"Dawid Janczyk po pobycie w domu nie pojawił się od poniedziałku w klubie" - czytamy w oświadczeniu Odry Wodzisław opublikowanym w piątek. Z tego powodu Niebiesko-Czerwoni zakończyli współpracę z byłym reprezentantem Polski.
- Nie wytrzymał ciśnienia. Pojechał do domu, trudno było odmawiać mu przyjemności, jaką jest czas spędzony z rodziną. W końcu ma żonę i córki. Wiemy tylko od swoich zaufanych ludzi na miejscu, że Janczyk znowu poszedł w "długą". Potwierdza to fakt, że nie ma z nim kontaktu. Nie przyjechał na zajęcia. Mamy piątek, a nie ma gościa - opowiada nam Ryszard Wieczorek, trener Odry. Janczyk znowu dał się złapać w sidła alkoholizmu.
Wieczorek dodaje: - Umawialiśmy się przy zajęciach i opiece, że kiedy nie wytrzyma, musi zdać sobie sprawę, że to koniec współpracy. Trudno to bagatelizować, zamiatać pod dywan i przejść obojętnie do porządku dziennego, bo niebawem znowu mogłoby się to wydarzyć. Drużyna by to źle odebrała, gdybyśmy znowu się uginali.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Lechia kolejny raz zawiedzie w końcówce sezonu? "Wydaje mi się, że są mądrzejsi niż dwa, trzy lata temu"
Zapowiadało się inaczej
Wiadomość o zakończeniu współpracy między Odrą a Janczykiem zaskoczyła w Wielki Piątek, tuż przed świętami wielkanocnymi. Ostatnio więcej na jego temat było dobrych wieści. Piłkarz, po problemach z otrzymaniem zgody na grę, w końcu zadebiutował w marcu, w pierwszym meczu rundy wiosennej. Odra zremisowała 0:0, a Janczyk pojawił się na boisku w drugiej połowie.
Już tydzień później Wodzisław nosił 31-latka na rękach. Niebiesko-Czerwoni przegrywali w Nędzy 2:3. Nadzieje na punkty przywrócił w 69. minucie Janczyk, który trafił na 3:3. Odra poszła za ciosem i ostatecznie wygrała 5:4. Od tamtej pory ekipa Wieczorka jest nie do zatrzymania - wygrała dwa kolejne spotkania w lidze, nie straciła ani jednego gola a rywalom strzeliła ich aż 12. W międzyczasie Odra zdobyła okręgowy Puchar Polski. - Lada chwila Janczyk mógłby grać w pierwszym składzie - wyznaje trener Wieczorek.
"Wracamy do gry" - takie jest hasło Odry, skrojone wręcz dla Janczyka, który w Wodzisławiu miał w końcu wrócić do normalnego życia. Mógł zostać symbolem w klubie, który również wygrzebuje się z dna. W końcu dziewięć lat temu grał jeszcze w ekstraklasie.
Problem Legii Warszawa. Podwójne złamanie Mateusza Wieteski
Odra zaryzykowała i w połowie października przyjęła do siebie zawodnika, którego forma zostawiała wiele do życzenia. Poświęciła wiele: zorganizowano mu mieszkanie, początkowo był obserwowany wręcz 24 godziny na dobę. Większość dnia spędzał w ośrodku treningowym, gdzie pracował indywidualnie lub z całym zespołem.
Z każdym kolejnym treningiem forma Janczyka robiła się coraz lepsza. - Bardzo dobrze znosił trening. Męczył się, bo musiał, mając takie przejścia za sobą, Było widać, że z dnia na dzień odzyskuje sprawność. Wcześniej, jak przyjechał, nie był tak sprawny, o mało się nie przewrócił na piłce. Ale z dnia na dzień było widać, że Dawid wraca i że kiedyś dobrze grał w piłkę. Wciąż ma to zakodowane w mózgu - słyszeliśmy od trenera.
Piłkarz nie sprawiał problemów przełożonym i na święta Bożego Narodzenia, tak jak pozostali piłkarze, dostał miesiąc wolnego. - To czas weryfikacji. Musimy dać mu kredyt zaufania - przyznał szkoleniowiec. Udało się. Zawodnik wrócił do Wodzisławia i powoli zapracowywał na to, by przebić się do pierwszego składu. Kolejny raz dostał wolne, ale tym razem już nie wrócił do klubu.
Miał wszystko
Z nałogiem nie można było rozstać się natychmiast. Były terapie, spotkania z psychologami. - Wiadomo, złe myśli się pojawiają, ale wtedy dzwonię do domu. Rozmowami z żoną i dziećmi staram się zapełnić pustkę, jaka jest, gdy człowieka najdzie chandra. Nie jest łatwo, ale daję radę. I oby tak zostało - opowiadał Janczyk w rozmowie z Piotrem Dobrowolskim. Dziennikarz "Super Expressu" spisał gorzkie wspomnienia piłkarza.
Z ich współpracy we wrześniu powstała książka "Moja Spowiedź". - Z nudów, z bezradności, z tęsknoty za piłką piłem. Piłem, bo tego potrzebowałem, bo byłem już mocno uzależniony. Najpierw złamałem swoją zasadę niepicia po 19.00. Było mi wszystko jedno - czytamy w autobiografii Janczyka.
Na szerokie wody wypłynął z Sandecji Nowy Sącz. Stamtąd zgarnęła go Legia, z którą zdobył mistrzostwo Polski. Młody napastnik brylował potem na mistrzostwach świata do lat 20 w Kanadzie i został kupiony przez CSKA Moskwa za rekordowe wtedy 4,2 mln euro. W stolicy Rosji Janczyk wpadł w kryzys, nie miał szans na grę i zaczął pić. Nie pomogły kolejne wypożyczenia do Belgii i na Ukrainę. Karierę próbował ratować też w Polsce - pomocną dłoń wyciągnęły Korona Kielce, Piast Gliwice, Sandecja i ostatnio Odra Wodzisław.
Aleksandar Vuković: Jeszcze nas nie koronujcie
- Trenujemy pięć razy w tygodniu, mamy do dyspozycji kompleks boisk i zaplecze na najwyższym poziomie. Wiadomo, zarobiłem mnóstwo pieniędzy, które przez swoją głupotę straciłem, ale nie narzekam. Rodzinie nic nie brakuje. Żyjemy skromnie, ale wreszcie normalnie - opowiadał Janczyk "Super Expressowi".
Klub, jak na ligę okręgową, ma ogromne ambicje. Marzy im się powrót do ekstraklasy, ale to dopiero krok po kroku. Odra już nawiązała współpracę z VfL Wolfsburg i Levante UD. Ściąga młodych piłkarzy, którzy mogą podszkolić się od starszych kolegów, pamiętających czasy świetności Niebiesko-Czerwonych. Kadrę miał uzupełnić Janczyk, mistrz Polski, gwiazda młodzieżowego mundialu, która zdążyła zagrać w zagranicznych klubach. Niestety, Janczyk znowu zaprzepaścił szansę i spalił sobie kolejny most.