Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Ochłonął pan już po porażce z Pogonią Szczecin?
Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii Białystok: Nadal mam ogromny niedosyt. Przeżyłem tu już jeden podobny mecz, gdy na początku mojej kadencji przegraliśmy 0:1 z Piastem Gliwice. Wówczas myślałem, że nigdy to już się nie zdarzy. A jednak... Oczywiście teraz mieliśmy trochę mniej sytuacji, bo Pogoń zawiesiła nam poprzeczkę wyżej niż ówczesny rywal, ale przecież do tej bramki na 1:1 po rykoszecie oni nie mieli żadnej dobrej okazji, choćby takiej 50 proc. A ta porażka boli tym bardziej, że graliśmy dobrze zarówno pod względem taktycznym, jak i fizycznym. Niestety, wyrównanie zmieniło zespół mentalnie. A później był jeszcze ten pechowy rzut karny w sytuacji, w której atakowaliśmy rywala w narożniku pola karnego i to 3 na 1.
Znowu zabrakło gola na 2:0?
Szkoda, że go nie strzeliliśmy, bo było kilka okazji, a wtedy z pewnością spotkanie ułożyłoby się zupełnie inaczej. Najbardziej żal mi jednak tej nieuznanej bramki Kuby Wójcickiego na początku doliczonego czasu gry, kiedy mogliśmy mieć jeszcze kilka minut na wyrównanie. Zagrywający mu Taras Romanczuk był na centymetrowym spalonym. Oczywiście nie można z tym dyskutować, choć jak sobie przypomnę nasze mecze z ostatniej rundy wiosennej przeciwko Górnikowi Zabrze i Legii Warszawa, to przecież po takich samych trafieniach Igora Angulo oraz Sebastiana Szymańskiego VAR nie zareagował. Podjęto wtedy decyzje w zgodzie z "duchem gry". Cóż, my takiego szczęścia jednak nie mieliśmy. Niemniej przegraliśmy przez nieskuteczność.
VAR był rekordowo często w użyciu podczas tego meczu. Aż pojawiły się rozważania czy sędziowie nie przesadzali.
Gol Patryka Klimali przy 0:0 padł ze sporego ofsajdu, który ja widziałem nawet z boiska. Moim zdaniem dobrze jednak, że sędzia to puścił i poczekał do końca akcji skoro nie miał pewności. Po to ma tą pomoc.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Legia ma dwa zespoły w Pucharze Polski. "To bardzo miła niespodzianka"
3 mecze PKO Ekstraklasy po zgrupowaniach reprezentacji przyniosły Jagiellonii zaledwie 2 punkty. Wynik rozczarowujący, choć zawsze można go usprawiedliwiać trudnym terminarzem, bo cały czas graliście z ligową czołówką.
Niby coś w tym jest, ale ja bym spojrzał na wszystko nieco inaczej. Poza meczem z Legią, gdzie podział punktów był w pełni sprawiedliwym wynikiem, zremisowaliśmy z Lechem, gdzie rywal nie miał nic poza przypadkowym rzutem karnym. A teraz ten mecz z Pogonią... W żadnym nie byliśmy słabsi, a nie mamy z nich praktycznie nic. Zresztą czy był jakiś mecz w tym sezonie, w którym byliśmy ewidentnie słabsi od przeciwnika? Nie, nawet połowa była tylko taka jedna: ta pierwsza z Rakowem. Dlatego też nie ulega wątpliwości, że mamy mniej punktów niż powinniśmy mieć. A więc to gdzieś indziej jest problem, nie w terminarzu. Szczególnie, że z każdym trzeba grać i punktować.
Można więc odnieść wrażenie, że im lepiej pana podopieczni prezentują się wizualnie tym gorsze wyniki osiągają.
A to już najlepiej pokazał nasz pucharowy mecz z Cracovią. Mieliśmy tam 60 proc. posiadania piłki, graliśmy lepiej, ale przegraliśmy. Jeszcze te bramki, szczególnie strzał Tomasa Vestenicky'ego na 1:3... Nie chcę narzekać, ale w pewnych momentach mamy pecha. Oczywiście, zaraz ktoś powie, że Mamrot wszystko zwala na niefart, a nie o to chodzi. Nie od dzisiaj wiadomo jednak, że potrzebna jest odrobina szczęścia w futbolu. Nie przypadkiem czasem ktoś ma pół sytuacji i wygrywa. Zauważmy, że w obecnych rozgrywkach nikt nie narzucił nam swojego stylu, nikt nie ostrzeliwał naszej bramki. Rywale nie stwarzają wielu okazji, moim zdaniem organizacja gry w defensywie jest dobra, ale mimo tego straciliśmy już 11 goli. Jasne, że to nie jest taki zły wynik, ale na pewno też nie taki jakiego bym chciał.
A oprócz tego dostrzega pan jakieś konkretne błędy lub braki w grze drużyny?
Niewątpliwie popełniamy błędy, ale cały czas je analizujemy i staramy się wyeliminować. W ataku brakuje nam skuteczności, wspomnianej przez pana wyżej umiejętności podwyższenia prowadzenia. W obronie zaś musi być większa determinacja, mocniejszy i szybszy atak na piłkę w takich momentach jak przy tym golu na 1:1 dla Pogoni. Ponadto potrzeba koncentracji, świadomości że mecz trwa 90 minut. Do tego jest jeszcze zupełnie inna rzecz, o której się trochę zapomina.
To znaczy?
