Lotto Ekstraklasa. Piast Gliwice polskim Leicester City? Nawet lepiej!

Newspix / Ireneusz Dorożański / Na zdjęciu: piłkarze Piasta Gliwice
Newspix / Ireneusz Dorożański / Na zdjęciu: piłkarze Piasta Gliwice

Rok temu Piast utrzymał się w ekstraklasie dopiero w ostatniej kolejce, a teraz jest krok od zdobycia mistrzostwa. Gliwiczanie to fenomen, ale historia zna podobny przypadek cudem uratowanego autsajdera, który w rok przeszedł metamorfozę w mistrza.

W tym artykule dowiesz się o:

W 2016 roku cały piłkarski świat ekscytował się triumfem Leicester City w Premier League. Lisy z Marcinem Wasilewskim w składzie utarły nosa angielskim gigantom i zasłużenie sięgnęły po mistrzostwo Anglii, choć sezon wcześniej rozpaczliwie biły się o utrzymanie w lidze.

Przez większość rozgrywek 2014/2015 ekipa z King Power Stadium była w strefie spadkowej, z której wydostała się dopiero w 34. kolejce, a widmo spadku oddaliła od siebie dopiero w przedostatniej serii spotkań. Przed kolejnym sezonem Lisy przejął Claudio Ranieri, który był świeżo po kompromitującym epizodzie z reprezentacją Grecji, i poprowadził zespół do pierwszego w historii mistrzostwa Anglii. Więcej o tym TUTAJ.

Tańczący ze Słoniami

Historia, którą w tym sezonie pisze Piast, ma wiele punktów wspólnych z bajką o mistrzowskich Lisach, ale jest nawet bardziej spektakularna. Po pierwsze, Leicester City utrzymanie w Premier League zapewnił sobie fantastycznym finiszem i był pewny ligowego bytu już kolejkę przed końcem sezonu. Piast natomiast drżał o utrzymanie niemal do ostatniego gwizdka poprzednich rozgrywek, a zagwarantował je sobie dopiero w bezpośrednim starciu z innym walczącym o przetrwanie zespołem - Bruk-Betem Nieciecza. A nie przystępował do tego meczu w roli faworyta.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Piast Gliwice zasłużył na mistrzostwo Polski. "W odróżnieniu od Legii i Lechii świetnie wykorzystali wiosnę"

Gliwiczanie znajdowali się w strefie spadkowej niemal przez cały sezon zasadniczy, a kiedy już się z niej wydostali, to nie potrafili od niej odskoczyć. Na powierzchni utrzymywali się między 27. a 35. kolejką, ale na samym finiszu rozgrywek przegrali trzy mecze z rzędu i znów wylądowali pod kreską: w przedostatniej serii spotkań Piast przegrał wysoko we Wrocławiu ze Śląskiem (1:4), a Bruk-Bet wygrał z Arką Gdynia (2:1), spychając gliwiczan do strefy spadkowej.

Drugiego obok Sandecji Nowy Sącz spadkowicza miał wyłonić mecz ostatniej kolejki, w którym Piast podejmował właśnie Bruk-Bet. Motywowanym premią w wysokości 1,5 mln zł Słoniom do szczęścia wystarczał remis, a gliwiczanie musieli wygrać. I w najważniejszym meczu sezonu walczący o życie Piast rozbił rywala 4:0. Triumf gliwiczan był tym wymowniejszy, że zespół Waldemara Fornalika nie dał żadnych szans drużynie prowadzonej przez Jacka Zielińskiego - trenera powszechnie i nie bez racji uważanego za specjalistę od misji ratunkowych. Rok temu mu się nie udało, ale w tym sezonie potwierdził tę reputację jako trener Arki Gdynia.

- Piast się po nas przebiegł. Byliśmy drużyną zdecydowanie gorszą. Mentalnie nie wytrzymaliśmy ciśnienia i zagramy w pierwszej lidze - mówił Zieliński. A Fornalik triumfował, odbudowując mentalnie kompletnie rozbity serią porażek zespół: - Cieszy nas, że zespół udźwignął ciężar tego meczu. Przed spotkaniem można było wyczuć presję, którą jako trenerzy musieliśmy zdjąć z piłkarzy. Był to jednak ciężki sezon. Nie przeżyłem takiego w żadnym klubie.

