Żółto-Niebiescy odnieśli drugie zwycięstwo w tym sezonie PKO Ekstraklasy. Po ubiegłotygodniowej porażce z Rakowem Częstochowa (0:2) zdołali się odkuć i od początku wyszli bardzo zmotywowani na mecz z łódzkim beniaminkiem.
Czytaj też: ŁKS - Arka: Żółto-niebieska masakra w Łodzi. Beniaminek okopał się na dnie
- Dla nas bardzo ciężki mecz, bardzo ważny i przełomowy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że przyjeżdżaliśmy na teren ŁKS-u, który gra dobrą piłkę, ale nie punktuje. Czytaliśmy też łódzką prasę, widzieliśmy jak to wygląda. Żaden inny wynik niż zwycięstwo nas nie interesował. Stanęliśmy na wysokości zadania. Chłopcy zagrali dobry mecz, pod względem taktycznym i motorycznym wyglądaliśmy dobrze - wyliczał Jacek Zieliński.
Ostatni raz Arka Gdynia wygrała ligowy mecz na wyjeździe 28 kwietnia, kiedy to pokonała Koronę Kielce. To kolejny powód do radości po przekonującej wygranej w Łodzi.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Druga młodość Peszki i Brożka. Weterani podbijają PKO Ekstraklasę
- Po pięciu miesiącach mamy w końcu zwycięstwo wyjazdowe. Trochę to trwało. Cieszę się, bo to jest promyk nadziei. Mamy trzy punkty, ale nasza sytuacja jest dalej bardzo ciężka. Nie ma co się na razie za mocno cieszyć, ale krok po kroku myślę wyjdziemy z tego - podkreślił szkoleniowiec ekipy z Trójmiasta.
- Ciśnienie zeszło po tym meczu, ale dalej jesteśmy w strefie spadkowej, więc zdajemy sobie sprawę z powagi sytuacji. Ten jeden mecz nie przybliżył nas do utrzymania ani nie spowodował gwałtownych ruchów dalej. Dopiero się zaczną dla nas mecze z czołówką tabeli. Jestem jednak dobrej myśli, ponieważ udowodniliśmy, że potrafimy grać w piłkę. Jeszcze Marko Vejinović potrzebuje czasu, żeby się wkomponować. Także Marcin Budziński miał rozbrat z taką grą, więc pomału myślę, że wszystko zacznie się zazębiać - dodał Zieliński.
Dało się jednak zauważyć, że arkowcy zdobywali kolejne bramki w sposób dość łatwy i przyjemny. W planach na sobotnie spotkanie było przede wszystkim wywieranie presji na obronę rywali.
- Kto przed meczem może zakładać, że łatwo zdobędzie bramki? Przygotowując się do tego meczu widzieliśmy, że ta defensywa robi błędy, więc nacisnęliśmy. Zagraliśmy va banque, wysokim pressingiem i za to dostaliśmy nagrodę. Dwie pierwsze bramki ustawiły mecz. Niepotrzebnie po przerwie daliśmy trochę tlenu ŁKS-owi, ale dwie fajne akcje, ładne kontry w drugiej części gry zakończyły ten mecz - ocenił szkoleniowiec gdyńskiej Arki.
Bardzo dobrze w debiucie z żółto-niebieskich barwach wypadł 21-letni obrońca Jakub Wawszczyk. To on pełnił w meczu z ŁKS-em Łódź rolę młodzieżowca. Przy trzeciej bramce popisał się asystą.
- Wymóg młodzieżowca powoduje, że musimy szukać różnych rozwiązań. Naszych dwóch podstawowych skrzydłowych ma kontuzje. Chcieliśmy zagrać w innym ustawieniu, bez nich, a z czterema pomocnikami w rombie. Trzeba ten system było wpasować. Kuba w tak ciężkim meczu dał sobie radę, piękna asysta po akcji ze Schirtladze i Nalepą. Z tego możemy się cieszyć - uważa Jacek Zieliński.
Zobacz też: Lechia - Korona. Trzecie zwycięstwo gdańszczan z rzędu, przebudzenie Gajosa i Haraslina
Jednak bohaterem spotkania w Łodzi był Dawit Schirtladze. Gruzin popisał się dwoma golami oraz asystą. Dołączył do klubu podczas letniego okienka, a w sobotę podwoił swój dorobek bramkowy.
- Dawit od dłuższego czasu wygląda dobrze. Ściągając go, wiedzieliśmy co umie. To piłkarz może nie tyle po przejściach, co po długim rozbracie z grą i po długim "niebycie piłkarskim". Dla nas najważniejsze było postawić go na nogi oraz doprowadzić do sprawności fizycznej. To naprawdę dobry piłkarz, co potwierdził w tym meczu, a do tego jest uniwersalny - zagra na "dziewiątce", "dziesiątce", a nawet "ósemce". Da nam parę wyborów. Cieszę się, że jest naszym najlepszym strzelcem - zakończył trener Arki.
Ekipę z Gdyni w czwartek czeka teraz spotkanie 1/32 finału Pucharu Polski na wyjeździe z Odrą Opole. Z kolei w niedzielę Arka zmierzy się u siebie z Piastem Gliwice.