Każdy w zespole potrzebuje jakiegoś czasu przy zmianach kadrowych. U nas pierwsze większe były zimą, a drugie mniejsze latem. Dzięki nim jest duża rywalizacja, ale pewne automatyzmy budują się nieco wolniej przez treningi oraz mecze. I znowu nie chcę by ktoś zinterpretował moje słowa, bo nie szukam w tym wytłumaczenia, a po prostu stwierdzam fakt. Widać to m. in. na przykładzie Juana Camary, który ma olbrzymi potencjał, ale musiał wykonać sporo pracy, aby złapać pewne rzeczy i zacząć grać na tak niezłym poziomie jak w ostatnim meczu. Wiadomo tylko, że moja ocena pewnych rzeczy z reguły jest trochę inna, bo ja te spotkania oglądam po kilka razy i widzę niektóre mankamenty, a przeciętnego kibica interesuje tylko suchy wynik i na jego podstawie wydaje opinie.
Wspomniana większość kibiców uważa, że popełniono błąd podczas przygotowań fizycznych. Jak to wygląda z pana strony?
Dobrze, że pan o to pyta. Pora w końcu jasno się do tego odnieść, bo dla mnie jest to po prostu przerażające stwierdzenie. Naprawdę rozumiem kibiców i to, że nieraz emocje biorą górę, ale skoro już coś mocniej komentujemy to przeanalizujmy to. Tym bardziej, że akurat to nie jest czasochłonne. Wystarczy odwiedzić oficjalną stronę internetową Ekstraklasy i spojrzeć na dokładne statystyki, które tam są udostępniane, by zobaczyć, że to zarzut wysunięty totalnie na siłę. Chyba nieprzypadkiem jesteśmy wiceliderem pod względem liczby sprintów czy średniej przebiegniętych kilometrów? W meczu z Pogonią wykonaliśmy 133 sprinty, a Patryk Klimala osiągnął podczas jednego z nich wręcz kapitalną szybkość (35 km./h. - przyp. red.). Większość sytuacji stworzyliśmy właśnie dzięki dobrej dyspozycji dynamicznej. I to mimo tego, że mieliśmy długie podróże w ostatnim czasie. Szukamy problemów tam, gdzie ich nie ma.
Kłopot niewątpliwie jednak jest w momencie, gdy podczas prowadzenia Jagiellonia traci gola.
Z tym się w pełni zgadzam. Jako sztab szkoleniowy widzimy to, było tak właśnie choćby w ostatnim meczu z Pogonią po golu na 1:1. I niewątpliwie trzeba to poprawić. Piłkarze nie mogą mieć takich zawahań, muszą lepiej reagować i być pewniejsi siebie.
Ostatnio kilku z nich wydaje się mieć obniżkę formy. Po bardzo obiecującym początku przygaśli Tomas Prikryl i Martin Pospisil, skuteczność zatracił Jesus Imaz.
Cóż, przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że każdy z tych przypadków jest inny. Prikryl miał przez kilka dni 40-stopniową gorączkę. To była naprawdę poważna choroba i się na nim odbiła. Uważam jednak, że jego dyspozycja od pucharowego meczu z Cracovią idzie w górę i można być spokojnym o to co będzie dalej. Jeśli chodzi o Pospisila to szczególnie ocena ostatniego meczu w jego wykonaniu nie jest do końca adekwatna. Większość skupiła się na jego 3-4 stratach na początku, a była też np. taka akcja, gdy zdecydowanie wygrał pojedynek biegowy z rywalem i zagrał bardzo dobrą piłkę w pole karne. Z kolei w sprawie Jesusa zwróćmy uwagę jak zmieniło się podejście rywali do niego, ile mu poświęcają miejsca i uwagi. W Poznaniu Karlo Muhar krył go bardzo ściśle, praktycznie non stop był przy nim. Zresztą on ma i tak już 8 goli, co przecież jest bardzo dobrym wynikiem, a musimy też liczyć na innych.
Największe nadzieje wiązano z Ognjenem Mudrinskim, ale jego ostatnio nie było nawet na ławce rezerwowych. Dlaczego?
On miał drobny uraz, dokładnie nadciągnięcie mięśnia dwugłowego. Oczywiście mógł usiąść z tym na ławce rezerwowych, z konieczności nawet wejść na boisko, ale nie było sensu ryzykować pogłębienia. Obecnie trenuje już na 100 proc. Będzie brany pod uwagę przy ustalaniu składu na mecz ze Śląskiem Wrocław.
Dla pana spotkanie o szczególnym znaczeniu: po pierwsze praktycznie "w domu", po drugie ze względu na sytuację. A dodatkowy smaczek to to, że pan z nim nigdy dotąd nie wygrał...
To prawda, ale nie ma co wracać do tego co było. Celem mogą być tylko 3 punkty, a łatwo nie będzie, bo są one szczególnie potrzebne obu drużynom. Jedni i drudzy są w czołówce, lecz po niezbyt udanej serii wyników. Pewne jest więc to, że nie będzie żadnych kompromisów. Nieraz szanuje się remis, ale tutaj tak nie będzie.
Myśli pan o tym co będzie, jeśli ewentualnie znowu się potkniecie?
Nie wiem co będzie, ale jedno mogę powiedzieć: jestem już przyzwyczajony do wszystkich spekulacji dotyczącej mojej przyszłości. Jest tego tyle, że od dawna mnie osobiście to nie rusza. Szczególnie, że wiem iż w takich wypadkach niezbędny jest spokój, bo nerwowość źle oddziaływałaby na zespół. Dlatego pracuję, robię swoje bez względu na to co słyszę. To moim zdaniem jest jedyną słuszną drogą. Zresztą nie warto myśleć o tym na co nie ma się wpływu.