Lotto Ekstraklasa. Wisła Kraków - Wisła Płock. Leszek Ojrzyński. Trener od spraw beznadziejnych

Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński
Newspix / MICHAL CHWIEDUK / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński

Wisła Płock była na ligowym dnie, ale rundę finałową zacznie z bezpiecznej pozycji. Leszek Ojrzyński ma sprawić, by tak zostało do końca sezonu.

2 maja 2017 roku, finał Pucharu Polski. Arka Gdynia prowadzi z Lechem Poznań 2:0 na Stadionie Narodowym. Arkowcy są blisko historycznego sukcesu, pierwszy puchar kraju jest w zasięgu rąk. Kamera robi zbliżenie na ich trenera, Leszka Ojrzyńskiego. Ten w ręku ściska różaniec. Operator miał szczęście, uchwycił symboliczny moment. Arka wygrała 2:1 i sięgnęła po trofeum.

O talizmanie Ojrzyński opowiadał potem "Radiu Gdańsk": - Różaniec dostałem od przyjaciela, który był akurat w Rzymie. Miał go od swojej mamy. Miałem go przy sobie podczas pierwszego meczu, gdy debiutowałem na Cracovii. Wygraliśmy, strzeliliśmy bramkę w ostatniej minucie. Od wtedy, od 2011 roku, ten sam różaniec jest ze mną praktycznie w każdej chwili.

Szlakiem św. Jakuba

223 kilometry - tyle w sześć dni przeszedł Ojrzyński. Było to w 2013 roku, kiedy prowadził jeszcze Koronę Kielce. W niej zbudował słynną "bandę świrów", która zaskoczyła zajmując piąte miejsce w ekstraklasie. Trener skorzystał z kilku dni wolnego i udał się na wyprawę szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostela.

ZOBACZ WIDEO Serie A: Bologna FC krok od utrzymania. Skorupski lepszy od Bereszyńskiego i Linettego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Ezechiel Lasota. Piłkarz Boga

- Wróciłem do domu inny duchowo, jak i fizycznie. Byłem potulny jak baranek, wyrozumiały. Zmieniłem się trochę zewnętrznie, bo schudłem aż siedem kilogramów. Po dwóch tygodniach przebywania w miejskim otoczeniu wszystko powróciło jednak do normy. No i nie byłem już taki cichy i spokojny - opowiadał "Przeglądowi Sportowemu".

Sentyment pozostał. Synowi dał imię Jakub. Dziś młody Ojrzyński broni w juniorskich zespołach Legii Warszawa. Trener już często był przymierzany do Wojskowych, na razie kończyło się na spekulacjach.

Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński/fot. PAP, Adam Warżawa
Na zdjęciu: Leszek Ojrzyński/fot. PAP, Adam Warżawa

Ojrzyński wciąż czeka na drużynę z ligowego topu. Zespoły, które dotychczas obejmował nie były kandydatami do mistrzostwa Polski. Jednak potrafił zaskoczyć z Koroną, która skończyła wysoko pierwszy sezon z nowym trenerem, a Arka zdobyła Puchar Polski.

Czemu klub rozstał się z Ojrzyńskim, który wykręcił wynik ponad stan? Poszło o styl gry. Nowy prezes, Dominik Midak, chciał, żeby jego zespół grał przede wszystkim efektownie. A dotychczasowy szkoleniowiec nie bujał w obłokach i nie łudził się, że z ligowych wyjadaczy zrobi wirtuozów rozgrywających tiki-takę.

Na tym samym pomyśle przejechali się w Płocku. Wisła po nieudanej przygodzie z Dariuszem Dźwigałą zatrudniła Kibu Vicunę. Hiszpan miał nauczyć Nafciarzy ataku pozycyjnego i gry po ziemi. Efekt? Strefa spadkowa i liczba punktów taka sama, co ostatnie w tabeli Zagłębie Sosnowiec.

Wziąć piłkarzy za twarze

- W podobnym momencie przychodziłem do Arki Gdynia, ale ona miała wtedy zdecydowanie więcej punktów. A teraz wiemy, że w rundzie finałowej czekają nas dwa maratony. Najbliższe trzy mecze gramy między 22 i 28 kwietnia, a ostatnie trzy - między 11 i 18 maja. Naprawdę nie ma kiedy popracować. Mecz goni mecz. Lizanie ran i regeneracja. Trzeba to jak najlepiej zaplanować logistycznie i jak najwięcej z tego wydusić - opowiadał Ojrzyński w wywiadzie dla "TVP Sport". Zaraz po podpisaniu kontraktu odwołał jednodniowy urlop piłkarzy i przywołał ich na trening. Do tego ograniczył rolę klubowych mediów - nie wejdą już do szatni w dniu meczowym, jak dowiedział się "Przegląd Sportowy".

Być może błędem Kibu Vicuny było to, że zbyt łagodnie podszedł do zawodników. Tak można odczytać słowa prezesa Jacka Kruszewskiego, który tłumaczył, dlaczego zatrudniono akurat Ojrzyńskiego. - Wina leży po stronie piłkarzy. Trzeba ich wziąć za twarze. Teraz nie możemy jednak zrobić rewolucji i wymienić całej drużyny. Trener ma do nich dotrzeć. Teraz trwa krótkie zgrupowanie. Nad stroną mentalną już pracujemy. Wierzę, że Ojrzyński zmobilizuje zawodników na tyle, że znów przypomną piłkarskiemu społeczeństwu, że są dobrymi zawodnikami - wyjaśniał dla "Radia dla Ciebie".

W kilka dni nowy trener dotarł do zespołu na tyle, że przełamał się i wygrał ze Śląskiem Wrocław 2:0. Mecz z gatunku "do zapomnienia". Ojrzyński nie zakłamywał rzeczywistości i śladem Piotra Stokowca nie wysyłał rozczarowanych widzów do Włoch czy Hiszpanii. - Całe szczęście że wygraliśmy. Do stylu można się przyczepić, ale wcześniej drużyna na pewno rozgrywała ładniejsze mecze, ale punkty uciekały - mówił na pomeczowej konferencji.

Kolejny komplet punktów zdobył kilka dni później w Sosnowcu. To był pojedynek dwóch ekip z dna tabeli. Zwycięsko wyszli Nafciarze, którzy jednocześnie opuścili strefę spadkową. Mają punkt przewagi nad przedostatnią Arką, byłym zespołem Ojrzyńskiego.

- Nie, nie o to przecież chodzi - odpowiedział zapytany o to, czy ironicznie cieszy się z kryzysu Arki. - Najważniejsze, żebyśmy my tutaj, 18 maja cieszyli się, że Płock zostaje w Ekstraklasie.

Kolejny krok ku temu płocczanie mogą uczynić w Krakowie. W poniedziałek zagrają tam ze swoją imienniczką. Pierwszy gwizdek o godzinie 15:30.

Czytaj też: Giovani Lo Celso. Objawienie Realu Betis, wyrzut sumienia PSG

Źródło artykułu: