Co się stało z reprezentacją Polski, którą jeszcze niedawno chwaliliśmy się przed całą Europą? Która potrafiła zlać efektownie Rumunów w Bukareszcie, która ograła Niemców, strzelała gole w końcówkach meczów? Która Portugalii uległa w mistrzostwach Europy jedynie w rzutach karnych? A gdy wróciła z turnieju we Francji, wszyscy mieliśmy poczucie, że ćwierćfinał to było za mało, że mieliśmy zespół na medal, może nawet na finał Euro 2016.
Wydawało się, że to dopiero początek, że coś pięknego w naszym futbolu się zaczęło i zaraz rozkwitnie jeszcze bardziej. Niestety, wszystko poszło nie tak.
Tego, co się rozpadło w rękach Adama Nawałki na mundialu w Rosji, Jerzy Brzęczek na pewno nie posklejał. I na razie nie widać, że w ogóle wie, od czego zacząć. Reprezentacja, jej trener oraz prezes PZPN zostali zbyt łatwo rozgrzeszeni ze spadku z grupy A w jesiennej Lidze Narodów. To bagatelizowanie tamtej porażki szkodzi naszej piłce. Zamiast grać przeciwko najsilniejszym i uczyć się od najlepszych, kopiemy się po własnym czole ze słabeuszami i dostosowujemy się do ich poziomu.
Tak było nie tylko w meczu z Macedonią Północną, ale także z Łotwą czy słabiutką Austrią. A przecież jesienią zlali nas nie tylko wyżej notowani Włosi i Portugalczycy, ale nawet Czesi w rezerwowym składzie.
Czytaj także: Michał Kołodziejczyk: Piłkarze! To wasza wina!
Czy zatem zmiany w kadrze idą w dobrym kierunku? Czy selekcjoner jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu? Czy ma odpowiedni autorytet? Charyzmę?
Czy prezes PZPN, który wyszukał przede wszystkim takiego selekcjonera, nad którym będzie miał pełną kontrolę, nie popełnił błędu? Dziś reprezentacja, w której są piłkarze i szybcy, i techniczni, gra toporny, męczący futbol i nikt nie jest w stanie powiedzieć, dlaczego z grupy dobrych zawodników nie udaje się złożyć sensownego zespołu.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Kamil Glik krytycznie o grze reprezentacji. "Kolejne spotkanie zaczynamy bardzo słabo"
Ci mówią po meczu, że coś nie tak jest z koncepcją. Selekcjoner broni się, że jego koncepcja w ogóle nie jest realizowana (ciekawe dlaczego?). A prezes PZPN Boniek, mówi, że... w czerwcu to tak się gra, bo najważniejsze są przecież punkty.
Otóż nie. Boniek się myli. Piłka nożna to nie jest program lojalnościowy jakiejś korporacji, w którym klienci zbierają na kartę punkty, a potem wymieniają je na nagrody. Futbol wymyślono jako rozrywkę, która ma bawić, cieszyć oko i sprawiać przyjemność. A czy ktoś z państwa chciałby obejrzeć pełną powtórkę meczu w Skopje? No nie - zbyt bolesne i wyrafinowane tortury, prawda? Nie wiem, czy Jerzy Brzęczek miał jakąś koncepcję. Pewnie miał, ale ja jej nie widzę.
Pamiętam głupią koncepcję z meczów Ligi Narodów, czyli grę bez skrzydłowych. Nie wiem, jaka jest teraz, ale jak znów widzę Bartosza Bereszyńskiego na lewej zamiast na prawej obronie, kiedy na ławce rezerwowych siedzi Maciej Rybus, to zastanawiam się, co się dzieje w głowie selekcjonera i jego podpowiadaczy.
Niedługo minie rok od czasu, kiedy Brzęczek dostał kadrę. Facet nie ma łatwo, to prawda. Bo odziedziczył zespół po wielkiej porażce na mundialu w Rosji, kompletnie rozbity i podzielony. A przecież wobec tej reprezentacji oczekiwania są ogromne. Rozbudziły je sukcesy Biało-Czerwonych na Euro 2016 we Francji, gdzie nasza reprezentacja zdobyła piłkarskie szlachectwo. Potrafiliśmy nie ulec na turnieju Niemcom, wyjść z grupy, wyeliminować Szwajcarów w 1/8 turnieju i być w Europie podziwiani. Tylko że szlachectwo zobowiązuje.
Tymczasem obecna reprezentacja funduje nam estetyczny zakalec, choć przecież stać ją na dużo więcej. Czujemy to i wiemy. Ofensywnej czwórki: Lewandowski - Milik - Piątek - Zieliński może nam zazdrościć cały świat. Ale ci zawodnicy w reprezentacji nie pokazują nawet połowy tego, co w klubach. Albo siedzą na ławce.
Czy naprawdę wystawiony na flance Milik zrobiłby mniej niż Przemysław Frankowski? Wiem, że to inni piłkarze, ale też piłkarze z innej półki. Trudno nie odnieść wrażenia, że selekcjoner jak na razie nie radzi sobie z kłopotem bogactwa, reprezentacja gra dużo poniżej swojego potencjału. I w stylu, który przynosi nam wstyd.
Zobacz również: Jan Tomaszewski: Najgorszy mecz reprezentacji. Wstyd
Przez cały mecz z Macedonią Północną stworzyliśmy jedną składną akcję. Oddaliśmy jedno uderzenie (choć nie wiem, czy w tym przypadku to właściwe słowo) na bramkę, które skończyło się - bądźmy szczerzy - przypadkowym golem.
Gra była bojaźliwa. Rozgrywanie nie istniało, a podania Grzegorza Krychowiaka miały celność ruskiej katiuszy, która częściej nie trafi, niż trafi. Szlachectwo, o którym wspomniałem powyżej, polegało na tym, że kadra wczesnego Nawałki umiała grać w ataku pozycyjnym, mądrze bronić, a kontry miała zabójcze. Dziś nasza specjalność to... stały fragment i chaos, jaki po nim się zrodzi.
Nie zgadzam się, by z takim potencjałem piłkarskim ta kadra grała tak prymitywny futbol. To nie przystoi i co gorsza prowadzi donikąd. Przecież nie chodzi o wyduszanie punktów na słabeuszach w słabej grupie, tylko o to, żeby coś zrobić na finałowym turnieju w 2020 roku.
Na razie na sukces się nie zapowiada. Czas na jakąś refleksję, zastanowienie, co idzie nie tak. Mamy komfort, bo mamy punkty i kiepskich rywali. Kiedy, jak nie teraz, zadbać o styl, o zbudowanie silnej, odważnej, prowadzącej grę reprezentacji?