W Gliwicach bez zmian

Po drugie, Leicester City do mistrzostwa poprowadził trener, który przejął zespół już po sezonie 2014/2015. Pojawienie się Ranieriego dało drużynie nowy bodziec i stanowiło nowe otwarcie na King Power Stadium. Ponadto zespół został solidnie wzmocniony. Do Leicester City dołączyło dziewięciu zawodników, w tym N'Golo Kante, Robert Huth i Shinji Okazaki, a nie odszedł nikt ważny.

Fornalik po utrzymaniu Piasta nie był pewny zachowania posady. Jeszcze 25 maja, tydzień po spacerze ze Słoniami, "Przegląd Sportowy" pisał, że notowania szkoleniowca przy Okrzei 20 nie są wysokie i klub zastanawiał się nad zatrudnieniem Artura Skowronka. Więcej o tym TUTAJ. Były selekcjoner reprezentacji Polski źle zaczął przygodę z Piastem. Zastąpił Dariusza Wdowczyka 19 września 2017 roku, a na pierwsze zwycięstwo pod jego wodzą zespół czekał sześć tygodni. W międzyczasie zdobył tylko dwa punkty w czterech ligowych spotkaniach i odpadł z Pucharu Polski z I-ligowym Chrobrym Głogów. Potem Fornalik zapanował nad sytuacją, ale nerwowy finisz sezonu zachwiał zaufaniem wobec niego.

W Gliwicach spodziewano się po jego pracy więcej, ale ostatecznie pozostał na stanowisku. Z klubem pożegnał się za to dyrektor sportowy Jacek Bednarz. Do nowych rozgrywek zespół przystąpił w niemal niezmienionym składzie, a nawet nieco osłabionym odejściami Martina Bukaty i Sasy Zivca. Do tego Fornalik sam zrezygnował z usług Konstantina Vassiljeva. Nowymi twarzami w drużynie byli tylko Jorge Felix i Piotr Parzyszek, a po roku spędzonym w GKS-ie Katowice na Okrzei 20 wrócił Tomasz Mokwa. Nie był to zaciąg na miarę mistrzostwa.

Triumfalny marsz

Wzmocniony Leicester City w mistrzowskim sezonie był poza podium tylko po pięciu kolejkach, od 11. serii nie spadł poniżej trzeciego miejsca, a gdy po 23. kolejce zajął fotel lidera, to nie opuścił go już do ostatniego gwizdka sezonu. Cała Anglia zdążyła oswoić się z myślą, że Lisy utrą nosa Arsenalowi, Tottenhamowi Hotspur i Manchesterowi City.

Piast natomiast kapitalnie zaczął sezon 2018/2019, wygrywając trzy pierwsze mecze, ale samodzielnym liderem Lotto Ekstraklasy nie został aż do 35. kolejki. Przez całą jesień utrzymywał się w grupie mistrzowskiej, ale jego strata do lidera rosła systematycznie. Na koniec pierwszej rundy był piąty w tabeli i miał aż 11 punktów mniej od Lechii Gdańsk, a tuż po zimowej przerwie strata ta wzrosła do 14 "oczek". Nikt nie upatrywał w nim czarnego konia rozgrywek.

Piast nieudanie, bo od porażki z Cracovią (1:2), zaczął rundę wiosenną, ale potem ruszył w triumfalny marsz ku szczytowi. Wygrał 12 z 15 kolejnych spotkań, dwa zremisował i tylko jedno przegrał, a przed własną publicznością zdobył komplet punktów (24) - to zdecydowanie najlepszy bilans wiosny. Na koniec sezonu zasadniczego zespół Fornalika wciąż miał jednak siedem punktów straty do lidera. W fazie finałowej pokonał jednak na wyjeździe i Lechię, i Legię, zgłaszając mistrzowskie aspiracje. A po 35. kolejce zepchnął z pierwszego miejsca stołeczny zespół i przy pierwszej próbie obronił pole position.

Przed ostatnią kolejką sezonu Piast przewodzi tabeli i ma dwa punkty przewagi nad Legią. By być pewnym zdobycia mistrzostwa bez oglądania się na wynik meczu Legii z Zagłębiem Lubin, zespół Fornalika musi w niedzielę pokonać Lecha. Jeśli Piast i Legia będą miały tyle samo punktów, co zdarzy się w przypadku remisu gliwiczan i zwycięstwa warszawian, mistrzem zostanie Legia, ponieważ o kolejności w tabeli decydować będzie miejsce po sezonie zasadniczym: Legia była druga, a Piast trzeci.

