PKO Ekstraklasa. ŁKS - Korona. Krzysztof Przytuła: Od trzech lat wiosłujemy pod prąd

PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: piłkarze ŁKS-u. Od lewej: Dani Ramirez, Arkadiusz Malarz, Rafał Kujawa i Jan Sobociński
PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: piłkarze ŁKS-u. Od lewej: Dani Ramirez, Arkadiusz Malarz, Rafał Kujawa i Jan Sobociński

- Cały czas budujemy. Czasem budowa tak przebiega, że gdzieś jest zastój i coś trzeba naprawić. Jesteśmy w takim momencie, że chcemy to naprawić nie ruszając czynnika ludzkiego - mówi Krzysztof Przytuła, dyrektor sportowy ŁKS-u Łódź.

Na beniaminka PKO Ekstraklasy spadła w ostatnim czasie spora fala krytyki wywołana przez osiem przegranych meczów z rzędu. Biało-czerwono-biali zajmują ostatnie miejsce w tabeli z zaledwie czterema punktami na koncie.

Czytaj też: Jak przedsiębiorca pogrzebowy, Tomasz Salski, ożywił trupa

- Krytyka merytoryczna jest potrzebna. Na dziś mamy 4 punkty i jesteśmy najsłabszą drużyną w Ekstraklasie. Ja to wiem. Patrzę w tabelę i widzę, że mamy najwięcej goli straconych. Mamy problem w grze defensywnej całego zespołu. Dla mnie wszyscy strzelają i wszyscy bronią. Teraz pytanie, jak z tego wybrnąć i jak to zmienić. To jest proces. To się nie dzieje na dwóch treningach, przez tydzień. To trzeba wypracować zmieniając różnego rodzaju bodźce, by osiągnąć cel, o który nam chodzi, czyli o stabilną grę - tłumaczył Krzysztof Przytuła w obszernym wywiadzie dla klubowej telewizji.

Dyrektor sportowy ŁKS-u Łódź zapewnił, że do do obecnych wyników pierwszej drużyny podchodzi z takim samym dystansem, jak do rezultatów w poprzednich rundach, kiedy to zespół piął się w górę po kolejnych szczeblach.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Niefortunny wpis Legii Warszawa. "Przeprosiliśmy. Posypaliśmy głowy popiołem"

- Dwa miesiące temu wszyscy piali z zachwytu. Minął ten czas i teraz słyszę, że nikt się nie nadaje do roboty. Trzeba sobie zadać pytanie, w jakim miejscu jesteśmy. Widzimy potencjał tej drużyny. Ona ma problemy i pracujemy nad tym, by je rozwiązywać tygodniami, a nawet miesiącami. Drużyna na pewno potrzebuje wsparcia, ale my okazujemy je za każdym razem, o czym świadczą słowa prezesa - powiedział Przytuła powołując się na zapewnienie prezesa Tomasza Salskiego o tym, że trener Kazimierz Moskal pozostanie na stanowisku.

- Czysto sportowo ta drużyna nie jest ani mistrzem świata po awansie do Ekstraklasy, ani nie jest tak słaba, jak wskazuje wynik - dodał. - Ona jest jeszcze w fazie budowania. Rok temu powiedzieliśmy sobie, że mamy zbudować drużynę. Nie było mówione, co i z kim mamy wygrywać. Czasem budowa tak przebiega, że gdzieś jest zastój i trzeba się cofnąć, bo coś się popsuło i coś trzeba naprawić. Jesteśmy w takim momencie, że chcemy to naprawić nie ruszając czynnika ludzkiego - powiedział.

Zmiana trenera byłaby rozwiązaniem najłatwiejszym i najszybszym, ale czy skutecznym? Tutaj już władze klubu mają wątpliwości. Zresztą taka jest ich filozofia, wedle której podąża od początku odbudowy.

- Od trzech lat wiosłujemy pod prąd, bo gdybyśmy robili inaczej, to być może mnie i tego sztabu by już nie było. Takie są realia w Polsce. Czy są dobre? Mamy inne zdanie. Może dlatego nie jesteśmy atrakcyjni dla ludzi, którzy piszą, że się u nas mało dzieje. Jedyny minus jest taki, że przegrywamy mecze. Innych nie widzę - podkreślił Przytuła.

Dyrektor sportowy łódzkiej drużyny zaznaczył również, że wspólnie z całym sztabem szkoleniowym chciał zaufać zawodnikom, którzy przez ostatnie kilkanaście miesięcy pracowali na to, by ŁKS grał na najwyższym szczeblu rozgrywkowym i zamierza robić to dalej.

- W I lidze mieliśmy 19 meczów z czystym kontem. Dlaczego mieliśmy tym zawodnikom nie dać szansy w ekstraklasie? Komu jak nie im mieliśmy zaufać? Trzeba byłoby wymienić wszystkich 23 graczy. Przecież to właśnie oni wywalczyli ten awans. Przez te trzy lata pokazaliśmy, że działamy po swojemu. Z mojego punktu widzenia cel jest cały czas taki sam - zbudować drużynę, która będzie prezentować pewny styl. Wymaga to też inwencji twórczej samych zawodników. Nie ma takiej drużyny na świecie, która zawsze wszystko wygrywa. Kiedyś te porażki musiały przyjść. Najgorsze są serie, ale nie uważam, że porażka to koniec świata - wyjaśnił.

Oczywiście w myśl zasady, że każda seria kiedyś się kończy, w klubie liczą, że sytuacja odwróci się jak najszybciej. Drogi do tego mogą być różne.

- Przekaz jest taki, że jest mecz w niedzielę o 12:30 i nie ma poza nim nic. Teraz chcemy, żeby zawodnicy nie myśleli, co będzie i jak będzie. Muszą być przygotowani na to, że coś nie pójdzie. Muszą być gotowi na to, co się stanie, gdy stracimy bramkę lub zawodnika. Teraz ma być koncentracja na tym, co robimy w trakcie meczu. Upieram się, że mamy bardzo dobrych zawodników dobieranych pod nasz sposób gry. Kilku potrzebuje czasu, by formę uzyskać. Nie ma znaczenia, kto będzie grał, a kto będzie realizował założenia - powiedział Przytuła.

Okazją do przełamania dla ŁKS-u może być niedzielny mecz z przedostatnią w tabeli Koroną Kielce, która zgromadziła zaledwie jeden punkt więcej. Początek zaplanowano na godzinę 12:30.

Komentarze (0)