Bundesliga: 20 lat temu Oliver Kahn "oszalał" w meczu z Borussią. Wybryki gracza Bayernu przeszły do historii

Getty Images / Team 2 Sportphoto/ullstein bild / Na zdjęciu: scena z pamiętnego meczu w 1999 r. Oliver Kahn (Bayern Monachium, z prawej) kontra Heiko Herrlich (Borussia Dortmund)
Getty Images / Team 2 Sportphoto/ullstein bild / Na zdjęciu: scena z pamiętnego meczu w 1999 r. Oliver Kahn (Bayern Monachium, z prawej) kontra Heiko Herrlich (Borussia Dortmund)

- Czy to Mike Tyson, czy Oliver Kahn? - pytał niemiecki komentator po tym, jak bramkarz Bayernu Monachium usiłował ugryźć Heiko Herrlicha. Później nabuzowany Kahn zaatakował w stylu kung-fu Stephane'a Chapuisata, a Andreasa Moellera wytargał za ucho.

Gdy wychodził na rozgrzewkę, czekała na niego solidna porcja gwizdów. I... banany. Poleciały w kierunku Olivera Kahna nie pierwszy i nie ostatni raz w Dortmundzie. Rywalizacji Borussii i Bayernu Monachium zawsze towarzyszył gigantyczny ładunek emocji. Nie inaczej było w Wielką Sobotę, 3 kwietnia 1999 r.

Równo 20 lat temu Bayern przyjechał na Westfalenstadion (obecnie Signal Iduna Park) jako zdecydowany lider Bundesligi, który pewnie kroczył po mistrzostwo. Po 23 kolejkach miał czternaście punktów przewagi nad broniącym tytułu 1. FC Kaiserslautern i aż dwadzieścia nad czwartą Borussią. Do tego Kahn wręcz zamurował swoją bramkę. Przed meczem z BVB poprawił rekord Bundesligi, który wcześniej należał do Olivera Recka (641 minut bez straty gola). Był niepokonany od 723 minut.

"Sprowokuj go, popchnij"

Jednak w Dortmundzie Bayern - prowadzony przez byłego trenera Borussii Ottmara Hitzfelda - początkowo był tylko tłem dla gospodarzy. Już w 13. minucie Heiko Herrlich pokonał Kahna, pakując piłkę do siatki po podaniu Larsa Rickena. "Tytan" przyznał po latach, że ten moment wyprowadził go z równowagi. - Po długiej przerwie straciłem bramkę i bardzo mnie to zdenerwowało. A w tamtym czasie moja sytuacja w kadrze też nie była różowa. Byłem krytykowany - tłumaczył w "Bildzie".

ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Bayern Monachium traci punkty. Gol Lewandowskiego ratuje remis! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Seria Kahna zakończyła się po 736 minutach (później - w sezonie 2002/03 - nie dał się pokonać przez 802 minuty, ale rok później stracił rekord na rzecz Timo Hildebranda ze Stuttgartu - 884 minuty). Rozpoczęła się za to inna seria - dziwnych zdarzeń i szalonych zachowań bramkarza.

Zobacz także: Lewandowski bez ogródek: To najtrudniejszy sezon od 6 lat

W walce o górną piłkę Kahna zaatakował Herrlich. Nie był to przypadek. Napastnik Borussii starał się sprowokować bramkarza, bo tak doradził mu doświadczony kolega z drużyny. - Juergen Kohler powiedział mi wcześniej: "Uważaj, Oli przy górnych piłkach pozwala się lekko prowokować. Popchnij go, żeby się zdenerwował". I tak zrobiłem w tej sytuacji - wspominał Herrlich.

"Wampir" z Monachium

Kahn, niemal wciśnięty do bramki, zareagował z furią. Najpierw odepchnął napastnika BVB, a potem... dobrał się do jego szyi. Przez moment usiłował ugryźć Herrlicha, na szczęście celu nie osiągnął. Gracz Borussii, wyraźnie zniesmaczony, dłonią wytarł szyję. A zdziwiony komentator telewizji Premiere aż krzyknął: "Czy to jest Mike Tyson, czy Oliver Kahn?". Nawiązał w ten sposób do pamiętnej walki rewanżowej Tysona z Evanderem Holyfieldem, z czerwca 1997 r. (Tyson odgryzł rywalowi kawałek ucha).

- Gdy ruszył na mnie i wcisnął swój nos w moją szyję, byłem zaskoczony. Nie ugryzł mnie, tylko skubnął. W każdym razie dziury w szyi nie miałem - komentował piłkarz z Dortmundu. - Trener powiedział nam, że mamy się wgryźć w przeciwnika. Wziąłem to sobie do serca - żartował Kahn, ale po latach widział to nieco inaczej. - Rzadko się wstydziłem. Być może wtedy w Dortmundzie. Po sytuacji z Herrlichem - przyznał.

"Wampir", "Drakula", "Gryzoń" - niemieckie media prześcigały się w wymyślaniu pseudonimów dla niego.