Piast to fenomen, bo w meczu 35. kolejki z Jagiellonią Białystok (2:1), po którym wskoczył na fotel lidera, wystąpiło aż 11 zawodników, którzy rok temu nie potrafili uniknąć rozpaczliwej walki o utrzymanie w ekstraklasie: bramkarz Jakub Szmatuła, obrońcy Jakub Czerwiński, Aleksandar Sedlar, Marcin Pietrowski i Mikkel Kirkeskov, pomocnicy Patryk Dziczek, Tomasz Jodłowiec, Gerard Badia i Joel Valencia oraz napastnik Michal Papadopulos. Aż dziewięciu z nich zagrało w meczu o życie z Bruk-Betem (wszyscy poza Kirkeskovem i Valencią). Teraz dokładnie ci sami ludzie zagrają o pierwsze w historii mistrzostwo Piasta.

Śladem Napoleona

Jeśli Piast sięgnie w niedzielę po tytuł, powtórzy nieprawdopodobny wyczyn Ruchu Chorzów z lat 1978-1979. Niebiescy to jedyny w historii polskiej ligi zespół, który zdobył mistrzostwo, choć w sezonie poprzedzającym wygranie ligi nie był pewny utrzymania aż do ostatniej kolejki.

Po przyzwoitej rundzie jesiennej sezonu 1977/1978 Niebiescy zajmowali 9. miejsce, ale wiosną wpadli w kryzys. W pierwszych ośmiu meczach po zimowej przerwie zdobyli tylko dwa punkty i wylądowali w strefie spadkowej. Gdy cztery kolejki przed końcem sezonu przegrali derby z Górnikiem Zabrze (0:2), spadli na samo dno i wydawało się, że ich degradacja jest nieunikniona.

Trzy kolejne spotkania chorzowianie jednak wygrali i przed ostatnią kolejką zajmowali 14. miejsce - ostatnie bezpieczne. Mieli tyle samo punktów co znajdujący się już w strefie spadkowej Zawisza Bydgoszcz (25), wyprzedzając rywali dzięki lepszemu bilansowi spotkań bezpośrednich (2:0, 0:0). W ostatnim meczu Ruch wygrał w Łodzi z Widzewem 4:2 - Zawiszy nie pomogło nawet zwycięstwo z Odrą Opole (3:0).

Mimo utrzymania zespołu w ekstraklasie Teodor Wieczorek został zwolniony, a zespół przejął Leszek Jezierski. "Napoleon", który wcześniej położył fundamenty pod drużynę "Wielkiego Widzewa", wprowadzając łodzian do ekstraklasy (1975), zaczął pracę w Chorzowie od falstartu - na pierwsze zwycięstwo Niebiescy czekali do 4. kolejki. Potem zanotowali jednak serię spotkań bez porażki (8-2-0), która wywindowała ich na szczyt tabeli.

Na krótko zepchnęła ich z niego Odra Opole, ale w 19. kolejce Niebiescy wrócili na pozycję lidera, której nie oddali już do końca rozgrywek. Ruch został mistrzem w przedostatniej kolejce, choć niespodziewanie uległ wtedy przy Cichej 6 Odrze Opole (0:1). Widzew, który jako jedyny mógł wykorzystać wpadkę chorzowian, zmarnował szansę, przegrywając 1:4 z Szombierkami Bytom.

"Zdumiewające przeobrażenie Ruchu jest nie tylko wielkim sukcesem, ale także zjawiskiem godnym szczegółowej analizy dla psychologa i socjologa" - pisali dziennikarze, a wszystko wskazuje na to, że 40 lat później Piast Fornalika dostarczy materiału do badań następnemu pokoleniu naukowców.

***

Warto też wspomnieć o dwóch innych zespołach, które rok po walce o utrzymanie w lidze do ostatniego gwizdka liczyły się w wyścigu o mistrzostwo do samej mety. To GKS Tychy w sezonie 1975/1976 i Lech Poznań w sezonie 1977/1978. Po tytuł nie udało im się sięgnąć, ale skończyły rozgrywki na podium. Na szyjach tyszan zawisły srebrne medale, a lechitom na pocieszenie został brąz.

Źródło artykułu: