Michał Kołodziejczyk z Kataru
W mistrzostwach świata, które odbędą się zimą 2022 roku na wybudowanych na pustyni stadionach, nie ma niczego szokującego. To tylko podsumowanie kierunku, w którym zmierza piłka nożna. Turniej odbędzie się w rejonie, w którym futbol mało kogo interesuje, gdzie nie ma piłkarskich tradycji, gdzie latem jest za gorąco, żeby wyjść z klimatyzowanego pomieszczenia, i gdzie jeśli czegoś nie brakuje, to tylko pieniędzy. Historie o korupcji przy podejmowaniu decyzji o przyznaniu Katarowi prawa organizacji mundialu nikogo tutaj nie ruszają. Media napędzają propagandę, budowy gospodarkę, a medialny szum uwiarygadnia markę "Katar" w trudnych czasach po wprowadzeniu embarga przez sąsiadów.
Łatwo w Dausze dać się nabrać i pozwolić się zauroczyć. Te wszystkie projekty biodegradowalnych stadionów, metra, które uczyni życie mieszkańców kraju łatwiejszym, pomysły na inteligentne miasta i łatwość w zagospodarowywaniu terenów, po których wcześniej idący wielbłąd narzekał na zbyt twarde podłoże, muszą imponować. To pierwszy turniej, co do którego mam pewność, że zdąży ze wszystkimi budowami. Być może też zapłaci dziennikarzom za przyjazd, a kibicom da duże zniżki, zapewni chłód tam, gdzie gorąco, i fajerwerki tam, gdzie będzie nudno.
Czytaj także: Mundial 2022. Katar - cena miłości
Jest jednak jak ojciec, który daje synowi pieniądze na najdroższe ubrania i wysyła go na najlepsze studia, ale nie znajdzie czasu, by spędzić z nim godzinę i pogadać o życiu. W szybkiej karierze Kataru nie ma nic z amerykańskiego snu, który kochamy w filmach, bo Katar nie miałby nic do zaoferowania wielkiej piłce, gdyby nie miał pieniędzy. W piłkarskiej hierarchii jest tak mały, że musi wejść na swój portfel, by poczuć się wyższym. I tak naprawdę udowadnia teraz, że nieskończoność zer po przecinku na koncie może dać właściwie wszystko, tylko nie miłość.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Rasistowski skandal w Gdańsku! "Powinniśmy piętnować takie zachowanie a nie robimy kompletnie nic"
W katarskim pomyśle na mundial nie da się zakochać, bo podejrzenia i wątpliwości pojawiają się już na pierwszej randce. Za dużo jest sztucznych piersi, dmuchanych ust, gładzonych zmarszczek, makijażu, a przede wszystkim słów, które po krótkim: "sprawdzam", okazują się być kłamstwem. Futbol to nasza pasja - mówią Katarczycy, po czym na meczach ligowych nikt nie pojawia się na trybunach, a Ligę Mistrzów w telewizji ogląda garstka ekspatów. Robotnicy mają tu wszystko - mówią, a robotnicy potwierdzają, ale że mają tu piekło. Nie wiem, czy komuś imponuje katarski sposób na zbudowanie własnej reprezentacji, bo Katar niby rzeczywiście szkoli, jednak głównie zawodników o obcych korzeniach. Niby rzeczywiście nie zmusza do gry dla swojej kadry, jednak zadaje młodym ludziom proste pytanie: "Czy wolisz być biedny, czy bogaty?". Więc pierwszą opcję wybierają tylko skrajni patrioci. Albo idioci.
Oczywiście, nikt nigdy nie powiedział, że piłka jest nasza - europejska, albo choćby brazylijska. Nikt nie dał jej nam na zawsze, a nawet sami rozwoziliśmy ją po wszystkich zakątkach świata, zachęcając, by inni także ją kopali. W Katarze zrzucona ze statku, ugrzęzła jednak w piasku i odnaleziono ją dopiero ze złożami ropy i gazu. Dla futbolu mundial w Katarze będzie meczem na wyjeździe, z sektorem dla kibiców gości w jednej zatoce. Być może da się zorganizować igrzyska olimpijskie w jednym mieście, ale pomieszczenie piłkarskich kibiców z Ukrainy i Rosji, Serbii i Kosowa, Anglii i Francji czy Grecji i Turcji na tak małej przestrzeni, przerasta moją wyobraźnię.
Zobacz również: Mundial 2022. Katar - piłkarscy niewolnicy
Nie wyobrażałem sobie jednak także klimatyzowanej otwartej ulicy, wybudowania tak starannie scenografii starego arabskiego targu, by rzeczywiście wyglądał na stary, nie sądziłem, że da się na pustynię sprowadzić 14 tysięcy krów, żeby mieć mleko i nie zakładałem, że w kraju, z którego co miesiąc w plastikowych workach wylatują ciała robotników do Bangladeszu, szpital dla sokołów zajmował trzy piętra.
Mistrzostwa świata w Katarze to karykatura narysowana przez FIFA, dla której liczą się tylko pieniądze. Nie zdziwię się, jeśli z Dauhy zrobi się piłkarską ziemię obiecaną i wielkich meczów rozgrywanych będzie tam coraz więcej, nawet - jeśli trafi tam kiedyś finał Ligi Mistrzów. Katarczyków na to stać, bo mają pieniądze, a piłkarskie władze na to stać, bo nie mają skrupułów. I wszystko pięknie wyglądać będzie w telewizji, w tylu "K", ilu jeszcze nie wymyślono.