Gdzie jest granica szaleństwa w szkoleniu młodzieży? W miniony weekend warszawski klub ZWAR Międzylesie chwalił się na swojej stronie internetowej, że właśnie odniósł rekordowe zwycięstwo, ograł rywala zza miedzy TS Falenica 48:0.
A teraz garść podstawowych informacji. Chodzi o 6 i 7-letnie dzieci. Zespół z Falenicy ma w łączonym roczniku 2012-13 ledwie 12 chłopców. ZWAR ma kilkudziesięciu, więc wybiera sobie na szybko najsilniejszych, najszybszych i może zrobić wynik. Z czasem to się wyrówna, ale musi minąć kilka lat. Podczas tego spotkania fizyczna różnica między zespołami - jak mówił mi trener z Falenicy - była ogromna. Tym bardziej że dodatkowo dwóch chłopców z Falenicy było młodszych. Co więcej, młodzi piłkarze ZWAR-u grają od dawna w rozgrywkach ligowych, dzieci z Falenicy dopiero zaczynają trenować. Większość z nich pierwszy trening odbyła w okolicach wakacji.
Mówiąc wprost, ktoś się zabawił kosztem dzieci, żeby podreperować swoje ego i to jest po prostu hańba. W Hiszpanii nie tak dawno temu trener dzieci został zwolniony po wygranej 25:1. Władze klubu uznały, że to nieprzyzwoite. Tu zwolnienia nie będzie, bo prezes jest jednocześnie trenerem, a klub znany jest w okolicy z tego, że wynik zdecydowanie przesłania rozwój. Gdy za kilka lat rodzice zorientują się, że ich dzieci nie mają już takiej przewagi fizycznej, a za to są ułomne technicznie, będzie już za późno. Marzenia o wielkim futbolu trzeba będzie porzucić. Dziecko ma w życiu jedną szansę. Jeśli trafi na złego trenera, jest to szansa stracona. Wysyłając dziecko do trenera "wynikowca" rodzice nie mają świadomości, że wydali na nie "wyrok". Nie ich wina. Po prostu nie mają wiedzy. Rok temu pokazywałem w mediach społecznościowych film, gdzie ten sam prezes-trener wchodzi w pole karne i ręczne ustawia dzieci podczas rzutu wolnego.
trener z playstation w piłce dzieci jest już passe. Szkoleniowiec ZWAR Międzylesie przerzucił się na sterowanie ręczne. A że na koniec zwyzywał rodziców i trenera rywali to już inna sprawa pic.twitter.com/AYvGNp633Y
— Marek Wawrzynowski (@M_Wawrzynowski) October 20, 2018
Czy to wina dzieci, że tak wysoko wygrały? Nie, przecież one sobie tylko grały w piłkę. Tyle tylko że taki wynik nikomu nic nie daje. Pokonanych może zniechęcić na długo, dla wygranych to tylko kolejny trening. Taki mecz trwa godzinę, a to znaczy, że bramka padała średnio co minutę i 15 sekund. To chore. Przecież świadomy trener zastosowałby np. "Power Play". To oznacza, że przeciwnik może wpuścić dodatkowego zawodnika. A jeśli nie ma (tak było w tym przypadku), świadomy trener zdejmuje swojego, żeby podnieść stopień trudności. Co jeszcze? Można wymyślać różne rzeczy, strzelać tylko po wymienieniu kilku podań, albo cokolwiek co będzie efektywnym treningiem. Po prostu dawać dzieciom zadania. Albo dać pograć słabszym. Tu mieliśmy prymitywną egzekucję przy aplauzie nieświadomych rodziców. Jak mówił trener z Falenicy, po meczu dzieci z Międzylesia szydziły z jego zawodników. Co gorsze, ZWAR Międzylesie chwali się tym wynikiem na swojej stronie - to rekord klubu. Od siebie dodam, że rekord głupoty.