Mecz wymykał się Bayernowi z rąk, a jego bramkarz także miał w tym udział. W 32. minucie zza pola karnego uderzył Christian Nerlinger. "Tytan" interweniował źle - odbił piłkę, ale wprost pod nogi Herrlicha, któremu pozostało tylko powiedzieć "danke schön". A za moment Samuel Osei Kuffour wyleciał z boiska za brutalny faul na Rickenie.

Niczym dzikie zwierzę

0:2, gra w osłabieniu, wroga publika... U Kahna testosteron buzował. Bramkarz był jak wulkan tuż przed erupcją. Aż w końcu do niej doszło. Po podaniu z głębi pola na bramkę Bayernu ruszył Stephane Chapuisat. Byłby w sytuacji sam na sam z Kahnem, ale sędzia Bernd Heynemann przerwał akcję. Jak pokazały powtórki, popełnił błąd, bo Szwajcar nie był w tej akcji na pozycji spalonej. Ale to nie był koniec.

Kahn wybiegł poza pole karne i zrobił coś, co zdumiało wszystkich. Nie chodziło o złapanie piłki, bo po gwizdku arbitra niczym nie ryzykował. Bramkarz, mając piłkę w rękach, popisał się akcją niczym z kung fu. Z wyprostowaną nogą zaatakował Chapuisata. Napastnik BVB zdążył w porę zejść z drogi rozsierdzonemu Kahnowi. - Na szczęście go zobaczyłem i pomyślałem: "Lepiej, żebyś teraz nie szedł do piłki" - wspominał Chapuisat.

Oliver Kahn atakuje Stephane'a Chapuisata. Fot. ullstein bild/Getty Images
Oliver Kahn atakuje Stephane'a Chapuisata. Fot. ullstein bild/Getty Images

Aż dziw bierze, że za tę akcję - podobnie jak za próbę ugryzienia Herrlicha - bramkarz nie zobaczył choćby żółtej kartki. - Co się dzieje z Olim Kahnem? Czy te dwie bramki tak podziałały mu na nerwy? - dziwił się komentator Premiere. Do gracza Bayernu podszedł sędzia oraz Andreas Moeller z Borussii. Podminowany Oli jeszcze wytargał rywala za ucho!
"Kung-Fu-Kahn" albo "Vul-Kahn" (to kolejne pseudonimy Niemca po rozegranym 20 lat temu meczu) tak tłumaczył swoje zachowanie. - Podobnie jak u dzikiego zwierzęcia, które znajduje się w niebezpieczeństwie, tak i we mnie skumulowała się agresja, która musiała wybuchnąć. Była jakaś wewnętrzna siła, która chciała zasygnalizować: "Już mi się nie podoba" - mówił kilka dni po meczu.

Zobacz agresywne zachowanie Kahna w meczu z Borussią (na filmie od 1:01)


Na koniec pokazał klasę

Kahna próbował tłumaczyć po meczu Ottmar Hitzfeld. - Widać było, że jest całkowicie niezadowolony, sfrustrowany, ale nie chciał zrobić krzywdy Chapuisatowi. To było niepotrzebne, rozmawialiśmy o tym w szatni. Jak przegrywamy, to z klasą. A Oliver powinien dawać przykład - mówił trener Bayernu.

Dał przykład w drugiej połowie. Kahn ochłonął, a jego koledzy wzięli się do roboty. Po czerwonej kartce dla obrońcy BVB Stefana Reutera siły się wyrównały, a Bayern w ciągu pięciu minut doprowadził do remisu - po golach Alexandra Zicklera i Carstena Janckera.

Zobacz także: Łukasz Piszczek nadzieją Borussii Dortmund. Polak ma szanse zagrać z Bayernem

A później to Kahn pokazał próbkę swoich możliwości. Sędzia Heynemann dał się nabrać na teatralny upadek Dede i podyktował karnego dla Borussii. Bramkarz Bayernu wyszedł jednak zwycięsko z pojedynku z Rickenem, ratując monachijczykom punkt. Wreszcie mógł odczuwać satysfakcję. "Jedenastkę" obronił jakby na złość obrażającym go fanom BVB. Tuż przed trybuną południową, którą zajmują najzagorzalsi sympatycy klubu z Dortmundu.

Co ciekawe, zarówno Herrlich jak i Chapuisat nie mieli pretensji do zawodnika z Monachium. Jak informuje portal spox.com, ten pierwszy spotkał Kahna miesiąc po meczu w Dortmundzie, przy okazji wizyty u znanego lekarza Hansa-Wilhelma Muellera-Wohlfahrta. - Pogadaliśmy na luzie, ale nie o tym meczu - mówił Herrlich. Chapuisat podkreślał, że dla niego sprawa zakończyła się po spotkaniu.

Wiosną 1999 roku Bayern pewnie sięgnął po mistrzostwo Niemiec, Borussia była czwarta (21 pkt. za mistrzem). Oba zespoły ponownie zmierzą się w sobotnim (6.04.) hicie Bundesligi na Allianz Arenie w Monachium, tym razem dzielą je tylko dwa punkty (na korzyść BVB). Wielkie emocje gwarantowane.

Komentarze (0)