Lotto Ekstraklasa. Złe wieści dla Legii Warszawa - lider nie zwykł potykać się na finiszu

Po raz 32. w historii mistrza Polski wyłoni dopiero ostatnia kolejka sezonu. Historia przemawia za Piastem - prowadzący w wyścigu po tytuł nie zwykli potykać się tuż przed metą. Tylko trzy razy zdarzyło się, by lider wypuścił mistrzostwo z rąk.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
piłkarze Legii Warszawa Getty Images / Piotr Kucza / Na zdjęciu: piłkarze Legii Warszawa
Najdłużej, bo aż po 21 kolejkach liderem Lotto Ekstraklasy była Lechia Gdańsk. Zespół Piotra Stokowca został mistrzem sezonu zasadniczego, ale w fazie finałowej złapał zadyszkę i już po jej pierwszej kolejce został zdetronizowany przez Legię Warszawa.

Mistrz Polski wskoczył wtedy na fotel lidera po raz pierwszy w sezonie, ale nie zdążył się w nim rozsiąść, bo po 35. kolejce zepchnął go z niego Piast Gliwice.
Przed ostatnią kolejką sezonu Piast przewodzi tabeli i ma dwa punkty przewagi nad Legią. By być pewnym zdobycia mistrzostwa bez oglądania się na wynik meczu Legii z Zagłębiem Lubin, zespół Waldemara Fornalika musi w niedzielę pokonać Lecha Poznań. Jeśli Piast i Legia będą miały tyle samo punktów, co zdarzy się w przypadku remisu gliwiczan i zwycięstwa warszawian, mistrzem zostanie Legia, ponieważ o kolejności w tabeli decydować będzie miejsce po sezonie zasadniczym: Legia była druga, a Piast trzeci.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool dokonał niemożliwego w Lidze Mistrzów. "To była lekcja nawet dla najwierniejszych kibiców"
Scenariusz, w którym po mistrzostwo sięga Legia, nie jest nierealny, ale historia polskiej ligi uczy, że w ostatniej kolejce lider nie zwykł oddawać prowadzenia. Sezon 2018/2019 jest 32., w którym mistrza kraju poznamy dopiero w ostatniej kolejce. Dotąd tylko trzykrotnie zdarzyło się, by zespół, który przed decydującą serią spotkań był liderem, nie zostawał mistrzem. I za każdym razem towarzyszyły temu nadzwyczajne okoliczności.

Cała Polska widziała

Ostatni raz z taką sytuacją mieliśmy do czynienia na finiszu sezonu 1992/1993, a dzień, w którym odbyła się ostatnia kolejka tamtych rozgrywek, przeszedł do historii jako "Niedziela cudów". Do ostatniego gwizdka w walce o tytuł liczyły się trzy zespoły: Legia, Łódzki Klub Sportowy i Lech Poznań. Liderem była Legia, która miała tyle samo punktów co ŁKS, ale wyprzedzała łodzian dzięki lepszemu o trzy gole bilansowi bramkowemu i to właśnie ta statystyka miała decydujące znaczenie przy równej liczbie "oczek". Lech był trzeci z punktem straty do Legii i ŁKS-u.

W ostatniej kolejce Legia grała na wyjeździe z pewna ligowego bytu Wisłą Kraków, a ŁKS podejmował zdegradowaną już Olimpię Poznań. Spodziewano się korespondencyjnej walki na bramki i faktycznie do niej doszło. Legia rozbiła Wisłę 6:0, a ŁKS pokonał Olimpię 7:1 - te wyniki sprawiły, że warszawianie obronili pozycję lidera i cieszyli się z odzyskania mistrzostwa po 22 latach przerwy.

Czytaj również -> Vuković nie traci nadziei na mistrzostwo

Przebieg spotkań Legii i ŁKS-u wzbudził jednak podejrzenia o korupcję. Kibice Wisły jeszcze w trakcie meczu namawiali swoich piłkarzy do zejścia z boiska, a następnie do podzielenia się łapówką, która według "Tempa" miała wynosić 800 mln starych złotych. UEFA zażądała od PZPN wyjaśnień, a dzień po "Niedzieli cudów" polska federacja nałożyła na Legię, ŁKS, Olimpię i Wisłę zakazy transferowe i kary finansowe w wysokości pół miliarda starych złotych, ale wyniki zostały utrzymane i to Legia była mistrzem.

10 lipca tytuł został jednak odebrany Legii. Podczas zjazdu PZPN ówczesny wiceprezes związku Ryszard Kulesza wypowiedział legendarne słowa o tym, że "cała Polska widziała", że Legia kupiła mecz z Wisłą. Mimo braku dowodów delegaci anulowali wyniki spotkań Legii z Wisłą i ŁKS-u z Olimpią, co dało mistrzostwo Lechowi. Kolejorz w ostatniej kolejce zremisował z Widzewem Łódź (3:3), dzięki czemu zrównał się punktami z Legią i ŁKS-em, ale wyprzedził te zespoły dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu: +41 wobec +24 Legii i +21 ŁKS-u.

Legia dwukrotnie (w 2004 i 2007 roku) zwracała się do PZPN o oficjalne przyznanie jej mistrzostwa z 1993 roku, ale federacja je odrzuciła. Mimo to klub z Łazienkowskiej 3 tytułuje się mianem 14-krotnego mistrza Polski, dopisując do długiej listy swoich sukcesów także wygranie ligi w "Niedzielę cudów".

Piłkarski poker w realu

Na boisku, po grze fair czy nie, Legia obroniła jednak pierwszą pozycję i przynajmniej przez trzy tygodnie cieszyła się tytułem. By znaleźć ostatniego lidera, który nie sięgnął po mistrzostwo, choć przed ostatnią kolejką miał wszystko w swoich rękach, trzeba się cofnąć do sezonu 1981/1982.

Liderem ekstraklasy był Śląsk Wrocław, który miał punkt przewagi nad Widzewem Łódź. WKS mógł zostać mistrzem już w 29. serii, ale na wyjeździe uległ 1:3 Stali Mielec i o tytule miała zadecydować ostatnia kolejka, w której Śląsk podejmował Wisłę Kraków, a Widzew mierzył się w Chorzowie z Ruchem.

Biała Gwiazda była już utrzymana w lidze, ale piłkarze Śląska chcieli mieć pewność, że wygrają. Władze klubu nie zamierzały jednak przeznaczać pieniędzy na łapówkę dla wiślaków, więc w zbiórkę pieniędzy zaangażowali się sami zawodnicy.

"Działacze nie dali pieniędzy na kupno meczu, ponieważ uznali, że Śląsk stać na to, by zdobyć tytuł bez wspomagania. Zawodnicy szukali więc pieniędzy na własną rękę. Pomógł właściciel zakładu hydraulicznego z Dzierżoniowa, prywatnie znajomy obrońcy Śląska Pawła Króla. Pożyczył piłkarzom z Wrocławia 400 tysięcy złotych, które ci przekazali zawodnikom Wisły" - czytamy w "Wielkim Widzewie" autorstwa Marka Wawrzynowskiego.

Ze swoją propozycją do wiślaków zwrócili się też łodzianie. Śląskowi tytuł dawała tylko wygrana, a remis przy zwycięstwie Widzewa sprawiłby, że mistrzostwo trafi do Łodzi. "Widzewowi zależy bardziej byśmy zagrali najlepszy mecz w życiu. Dodatkowo dysponuje mocnymi argumentami: dolarami za sprzedaż Zbigniewa Bońka do Juventusu" - pisał w "Spalonym" Andrzej Iwan. Jego położenie było o tyle ciekawe, że po zakończeniu sezonu miał zamienić Wisłę na Widzew, więc chciał grać we Wrocławiu o zwycięstwo.

Mając do wyboru atrakcyjniejszą ofertę od Widzewa, wiślacy w ostatniej chwili podnieśli stawkę. We Wrocławiu do rozpoczęcia meczu trwała zbiórka i ostatecznie tuż przed pierwszym gwizdkiem powiększoną łapówkę od dziewczyny jednego z piłkarzy gospodarzy odebrała narzeczona zawodnika Wisły. Do przekazania pieniędzy doszło... w toalecie na stadionie. To, co sześć lat później przedstawił Janusz Zaorski w "Piłkarskim Pokerze", nie było tylko filmową fikcją.
Kto zostanie mistrzem Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×