Co robić w takich sytuacjach? Zabrać licencję? Pewnie byłoby to słuszne i skuteczne. Ale chyba nie do końca o to chodzi. Takich patologicznych przypadków jest więcej, nie można powiedzieć, że Międzylesie jest jakąś odosobniona wyspą ignorancji na mapie Warszawy. W sezonie 2015-16 zespół Delta IV Warszawa miał w kategorii E2, a więc 10-letnich dzieci, miał bilans 1:338 po 12 meczach. Najwyższy wynik 0:55. A więc po wznowieniu następowało przejęcie i strzał. Nie sądzę, żeby wpłynęło to pozytywnie na samoocenę dzieci. Czasem zastanawiam się, czy tacy trenerzy nie powinni być karani, ale chyba jednak problemem jest brak świadomości.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Łotwa - Polska: przegląd prasy. "Jeden z kibiców nie wiedział, kim jest Lewandowski"
To pokazuje, że komuś zabrakło wyobraźni. Związek piłki nożnej łatwo może ograniczyć tego typu absurdalne sytuacje. Zacząłbym od akcji edukacyjnej.
Fajnie to ujął Rafał Matusiak, trener dzieci w Jagiellonii Białystok.
Jak poznać złych trenerów?
- Nie planują długoterminowo.
- Uważają, że dobry mecz, to wygrany mecz.
- Myślą, że wiedzą wszystko.
- Nie pozwalają wychodzić poza schemat. Taktyka zamiast pomagać, ogranicza zawodników
- Zapominają, że piłka to zabawa.
Chciałbym, żeby PZPN rozpoczął taką akcję, pokazał że najważniejszy jest indywidualny rozwój zawodnika. Akcja byłaby skierowana do prezesów, trenerów i rodziców. Niestety na razie to nierealne, bo w PZPN nie ma ludzi zainteresowanych zmianami w piłce młodzieżowej, wszelkie sugestie są traktowane przez PZPN-owski beton jako ataki personalne i podważanie kompetencji.
Co więcej można zrobić? Przede wszystkim likwidować system awansów i spadków w najmłodszych kategoriach wiekowych. Nie wszędzie jest, ale np. na Mazowszu, gdzie patologicznych sytuacji jest pełno i chyba nikt nie jest święty, choć oczywiście są recydywiści jak prezes ZWAR-u i kilku innych. Co robić? Przydzielać kluby do lig/turniejów odgórnie, na podstawie poziomu, obserwacji.
Dlaczego likwidować? Jako ojciec chłopca z rocznika 2011 jeżdżę sporo po meczach swojej drużyny i do tej pory spotkałem jeden zespół taki, że powiedziałem: "Wow, to będą piłkarze". Był to Drukarz Warszawa. Poza tym kilka drużyn było technicznych, ale większość dużych warszawskich klubów stawia na zespoły fizyczne, czasem masz wrażenie, że to chłopcy z naboru do sekcji rugby albo koszykówki. To nie szkolenie, a czysta selekcja, nie ma wiele wspólnego z identyfikacją talentów. Jest to nagminne. Z czasem okazuje się, że klub przez 20 lat wychował jednego zawodnika na poziomie Ekstraklasy. Albo i żadnego.
ZOBACZ: Problem polskich dzieci to technika i rozumienie gry
Słyszę głosy, że to kwestia świadomości. A moim zdaniem... tak, ale nie do końca. Dla rodziców to normalna sprawa, że patrzą na tabelę. Sam lubię, wiem, jak to wciągające. Szefowie klubów wykorzystują tabele, żeby przyciągać klientów. Zazwyczaj nie mających zielonego pojęcia o procesie szkolenia.
Bardzo fajny pilotażowy program rozpoczęto właśnie w Zachodniopomorskim Związku Piłki Nożnej, który w sprawach szkoleniowych jest zdecydowanym liderem idei. Polikwidowano tam tabele, wyniki. Grupy przydzielane są odgórnie przez związek na podstawie poziomu. Oczywiście trenerzy deklarują, gdzie chcieliby grać, ale potem jest to weryfikowane.
Na nasze pytania odpowiada trener koordynator Zachodniopomorskiego ZPN, Marek Safanow.
- Na czym generalnie polega zmiana?
