Mateusz Wieteska: Nie zapadnę się pod ziemię

Newspix / Adam Starszynski / PressFocus / Na zdjęciu: Mateusz Wieteska
Newspix / Adam Starszynski / PressFocus / Na zdjęciu: Mateusz Wieteska

- Trzeba to przyjąć po męsku: wziąć na klatę i walczyć dalej - powiedział WP SportoweFakty Mateusz Wieteska. Obrońca Legii Warszawa strzelił gola samobójczego w meczu z Jagiellonią Białystok (0:1).

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Mistrzostwo Polski w tym sezonie jest jeszcze realnym celem?

Mateusz Wieteska, obrońca Legii Warszawa: Musimy wierzyć do końca. Mamy jeszcze jedno spotkanie w tym sezonie, więc różne rzeczy mogą się zdarzyć. Oczywiście nie wszystko już zależy od nas, ale jeśli wygramy, to może Piast straci punkty? A jeśli nie, to będziemy mogli być źli tylko na siebie.

Co ma pan na myśli?

Mieliśmy wiele okazji, by wcześniej wskoczyć na pozycję lidera oraz wypracować sobie odpowiednią przewagę. Zamiast tego traciliśmy głupio punkty i w efekcie sami zrobiliśmy sobie pod górkę. Nie można przecież liczyć ciągle na szczęście.

Pan go ewidentnie w środę nie miał.

Głupio stracony gol, ale widocznie tak miało być. Tak jak opowiadałem przed chwilą, zabrakło tam odpowiedniego porozumienia się z Radkiem (Majeckim - przyp. red.) - zwykłej komunikacji. Usłyszałem jego krzyk, aby zostawić piłkę, ale było już za późno na zmianę decyzji, bo wcześniej rozpocząłem wślizg.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Legia Warszawa walczy o mistrzostwo Polski. "Jesteśmy w szalenie trudnej sytuacji"

Słyszał pan teorię, że w skutecznej interwencji przeszkodziła maska?

Nie, ona nie miała tu nic do rzeczy. Widziałem piłkę, to był mój błąd.

Będzie pewnie długo panu wypominany, jeśli nie zdobędziecie tytułu.

Tak jak już wcześniej mówiłem pana kolegom, zdaje sobie z tego sprawę, ale nie zapadnę się pod ziemię. Trzeba to przyjąć po męsku: wziąć na klatę i walczyć dalej.

Niewiele zabrakło, by zrehabilitował się pan jeszcze w tym meczu w doliczonym czasie gry.

Tak, doszedłem do pozycji strzałowej kilka metrów od bramki i uderzyłem głową. Wydaje mi się jednak, że piłka trafiła w obrońcę Jagiellonii i dzięki temu bramkarz mógł spokojnie to złapać.

Czytaj także: "Paranoja. Jak to oglądać?" - Twitter o meczu Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa

W ten sposób ponieśliście trzecią porażkę w rundzie finałowej i zarazem zaliczyliście piąty mecz z rzędu bez czystego konta.

Skoro tracimy bramki przez cały czas, to wiadomo, że winę ponoszą zawodnicy na boisku. W tym meczu przecież też na pewno wydarzyło się coś takiego, że Jagiellonia dochodziła do tych sytuacji. Musimy więc jeszcze raz je zobaczyć, przeanalizować i wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Źródło artykułu: