- Myślę, że powołanie Maora Meliksona do pierwszej reprezentacji to tylko kwestia czasu - chwalił się na łamach oficjalnej strony internetowej Grzegorz Lato, poprzedni prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. We wrześniu 2011 roku było bardzo blisko, żeby zwerbował do reprezentacji gwiazdę Wisły Kraków. Dla Biało-Czerwonych to mogło być ogromne wzmocnienie przed ME 2012, które współorganizowali z Ukrainą.
Melikson został ściągnięty do Krakowa w styczniu 2011 roku, gdy trenerem Białej Gwiazdy był Robert Maaskant. Dopiero wieku 26 lat opuścił ojczyznę, ale zaliczył świetny start za granicą. W rundzie wiosennej ostatniego mistrzowskiego sezonu Wisły Izraelczyk strzelił cztery gole i siedem razy asystował biorąc pod uwagę ligę i Puchar Polski.
Czytaj też: Beitar Jerozolima - drużyna narodowa na zawsze czysta
Kolejny sezon pomocnik zaczął obiecująco. W eliminacjach do Ligi Mistrzów zdobył trzy bramki w dwumeczu z bułgarskim Liteksem Łowecz w III rundzie. Mistrzowie Polski byli naprawdę blisko wejścia do elity, ale minimalnie lepszy w fazie play-off był cypryjski APOEL Nikozja, który wygrał 3:2. W ekstraklasie Wisła grała w kratkę, ale Melikson dalej był jej kluczową postacią.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Fabiański wie, co jest głównym problemem kadry. "Musimy być bardziej regularni"
Nie dziwne, że Izraelczykiem zaczął interesować się nim nawet PZPN, który wtedy naturalizował na potęgę. A matka Meliksona, Rivka z domu Sianicka, jest Polką. Urodziła się w Legnicy, ale wyjechała z kraju mając sześć lat. Nie wracała zbyt często do Polski. - Mama przyjechała do Krakowa na mój mecz, gdy Wisła już świętowała mistrzostwo. Była w szoku, nie wiedziała, że Polska jest tak zupełnie innym miejscem niż to, jakie miała w pamięci z dzieciństwa - zwierzył się "Rzeczpospolitej".
- Przyglądam się Maorowi od kilku miesięcy, podobał mi się zwłaszcza w rewanżowym meczu eliminacji Ligi Mistrzów z Liteksem Łowecz. Teraz musi jednak jasno zadeklarować, w jakiej reprezentacji chce grać - wygadał się ówczesny selekcjoner. Smuda i Lato zagięli parol na pomocnika. Tym bardziej, że w kadrze Izraela pomocnik nie zdążył zagrać o punkty i mógł bez większych problemów zmienić federację. Specjalnie dla niego obaj wybierali się na rozmowy do Krakowa. Poskutkowały.
21 września 2011 roku prezes PZPN pochwalił się, że Melikson zadeklarował chęć gry dla Polski. Polacy podzielili się na zwolenników i przeciwników pomocnika w kadrze, za to Izraelczycy się wściekli. Rozpętała się burza. Dzień później zawodnik opublikował oświadczenie i wycofał swoją decyzję. "Uznałem, że nie byłoby w porządku wobec polskich kibiców, gdybym grał w reprezentacji Polski, a także gdybym w obecnej sytuacji wrócił do kadry Izraela" - przekazał.
- Mam wrażenie, że nie wytrzymał presji. Zresztą nie jestem jego decyzją zaskoczony, bo nie brałem go pod uwagę na poważnie - zaskoczył Smuda w rozmowie z "Radiem Zet".
"Wprowadził nową jakość"
Niezły drybling, przegląd pola i nieszablonowe zagrania wyróżniały Wiślaka na tle ligowych rzemieślników. Nikt inny na polskich boiskach nie potrafił tak precyzyjnie zagrywać między obrońcami. - Maor to wyjątkowy piłkarz, na boisku to on czyni różnicę. Wprowadził do polskiej ligi nową jakość. Rywale często nie wiedzą, jak go zatrzymać, dlatego najczęściej muszą uciekać się do faulowania - komplementował swojego piłkarza Maaskant. Holendrowi zarzucano, że budował grę zespołu wyłącznie pod Izraelczyka. Przepłacił to posadą.
Reprezentacyjne zamieszanie odbiło się na formie Meliksona. Izraelczyk zdążył jeszcze zagrać 27. minut przeciwko Ruchowi Chorzów (3:2), a potem doznał kontuzji stopy.
Wisła nie weszła Ligi Mistrzów, a w ekstraklasie grała nierówno. Na początku listopada po przegranych derbach Krakowa (0:1) Maaskant został zwolniony. Polscy trenerzy Kazimierz Moskal, Michał Probierz i Tomasz Kulawik nie potrafili dotrzeć do Meliksona tak jak Holender. W grudniu pomocnik wrócił do zdrowia, ale był cieniem samego siebie. Dla Wisły stał się kulą u nogi, bo zarabiał dużo, ale nie czarował jak wcześniej. A grał dalej, bo przy Reymonta łudzili się, że w końcu dozna przebłysku.
Po drodze Izraelczyk zdążył skonfliktować się z władzami klubu, które latem 2012 roku miały odrzucić ofertę Celticu Glasgow - tak przynajmniej opowiadał jego agent, Dudu Dahan. Kiedy Melikson był w formie, Wisła liczyła, że sprzeda go za kilka milionów euro. Na początku 2013 oddała swoją przygaśniętą gwiazdę za 800 tys. euro do francuskiego Valenciennes FC. To o ponad 100 tys. euro więcej niż zapłacono za niego Hapoelowi Beer Szewa.
- Chciałbym zostać w Hapoelu na zawsze, ale przejście do Wisły to szansa na piłkarski rozwój i awans finansowy. Jeśli wrócę kiedyś do Izraela, to tylko do Hapoelu - opowiadał Izraelczyk po transferze do Polski. Słowa dotrzymał. Z Francji wrócił do ukochanego klubu, w którym gra do dzisiaj.
Sprawdź również: Jerzy Brzęczek: Na razie liczy się skuteczność
Kilka miesięcy po zamieszaniu z grą dla Polski, Melikson wrócił do kadry Izraela. Rozegrał dla niej 25 spotkań, w których strzelił trzy gole.
Myślała że w Polsce nadal Czytaj całość