Afera w PZPN. Wiceprezes związku wyklucza działaczkę, która domaga się pieniędzy

PAP / Jakub Kamiński / Na zdjęciu: Andrzej Padewski
PAP / Jakub Kamiński / Na zdjęciu: Andrzej Padewski

Prokuratura we Wrocławiu prowadzi dochodzenie w sprawie przywłaszczenia przez Dolnośląski Związek Piłki Nożnej 1,5 miliona złotych. Co na to Andrzej Padewski? Odegrał się na działaczce, która złożyła zawiadomienie.

W tym artykule dowiesz się o:

Pani Maria Kajdan, szefowa Legnickiego Związku Piłki Nożnej, domagała się od Dolnośląskiego ZPN zwrotu 1,5 miliona złotych z tytułu transferów. Odpowiedzią było wyrzucenie jej ze stanowiska wiceprezesa Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej i ze struktur piłkarskich, odebranie mandatu na rozpoczynające się w czwartek Walne Zgromadzenie PZPN.

Sprawa pozornie błaha, ale pokazuje metody działania jednego z najważniejszych ludzi w PZPN, Andrzeja Padewskiego, wiceprezesa związku do spraw piłki zagranicznej, szefa Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, jednego z najwierniejszych żołnierzy Zbigniewa Bońka.

Jednocześnie to kwestia o tyle dla niego uciążliwa, że prokuratura Wrocław Krzyki-Zachód prowadzi postępowanie w sprawie przywłaszczenia przez DZPN wspomnianej kwoty. Postępowanie objęte jest nadzorem prokuratury krajowej.

ZOBACZ WIDEO: Sebastian Szymański wygranym zgrupowania. "Rozwiązał największy problem"

Sprawa dotyczy wpływów z transferów. Wyjaśnijmy. W 2000 roku powstał Dolnośląski Związek Piłki Nożnej. Wszedł w miejsce Wrocławskiego Okręgowego Związku PN. Jako że miał małe wpływy, podjęto uchwałę, według której pieniądze z transferów z całego Dolnego Śląska szły do związku, związki okręgowe nie dostawały nic. Tyle, że w 2012 podjęto uchwałę w drugą stronę.

I tu zaczyna się problem. Legnicki Okręgowy Związek Piłki Nożnej domaga się od Dolnośląskiego 1,5 mln złotych z tytułu transferów. Andrzej Padewski twierdzi, że nie ma takiej uchwały. Sprawa została skierowana do prokuratury.

Podczas posiedzenia zarządu DZPN Padewski zażądał więc zdjęcia pani Kajdan ze stanowiska wiceprezesa, a także odebrania jej mandatu na walne zgromadzenie PZPN. I tak się stało. Padewski miał argumentować, że Kajdan pominęła możliwości odwoływania się wewnątrz związku.

Pani Kajdan dostała pismo, w którym czytamy, iż delegat, w stosunku do którego prowadzone jest postępowanie dyscyplinarne nie może jechać na Walne Zgromadzenie. Miejsce pani Kajdan zajął jej zastępca Paweł Wechta.

- No więc wystarczyło wezwać mnie na komisję dyscyplinarną i zapytać. Nie pominęłam możliwości związkowych - mówi. I ma na to dowody. Najpierw sam Padewski skierował ją do Polubownego Sądu Piłkarskiego, a ten odesłał ją na drogę sądową. I z tej drogi pani Kajdan skorzystała.

Można więc powiedzieć, że na działaczce dokonano samosądu. Padewskiemu we Wrocławiu nikt nic nie zrobi, nie tylko rozdaje karty w związku, ale ma też znakomite stosunki z prasą, pomaga dziennikarzom jak może, jednego nawet zrobił dyrektorem w DZPN... w nowym oddziale w Legnicy.

ZOBACZ: Znowu problemy z murawą na Stadionie Narodowym

W tle tego całego zajścia jest walka o władzę w PZPN. Związek wyciął Okręgowe Związki Piłki Nożnej z organizacji jakichkolwiek rozgrywek. Z jednej strony można pochwalić taki krok, bo blokowały one pewne unifikacje. Z drugiej, wtajemniczeni twierdzą, że chodziło o pozbycie się opozycji.

A jaki ma to związek ze sprawą? Bardzo duży. Okręgowe Związki Piłki Nożnej, nie mając możliwości prowadzenia rozgrywek, mają niewielki albo żaden sens istnienia. Gdyby więc się rozwiązały, DZPN nie miałby komu oddawać pieniędzy. 1,5 miliona dla DZPN to kwota ogromna, budżet związku szacuje się na 4,5 mln złotych. Po drugie, prawdopodobnie zostałoby umorzone postępowanie o ich przywłaszczenie. A prezes bez wyroku brzmi dużo lepiej niż prezes z wyrokiem.

ZOBACZ: Działacze DZPN podejrzewani o przekręty finansowe

W Dolnośląskim Związku Piłki Nożnej odesłano nas do pana Dariusza Machińskiego, prawej ręki Padewskiego. Jednak wciąż nie dostaliśmy odpowiedzi.

Źródło artykułu: