PKO Ekstraklasa. Nowe szaty Śląska Wrocław. Koniec nudy i bylejakości
10 punktów w czterech meczach, pozycja lidera i przy tym zdecydowanie lepsze wrażenie niż w poprzednich sezonach. Trener Viteslav Lavicka dostał czas i zadbał o to, by Śląsk Wrocław już nie męczył oka.
Kilka tygodni temu wieszczono, że Śląsk to Marcin Robak i po odejściu snajpera do odradzającego się Widzewa Łódź wszystko posypie się jak niedawno wyburzana estakada w centrum miasta, pamiętająca czasy słusznie minione. Tymczasem nie wszystko kręci się wokół czołowego strzelca ligi, liczy się kolektyw i na konto regularnie wpadają punkty. Ostatni występ w Poznaniu był akurat majstersztykiem w wykonaniu piłkarzy Lavicki.
ZOBACZ: Stadion Śląska to znowu twierdza
Z Wisłą Kraków i Piastem Gliwice (1:0 i 2:1) w newralgicznych momentach sprzyjała fortuna, mądrze poukładana jedenastka zneutralizowała w Warszawie Legię (0:0), co należy uznawać za umiarkowany sukces. Po zwycięstwie z Lechem malkontenci nie dostali krzty pożywki. Kolejorz atakował, ale niewiele z tego wynikało, bo Lavicka perfekcyjnie zorganizował grę. Do tego "dzień konia" miał Łukasz Broź. Obrońca zaaplikował dwie bramki, jedną ładniejszą od drugiej i śmiano się, że za wzór wziął innego defensora Liliana Thurama, który ponad 20 lat temu wprowadził Francuzów do finału mundialu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: wtargnął na murawę i... ośmieszył się. Kuriozalne sceny podczas meczuWłaśnie Broź to idealny przykład, potwierdzający sens pracy Lavicki. Gdy przed sezonem pojawiły się plotki o odejściu 33-latka do Wisły Płock, nikt specjalnie po nim nie płakał. Pod batutą Czecha doświadczony ligowiec odżył, tak jak Matus Putnocky. Słowaka uznawano za jednego z winowajców słabego sezonu Lecha, wypominano mu, mniejsze lub większe wtopy (te drugie znacznie częściej). Rozstano się z nim bez żalu, znalazł przystań we Wrocławiu i zagrał na nosie niedowiarkom. W Poznaniu ratował Śląskowi skórę w kluczowych fragmentach.
ZOBACZ: We Wrocławiu z respektem o Cracovii
Lavicka nie dostał zupełnie nowego materiału, pod stadion na Oporowskiej nie zajechały autobusy wypełnione po brzegi kandydatami do transferu. Korzysta z podobnego składu, który rok temu otarł się o spadek do I ligi. Zrezygnowano tylko z tych, którzy niespecjalnie rokowali na przyszłość (m.in. odbierającego sowite wynagrodzenie Arkadiusza Piecha). Czech mógł w spokoju przyjrzeć się obecnej kadrze i wskazać swoje potrzeby. Jakub Łabojko namaścił na lidera środka pola, pozyskany 21-letni "pędziwiatr" Przemysław Płacheta imponuje szybkością, sprawdza się mocno zbudowany lewy obrońca Dino Stiglec.
Trzeba pamiętać, że Lavicka na wszelkie sposoby łata dziurę po odejściu Robaka i jeszcze nie znalazł optymalnego wyjścia. Hiszpan Erik Exposito, choć dobrze rokuje, to późno dołączył do nowych kolegów. Zbierający szlify w ekstraklasie Daniel Szczepan na inaugurację bardziej pracował na konto zespołu niż czaił się w polu karnym. Doszło do tego, że mecz z Piastem na szpicy zaczął... uniwersalny Mateusz Cholewiak, rzucany w Śląsku od obrony do ataku.
Czech potrzebował spokoju, bo w środku poprzedniego sezonu raczej dostał za cel ugaszenie pożaru niż gruntowną zimową przebudowę na chwiejnych fundamentach. Szkoleniowiec dotarł do zawodników i udowodnił, czemu jest tak szanowany w swoim kraju. Gdy czescy dziennikarze dowiedzieli się o zainteresowaniu ze strony Śląska, nie za bardzo wierzyli, że klub ściągnie do Wrocławia trenera z tak bogatym CV. Nazywali go "dżentelmenem" i fachowcem najwyższych lotów, wskazując jako potencjalnego selekcjonera. W końcu w ojczyźnie wygrywał najważniejsze tytuły, niekoniecznie z zespołami zaprogramowanymi na triumfy (patrz - Slovan Liberec).
Od Lavicki bije mądrość, wydaje się, że jest przeświadczony o słuszności swoich ruchów. Nie działa nerwowo, a znając życie, to niejeden kolega po fachu rozgoniłby towarzystwo na cztery wiatry i postawił na nowy zaciąg. Co więksi optymiści porównują jego ekipę do tej z czasów Oresta Lenczyka. Pod wodzą nestora polskich trenerów Śląsk też nie zachwycał, jednak był dobrze zorganizowany w obronie i punktował. Na koniec sezonu 2011/12 przejeżdżał przez wrocławski rynek odsłoniętym autobusem i upajał się mistrzowskim tytułem. Na razie za wcześnie na tak daleko idące wnioski, ale nikt nie ukrywa, że celem jest co najmniej pierwsza ósemka. A to od czterech lat brama nie do sforsowania.
Mądrzejsi będziemy po drugim domowym meczu, kiedy do Wrocławia przyjedzie nieobliczalna Cracovia Michała Probierza.
Śląsk Wrocław - Cracovia / 17.08.2019, godz. 15.00