PKO Ekstraklasa. Legia - Śląsk. Wicemistrzowie Polski nie mogą złapać formy i tylko zremisowali z wrocławianami

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Lubambo Musonda (z lewej) i Paweł Stolarski (z prawej)
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Lubambo Musonda (z lewej) i Paweł Stolarski (z prawej)

Legia Warszawa znowu zawodzi i gra bezbarwnie. Po kolejnym fatalnym meczu drużyna z Łazienkowskiej zremisowała bezbramkowo ze Śląskiem Wrocław.

Coraz trudniej ogląda się mecze Legii Warszawa. Wicemistrz Polski ma największy budżet i wedle wszelkich wyliczeń zdecydowanie najwięcej wart skład podstawowej jedenastki a także najszerszą ławkę rezerwowych. Zgodnie z logiką powinien wcisnąć Śląsk Wrocław w połowę rywali i uważać na kontrataki. Niestety nic z tego.

To Śląsk od początku dał do zrozumienia, że do Warszawy nie przyjechał się bronić. Może to też sygnał dla gospodarzy, że Legii Warszawa rywale się już nie boją i coś z tym trzeba zrobić. Pewnie, gdyby w 16. minucie Artur Jędrzejczyk nie przeciął ofiarnie podania Krzysztofa Mączyńskiego wzdłuż bramki, goście prowadziliby 1:0.

Niestety warto zaznaczyć, że na tym zapał piłkarzy z Wrocławia właściwie się skończył.

ZOBACZ WIDEO: Pierwsze trofeum dla Borussii! BVB lepsze od bezbarwnego Bayernu! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Choć trener Aleksandar Vuković próbuje ostatnio często przypominać ludziom powiedzenie, że "sukces rodzi się w bólach", to jednak nie coraz więcej osób liczy na cesarskie cięcie. Prawie wszyscy przy Łazienkowskiej szanują "Vuko" za to co zrobił dla klubu, ale jest coraz więcej wątpliwości czy już dojrzał do posady szkoleniowca topowego klubu.

Styl Legii jest bowiem bardzo daleki od oczekiwań. Klub z Warszawy nie zagrał w tym sezonie, w lidze i pucharach nawet jednego meczu, o którym kibice nie chcieliby jak najszybciej zapomnieć.

Podobnie było w niedzielę w meczu ze Śląskiem, przy czym mieliśmy do czynienia z obustronnym brakiem planu, liczeniem na przypadek, na jakiś indywidualny zryw i łut szczęścia.

ZOBACZ: Legia - Śląsk minuta po minucie


Zawodzi chyba najbardziej Arvydas Novikovas, na którego bardzo przy Łazienkowskiej liczono, ale na razie nie potrafi się odnaleźć. Trzeba przyznać byłemu zawodnikowi Jagiellonii, że w 37. minucie uderzył znakomicie zza pola karnego, jakby chciał te wszystkie złe wspomnienia wymazać. Ale nie wymazał.

Wiele wskazuje na to, że sporym problemem Legii jest środek pola. Andre Martins zagrał kolejny przeciętny mecz. Jak mawiają piłkarze, "zaliczył w tym sezonie wyraźny zjazd". Z kolei Domagoj Antolić znowu błąkał się po boisku i sprawiał wrażenie, jakby sprint, wyjście z akcją i powrót do defensywy sprawiały mu fizyczny ból. A jednak Vuković trzymał go do końca jakby liczył na jakieś jego nieszablonowe zagranie. Chyba tylko on wie dlaczego.

ZOBACZ: Stokowiec zdziwiony kartką dla Paixao

Legia pokazała w tym meczu nieco więcej niż bezbarwny przez większość czasu mecz. Więcej nie oznacza wiele, po prostu z dystansu strzelali, oprócz Novikovasa, Luquinhas oraz Jarosław Niezgoda. Na posterunku był jednak Matus Putnocky.

Wynik 0:0 świetnie oddaje emocje jakie towarzyszyły fanom w tym meczu. Jeśli Śląsk przyjechał do stolicy przetrwać, to swoje osiągnął. Ale co chce osiągnąć Legia? To pozostaje zagadką.

Legia Warszawa - Śląsk Wrocław 0:0

Składy drużyn:

Legia: Majecki - Vesović, Lewczuk, Jędrzejczyk, Stolarski - Martins, Antolić - Novikovas, Gvilia (77' Nagy), Luquinhas (83' Kante) - Niezgoda (72' Kulenović).

Śląsk: Putnocky - Broź, Celeban, Golla, Stiglec - Mączyński, Chrapek (62' Łabojko) - Musonda, Pich, Płacheta (83' Łyszczarz) - Exposito (72' Cholewiak).

Sędziował: Paweł Gil (Lublin).

Żółta kartka: Mączyński.

Widzów: 18003.

Źródło artykułu: