o mistrzostwie Polski dla Legii. Przypominam, że od 13. kolejki liderem ekstraklasy jest Lechia Gdańsk.

Twierdzę tak, bo Legia nie ma z kim przegrać. To, że wyglądamy teraz słabo, nic nie znaczy. Wszyscy grają jeszcze gorzej. W ogóle nie traktuje Lechii poważnie, raczej w kategoriach żartu.

Żartu?

Doprecyzuję. Nie chodzi mi o to, że zespół jest żartem, mam do Lechii szacunek i fajnie, że im tak idzie. Ale hasło "Lechia mistrzem Polski" nie mieści mi się w głowie. I nie chciałbym, żeby mi się musiało zmieścić.

Rozumiem, że mówi pan między innymi w kontekście przyszłej walki w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów? Dwa ostatnie lata Legii w pucharach kończyły się jednak totalną kompromitacją.

Najbardziej męczy mnie to, że przegraliśmy nie dwa, a cztery dwumecze z leszczami. Ręce opadają.

I ma być lepiej?

Mam nadzieję, że w tym roku klub nie odpadnie w przedbiegach. Choć z taką grą, to nie na puchary, oj nie. Coś się musi zmienić, każdy to widzi. Nie da się zajść daleko wykopując piłkę na aferę z własnej połowy.

Przyjemniej ogląda się panu Wisłę czy Legię?

Cracovię i Pogoń.

Pytam o zespoły, które zagrają ze sobą w niedzielę. 

Wisła w dwóch meczach strzeliła dziewięć goli, dużo emocji dostarczyła, a Legia kopnęła gościa w rękę i zdobyła bramkę z karnego. Proszę się głupio nie pytać.

Ma pan satysfakcję? Bo gdyby nie pana pomoc, tego meczu mogłoby nie być.

Trochę tak jest, ale kolejne pięć czy dziesięć osób może powiedzieć to samo. Mam satysfakcję, że się udało. Fajnie, że w Krakowie ludzie kupują bilety, jest zainteresowanie. Od kibiców Wisły, zresztą od fanów innych klubów też, odebrałem mnóstwo gratulacji. Przecież wiadomo, że kibice Legii wolą grać z Wisłą niż, z całym szacunkiem, Termalicą.

Uratowanie Wisły to była trudna misja?

Wyczerpująca. Spało się mało, miałem nawet dwa dni bez snu, przypłaciłem to grypą, trochę się zmęczyłem.

Najgorsze już za Wisłą?

Jest wiele zmiennych. Kadrę mają wąską, na razie to zespół z łapanki, trzech złapie kontuzje i nie mają drużyny. Jeszcze kawał drogi żeby wygrzebali się z długów narobionych przez wcześniejsze ekipy. Akcja ratowania Wisły to była bardzo fajna przygoda, dała mi trochę pozytywnej energii, poznałem też fajnych ludzi.

Jarek Królewski to dobry wariat. Lubię kolorowych ludzi z jajami. Podoba mi się, że takie osoby pojawiają się w piłce. Fajnie, że Michał Brański z Wirtualnej Polski zaangażował się w Stomil Olsztyn czy Michał Świerczewski w Raków Częstochowa. Trzymam za nich kciuki. Jak oni wszyscy będą w ekstraklasie, to może i ja się skuszę na powrót.

Legia Warszawa pozbawiona skrzydeł. Problem mistrza Polski przed hitem

Nie wierze, że po całej akcji ratowania Wisły nie ma pan choć małego sentymentu do tego klubu. 

Żadnego! Ale do chłopaków z zespołu tak. Moje podejście się nie zmienia: Legia ma zdobyć mistrzostwo, a reszta kompletnie mi wisi.

Pana najmilsze wspomnienia z meczów z Wisłą Kraków?

Jak "Jędza" zrobił wślizg, wygarnął piłkę zza linii, dośrodkował do Dwaliszwilego, a Gruzin strzelił gola. Cyknęliśmy Wisłę 2:1 w Krakowie (kwiecień 2013 - przyp. red.). Dopiero po spotkaniu dowiedziałem się, że zdobyliśmy bramkę nieprawidłowo, ale po meczu to już się nie liczy. Poza tym i tak byśmy wygrali, za pięć minut strzelilibyśmy pewnie kolejnego gola. Ja zawsze uważałem, że byliśmy od Wisły lepsi.

Chociaż w Warszawie to szlag mnie raz trafił. Prowadziliśmy z Wisłą 2:0, robiliśmy, co chcieliśmy, Arek Głowacki dostał czerwoną kartkę w 27. minucie i mieliśmy mecz pod absolutną kontrolą grając z przewagą jednego zawodnika. W drugiej połowie Stilić strzelił gola życia z wolnego w okno i skończyło się 2:2 (marzec 2014 - red). Sieknął tak, że nie mogłem uwierzyć. Ale ja wściekły byłem wtedy, o matko.

