W poprzednim sezonie Lech po podziale ligi na dwie grupy był pierwszy w tabeli i miał punkt przewagi nad Legią. Mistrzostwo było bardzo realne, nawet kiedy prezesi klubu po słabych wynikach zwolnili Nenada Bielicę na dwie kolejki przed końcem sezonu. Przed ostatnim meczem z Legią w Poznaniu, "Kolejorz" spadł już na trzecie miejsce i w trakcie spotkania doszło do eksplozji frustracji, złości i rozgoryczenia kibiców. I to dosłownie. Ci najbardziej zagorzali, z "Kotła", przerwali spotkanie z Legią w 76. minucie przy stanie 2:0 dla rywala i zaczęli demolować stadion. Mecz nie został wznowiony, skończył się walkowerem dla Legii.
A kibice gospodarzy wyrwali siatkę odgradzającą boisko od sektora, obrzucali murawę racami i na nią wparowali. Jeden z nich podbiegł nawet do ławki rezerwowych Lecha i swojego piłkarza zaprosił na "solo". Sytuacja została opanowana dopiero, gdy na stadion wkroczył specjalny oddział policji. Zawodnicy po spotkaniu byli tak wystraszeni, że zamknęli się w szatni. Nikt nie chciał wyjść do strefy wywiadów, znalazł się tam Rafał Janicki, choć po jego twarzy można było odnieść wrażenie, że chyba przypadkiem, że pomylił drzwi.
Hit kolejki w poznańskim wydaniu pic.twitter.com/IooAkWmP7q
— Mateusz Skwierawski (@MSkwierawski) May 20, 2018
- Kibice mają prawo wyrażać swoje niezadowolenie - mówił Janicki. I chyba sam nie zdawał sobie sprawy, jaką głupotę powiedział.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Rasistowski skandal w Gdańsku! "Powinniśmy piętnować takie zachowanie a nie robimy kompletnie nic"
To był jeden z najczarniejszych dni w historii Lecha. Sportową porażkę przysłoniła wizerunkowa, prezes Legii Dariusz Mioduski nazwał to zdarzenie "wstydem dla całej ligi". Lech poniósł surowe konsekwencje finansowe (zapłacił 120 tysięcy złotych kary), a w pierwszych meczach nowego sezonu grał przy pustych trybunach. Nowe rozgrywki miały odciąć drużynę od tamtych traumatycznych i kompromitujących klub wydarzeń.
Tak się nie stało. Domino, które ruszyło pod koniec maja 2018 roku nie chciało się zatrzymać. Drużyna szybko, bo już w trzeciej rundzie eliminacji Ligi Europy, odpadła z europejskich pucharów, a jeszcze w sierpniu wpadła w ligowy kryzys. Szybko pracę stracił trener "przygotowywany przez lata", czyli Ivan Djurdjević. Już w listopadzie został odsunięty od pierwszego zespołu, choć Piotr Rutkowski z wielkimi emocjami mówił o nim, jako przemyślanej inwestycji i wielkim charakterze.
Gdy już Lech nie miał szans na tytuł, prezesi wykosztowali się na Adama Nawałkę i sztab szkoleniowy byłego selekcjonera. Ale wszystkich zwolniono już po czterech miesiącach.
W środę przy Bułgarskiej podobnej eskalacji złości i zamieszek nie będzie. Jak dowiedzieliśmy się w klubie, na stadionie ma być spokojnie i bezpiecznie. Będą natomiast przede wszystkim pustki, organizatorzy spodziewają się jednej z najniższych frekwencji w tym sezonie.
Kibice już dawno przestali utożsamiać się z grupą zawodników grających dla Lecha, niedawno podczas mecz z Pogonią wyśmiali swoich piłkarzy wywieszając wulgarne transparenty (czytaj TUTAJ).
Zawodnicy wiedzą z kolei, że dla większości z nich to ostatnie mecze w tym zespole (po sezonie z klubu odejdzie ponad 10 graczy). To miał być sezon odbudowy klubu, a zakończył się wysadzeniem gruzu. Choć rok temu wydawało się, że gorzej być nie może.
Czytaj również: Padnie niechlubny rekord frekwencji? Wymowne graffiti w Poznaniu