Zlikwidowana została ewidencja tabel oraz wyników - co w żaden sposób nie zabiera dzieciom radowania się ze zdobytych goli. Turnieje wzorem naszych zachodnich sąsiadów przyjęły formułę pikników rodzinnych, gdzie rodzic poza dopingowaniem stał się współorganizatorem wydarzenia i swoim zaangażowaniem (grill, poczęstunek, napoje) sprawia, że każde kolejne wydarzenie jest świętem piłkarskim.
ZOBACZ: Dlaczego niektóre dzieci mają mniejszą szansę na karierę w piłce
- Czy podejście trenerów się zmieniło?
Podejście trenerów uległo zmianie diametralnej. Przeprowadziliśmy anonimową ankietę, która jedynie utwierdziła nas w przekonaniu, że zmierzamy w dobrym kierunku. Dzisiaj szkoleniowcy nie są poddani presji wyniku czy też miejsca w tabeli, mogą spokojnie skupić się na celach szkoleniowych i konsekwentnym rozwoju zawodników. Wcześniej słabsze jednostki nie dawały sobie rady i pod wpływem rodziców, często kompletnie niezorientowanych w celowości szkolenia prezesom ulegali i choćby poprzez brak rotacji składu, stosowanie prostych środków dążyli do osiągnięcia satysfakcjonującego rezultatu.
Czy były opory przy wprowadzaniu programu? Co mówią ludzie obecnie?
Odwróciliśmy do góry nogami porządek organizacyjny. Brak ewidencji tabel, wyników oraz rezygnacja z turniejów finałowych wywołał w pewnych kręgach duży sprzeciw. To nie był łatwy czas, jednak dzięki grupie fantastycznych i zaangażowanych trenerów mieliśmy wystarczająco siły, aby kontynuować naszą misję. Dzisiaj osobiście największą radość sprawia głos kolegów, którzy po roku uczestnictwa w festynach Pierwsza Piłka zmieniają swoją optykę i chwalą zmiany.
Jaka jest reakcja rodziców?
Rodzice coraz bardziej angażują się w projekt. Z każdym kolejnym weekendem coraz bardziej zaskakują nas swoim podejściem. Nie brakuje uśmiechu i zdrowego dopingu. Oczywiście przechodząc przez trybuny można zasłyszeć skrupulatne liczenie bramek, jednak dzisiaj to już zdecydowana mniejszość. Duży wpływ na zaistniałą sytuację mają kluby oraz szkoleniowcy, którzy choćby poprzez zmianę sposobu publikacji na stronach internetowych lub w social mediach naprowadzają opiekunów na właściwe tory postrzegania współzawodnictwa dzieci. Kosztem suchych wyników, euforycznych fanfar po kolejnym "wygranym" turnieju pojawiają się informacje o superorganizacji, emocjonujących rozgrywkach oraz wyśmienitej zabawie dzieci.
ZOBACZ: Dlaczego Polacy nie potrafią grać w piłkę
I może od tego powinniśmy zacząć… Co ma na celu ten program, co on może zmienić w wieloletniej perspektywie?
Konsekwentne prowadzenie projektu ma zoptymalizować warunki do rozwoju sportowego dzieci. Weekendowy festyn piłkarski ma być czasem wspólnej integracji oraz nauki zdrowego współzawodnictwa. Od strony szkoleniowej turnieje mają stać się naturalnym podsumowaniem i zakończeniem tygodniowego mikrocyklu. Podczas, którego świadomi celów trenerzy analizują rozwój podopiecznych, stwarzają możliwość współzawodnictwa dla wszystkich zawodników, zachęcają do podejmowania kolejnych pojedynków 1/1 oraz co najważniejsze odstawiają joystick rozwijając decyzyjność i inteligencje dzieciaczków. To wszystko odbywa się przy brawach zgromadzonych rodzin oraz przy zapachu grilla.
Proste, prawda? Bardzo się cieszę, że w Zachodniopomorskim wprowadzono ten program. To może być przełom w szkoleniu. "Produkcja" technicznych zawodników w kategoriach do lat 12 to absolutna podstawa całego procesu szkolenia. Chore wyniki typu 48:0 nie wnoszą nic poza płaczem dzieci.