To mecze Legii z Wisłą były dla pana hitem?

Na początku mojej pracy w Legii zdecydowanie tak. Lecha Poznań nie traktowałem poważnie. Wtedy Wisła była po swoich największych sukcesach, ale później się to zmieniło. Lech zaczął dobrze grać w piłkę i stał się dla nas rywalem na poziomie.

Pan miał wielkie marzenia związane z Legią.

Grosicki, Błaszczykowski, Wasilewski, Boruc... Marzyła mi się taka drużyna. I to było dużo bardziej realne niż sprowadzenie Roberta Lewandowskiego.

Z Kubą i Wasilewskim pan negocjował.

Jaką ja "Wasylowi" przysługę zrobiłem! O 50 tysięcy złotych poszło, nie dogadaliśmy się. Nawet w Brukseli u niego byłem, negocjowaliśmy po tym, jak odchodził z Anderlechtu. A on później trafił do Leicester City, został mistrzem Anglii i zarobił furę pieniędzy. Powinien mi pomnik postawić!

Błaszczykowski też do Legii nie trafił.

Rozmawialiśmy, powiedział, że by chciał, ale już wcześniej postanowił, że w Polsce zagra tylko w Wiśle. Szanuję go za taką postawę.

Co szczególnie zapamiętał pan pracując w Legii?

Wspólne przeżywanie wyników, osiąganie celów. Nie chcę, żeby to nieelegancko zabrzmiało, ludzie pewnie nie zdają sobie z tego sprawy, ale my podchodziliśmy do meczów na pewniaka. Nawet jak walka o mistrzostwo trwała do ostatniego meczu.

Bardzo mi się podobał mecz ze Sportingiem Lizbona, który wygraliśmy 1:0 i awansowaliśmy z grupy Ligi Mistrzów do Ligi Europy. Przez 90. minut byliśmy od nich lepsi. Dobrzy goście, ale ani przez chwilę nie było zagrożenia, że nie wygramy. Taktycznie to było mistrzostwo świata z naszej strony. Zawsze też cieszyło mnie, jak Lech dostawał od nas łomot.

A te trudniejsze momenty to?

W sezonie 2014-15 po wygranym Pucharze Polski wiedzieliśmy, że jesteśmy najlepsi w kraju. Nie uważaliśmy, że o mistrzostwie zdecyduje mecz z Lechem Poznań tydzień później, zagraliśmy go mentalnie na 90 procent, straciliśmy czujność i przegraliśmy 1:2. Mam do siebie największe pretensje o ten moment, nie zidentyfikowałem go jako decydujący. Później Górnik Zabrze się podłożył i przegraliśmy mistrzostwo jednym punktem.

Z Ajaksem Amsterdam w Lidze Europy w sezonie 2016-17 też nie powinniśmy przegrać, byliśmy nawet przekonani, że ich przejdziemy (Ajaks dotarł wówczas do finału Ligi Europy). A, no i Celtic, walkower. Słabe to było.

Piłka pana odmładza?

Wiek to stan umysłu. Jestem rocznik 75, czyli mam 103 lata. Duchowo raz się czuję nastolatkiem, a raz na znacznie starszego niż w rzeczywistości. Zawsze lubiłem utrzymywać kontakt z młodymi graczami Legii, z niektórymi piłkarzami do dziś się przyjaźnię, ale nie chcę mówić z kim, bo tam jest teraz tak, że jak wymienię osobę związaną z klubem, która się ze mną kontaktuje, to na drugi dzień może mieć ona przej...e.

A pan jest na Legii mile widziany? Nawiązuję między innymi do transparentu, który jakiś czas temu wywiesili kibice na "Żylecie". Zacytuję: "Leśnodorski dopuściłeś do tego, by (L)udzie uznali cię za niegodnego podania ci ręki" - napisali fani klubu po tym, gdy pomógł pan uratować Wisłę.

Jak jestem w Warszawie, to chodzę na mecze. Na Jagiellonii w środę też będę.

*
Bogusław Leśnodorski był prezesem Legii (2012-17) i współwłaścicielem klubu (2014-17). Za jego czasów drużyna zdobyła trzykrotnie mistrzostwo i puchar Polski, trzy razy awansował do fazy grupowej Ligi Europy i raz do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Zimą 2019 r. Leśnodorski i pracownicy jego kancelarii pomogli Wiśle Kraków w uzyskaniu licencji na grę w rundzie wiosennej ekstraklasy.

Wisła Kraków - Legia Warszawa. Carlitos: Obrażali moją rodzinę

Kto wygra?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×