Nie minął jeszcze rok, a u Piątka wydarzyło się tyle, co w życiu niejednej osoby. W poprzednie lato na włoskim lotnisku mógł się nawet rozebrać, uwagę na niego zwróciłoby co najwyżej kilka osób i ochroniarze. Kiedy przyleciał sfinalizować swój transfer z Cracovii, kibice oglądali w telewizji mundial w Rosji. Żaden nie pofatygował się na lotnisko przywitać zawodnika z Polski, bo nikt go nie znał.
A już niedługo później, po meczach sparingowych i pierwszych oficjalnych występach Piątka dla Genoi, fani byli w stanie wypatrzeć go siedzącego w restauracji z zaludnionej wąskiej uliczki w mieście.
W sklepach pojawiły się ciastka z jego klubowym numerem czy lody o nazwie "pum, pum" - od strzelanych goli. Zanim Włosi nauczyli się jednak wymawiać "ą", piłkarz musiał się najpierw przedstawić. - Podczas testów medycznych w klinice klubu kilka osób się zorientowało, że przyjechał chyba ktoś nowy. Zawodnik. Paru kibiców i dziennikarzy podeszło. Ale też nie za wielu - opowiadał nam Piątek po strzeleniu pierwszych goli w Serie A, gdy przez miasto nie mógł już przejść bez rozdania autografów.
Polak na salonach
W Mediolanie zaczęli za Piątkiem chodzić nie tylko kibice, ale i paparazzi. Uchwycili na przykład, jak z narzeczoną dają pieniądze bezdomnemu. Szybko boisko zrobiło się dla niego za ciasne, bardzo naturalnie przeniknął do świadomości Włochów z wyższych sfer, również tych niezwiązanych zawodowo z futbolem. Gdy za 35 milionów euro trafił do Milanu w styczniu tego roku, jego koszulkę od klubu otrzymał w prezencie wicepremier Włoch Matteo Salvini. Dziękując za nią nazwał Polaka "wielkim Piątkiem".
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Piątek sugeruje Brzęczkowi zmianę ustawienia. "Mam nadzieję, że w końcu zagramy na dwóch napastników"
Naszemu piłkarzowi mogło się już zrobić niezręcznie od tych komplementów, zwłaszcza gdy podczas jednej z imprez do jego stolika podszedł Daniele Massaro i poprosił Piątka o autograf oraz zdjęcie. Zawodnik, którego największym dotąd sukcesem jest trzecie miejsce z Zagłębiem Lubin w ekstraklasie, pozował do fotografii z legendą Milanu - piłkarzem, który grał w tym zespole osiem lat, wystąpił w ponad dwustu meczach, wygrał trzynaście trofeów, w tym cztery razy rozgrywki Serie A oraz dwukrotnie Ligę Mistrzów.
A kiedy pod koniec lutego Piątek poznał Giorgio Armaniego, legendarnego projektanta mody, mógł się tylko uśmiechnąć na wspomnienie sprzed dwunastu miesięcy. Dokładnie rok wcześniej od tego zdarzenia wywalczył z Cracovią bezbramkowy remis w starciu ligi polskiej z Legią Warszawa na oczach nieco ponad dwóch tysięcy kibiców.
Własne zasady
Z narzeczoną wybrali się w Mediolanie na pokaz kolekcji 84-letniego Armaniego jak starzy wyjadacze ze świata celebrytów. A przecież Piątek po przeprowadzce do Italii nie wiedział nawet, że udzielił wywiadu największemu dziennikowi nie tylko w kraju, ale i Europie. Gdy spotkał się z pracownikiem "La Gazzetta dello Sport" był przekonany, że rozmawia z przedstawicielem lokalnej gazety. O tym, w jak poczytnym dzienniku zostały opublikowane jego słowa, uświadomili go dopiero koledzy z Polski, podsyłając linki do internetowego wydania gazety.
Piątek przywiózł do Włoch własne zasady, to on narzucał standardy. Spontanicznie wymyślił gest pistoletów po strzeleniu gola, co później podchwycili mieszkańcy Genui, Mediolanu, całych Włoch i pewnie reszty świata.
Właściciel największego sklepu z gadżetami w Genui zaprojektował kolekcję bluz, zegarków i poduszek ze znakiem rozpoznawczym polskiego piłkarza, a z pistoletów regularnie zaczęli "strzelać" później kibice Milanu. Ułożyli między innymi przyśpiewkę o Polaku, której refren wiązał się właśnie z czynnością wykonywaną przez piłkarza po bramkach.
W szatni Milanu Piątek nie siedział cicho, tylko puścił swoją muzykę, polskich raperów. Raz tańczył do niej Tiemoue Bakayoko albo nucił Lucas Paqueta. Przed drugim meczem w Milanie nasz piłkarz instruował kolegów, jak mają mu podawać. A w trzecim spotkaniu z Romą, gdy nie dogrywali piłek, nie bał się ostrzej zareagować: gestykulował i pouczał zawodników z dużo lepszym CV.
- Często pytacie mnie, co myślę o Piątku. Jestem w nim całkowicie zakochany - mówił Bakayoko.
I jakże śmiesznie brzmią dziś słowa Enrico Preziosiego dla "Corriere dello Sport" z początku rundy jesiennej. Prezes Genoi to poważny człowiek, choć lubi żartować, to raczej nie w takich sprawach.
- Zdecydowałem się na Piątka po obejrzeniu kilku filmików wideo. Nie widziałem go na żywo ani nikt inny z Genoi. Już następnego dnia po zobaczeniu wideo chciałem transferu, ponieważ obawiałem się, że ktoś mnie uprzedzi. Zapłaciłem za niego 4,5 miliona euro, a zobaczycie, ile będzie wart za kilka lat - opowiadał.
El. ME 2020. Macedonia Północna - Polska. Kamil Grosicki. Porządnie oberwał. Teraz to on nokautuje
Rodzice pilnowali
Piątek dorastał w Niemczy, kopał piłkę na Rynku blisko baru "Pod Łabędziem". Grał w Niemczance, później w Lechii Dzierżoniów, gdzie dojeżdżał 15 kilometrów autobusem, zaczynając dzień o 6 rano, kończąc późnym wieczorem. Mama powtarzała: "nie ważne, co osiągniesz, nie zmieniaj się". Tata hartował i pilnował, żeby syn nie myślał o głupotach. Raz nawet dzwonił do piłkarza za czasów jego gry w Zagłębiu Lubin. Syn miał rzekomo imprezować, choć alkoholu przecież nie lubi i nie pije.
- Ojciec Krzyśka dzwonił z pretensjami. Co wy robicie, dlaczego chodzicie na jakieś imprezy, pijecie alkohol? - dopytywał. Był czujny, pilnował syna, ale nie miał powodów do zmartwień. Jakaś plotka się pojawiła i zrobiła się afera - Jarosław Jach, kolega Piątka z Zagłębia, opowiadał w rozmowie ze sport.pl.
Piłkarz Milanu mówi, że "po tacie lubi się zmęczyć". Gdy nie grał jeszcze na wysokim poziomie, szukał po treningach wskazówek w internecie, jak poprawnie ćwiczyć i się odżywiać.
Słowa mamy też zakodował, nie zmienił się. Za granicą mówią o nim: "cichy, spokojny i pomocny". - Jego osobowość zaskoczyła nas wszystkich. Od samego początku w Milanie był bardzo naturalny - to słowa Paolo Maldiniego, legendy Milanu, dziś pracownika klubu.
Piłkarz zapewnia, że ten wielki świat nie zawrócił mu w głowie. - Jestem tym samym chłopakiem, jakim byłem grając w Cracovii. Nie zmieniłem swojego zachowania, chociaż to prawda, na mieście kibice często mnie zaczepiają. Gdy leciałem z Mediolanu do Warszawy na zgrupowanie reprezentacji, fani zrobili sobie ze mną około 70 zdjęć na lotnisku. Zachowuję jednak duży spokój i koncentrację, cały czas chcę więcej i jestem gotowy na kolejne wyzwania. Ciągle tak samo pracuję, stąpam twardo po ziemi i nie odpływam. Sława mnie nie dekoncentruje - opowiadał.
Probierz naprostował
Żeby dojść do poziomu 30 goli we Włoszech w jednym sezonie i trzech bramek w pięciu meczach reprezentacji, musiał najpierw sporo zmienić. W Lubinie dziewczyna zmusiła go, by zrobił w końcu prawo jazdy i rozpoczął naukę języka angielskiego. W Cracovii pracował nad nim Michał Probierz, początki były trudne. - Skoro indywidualne rozmowy nie pomagają, to może pomoże wypowiedź publiczna. Nie wypada, by kapitan zespołu i zawodnik, który chce coś osiągnąć, co chwilę machał rękoma i miał o wszystko pretensje. Jeśli chce wskoczyć na wyższy poziom, to musi się zmienić - mówił trener o Piątku.
A za kilka miesięcy włoscy dziennikarze w artykułach dziękowali napastnikowi za wniesienie powiewu świeżości do tamtejszej ekstraklasy, ciekawi jego pierwszych kroków przyjeżdżali również do miejscowości, z której piłkarz pochodzi, a w mediach społecznościowych kolega po fachu, Pierre-Emerick Aubameyang z Arsenalu, gratulował mu goli, nazywając Piątka maszyną.
Gdy piłkarz dowiedział się, że trafi do Genoi, zaczął trenować indywidualnie. To na pewno pomogło mu w pierwszych tygodniach w nowym otoczeniu. Jak twierdzi, nie odczuł różnicy zmieniając ligi. Ale że zaczął wyróżniać się również na tle graczy Milanu? Tego się już nie spodziewał. - Powiem szczerze, że zaskoczyłem sam siebie. W Milanie niektórych zawodników nawet przerastam - komentował.
Taki jak w szkole
Pierwszy trener z Dzierżoniowa, Rafał Markowski, nie widzi nawet zmian w zachowaniu piłkarza. Taki sam wyraz twarzy, wypisany na niej upór i determinację, dostrzegał u obecnego reprezentanta Polski wiele lat wcześniej na sali gimnastycznej w szkole sportowej.
Piątek ma proste marzenia, chce zagrać w mistrzostwach Europy, świata i Lidze Mistrzów. Na najbliższe Euro pewnie sam nas wprowadzi, do tej pory dwa razy uratował reprezentacji skórę w eliminacjach, jego gole z Austrią i Macedonią dały nam wygrane po 1:0.
Jak wtedy na lotnisku w Genui nie mógł przypuszczać, że wkrótce będzie strzelał w kadrze częściej niż Robert Lewandowski, tak teraz w niewielu miejscach na świecie może przejść niezauważony. Jego moment trwa, wychodzi mu wszystko. Nawet, jeżeli ma to być przewrotka.