Akcja ratunkowa Wisły Kraków rozpoczęła się w styczniu tego roku, po tym, jak byłe już władze klubu przeprowadziły nieudaną sprzedaż szemranym biznesmenom: Vannie Ly i Matsowi Hartlingowi. Sytuacja Wisły była wtedy dramatyczna. Klub tonął w długach i nawet stracił licencję na grę w Ekstraklasie. Zobowiązania wynosiły wtedy 38 milionów złotych.
Na początku roku pożyczki na bieżące funkcjonowanie klubowi udzielili Jarosław Królewski, Jakub Błaszczykowski i Tomasz Jażdżyński. Od tego czasu Wisła zaczęła systematycznie spłacać długi. Obecnie wynoszą one 27 milionów złotych.
- Doprowadziliśmy klub do tego, by operacyjnie nie generował strat. Wszystkie zyski z transferów oraz dodatkowych sponsorów idą na spłatę długów. Jesteśmy w stanie osiągać zyski na poziomie ośmiu-dziesięciu milionów złotych rocznie - powiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" p.o. prezesa, Piotr Obidziński.
ZOBACZ WIDEO: Dużo pracy przed Jerzym Brzęczkiem. "Budowanie relacji jest szalenie ważne"
Miesięcznie Wisła spłaca ugody z zawodnikami, które wynoszą kilkaset tysięcy złotych. Klub ma też zobowiązania względem miasta. Działacze prowadzili rozmowy z władzami Krakowa dotyczące rozłożenia długu na raty, ale nie uzyskano porozumienia.
- Do 31 października miasto ma otrzymać 1,7 miliona złotych z kolejnej transzy zaległych długów. Nie mamy w tej kwestii wyboru, bo kwota jest zabezpieczona i wypłaci ją miastu Ekstraklasa SA. Sytuacja pozostaje bez zmian i nie udało się dojść do porozumienia z miastem w sprawie rozłożenia zadłużenia na dłuższy okres. To sprawia, że kwoty 1,7 miliona złotych w perspektywie sezonu będzie nam brakować - dodał Obidziński.
Zobacz także:
Euro 2020. Reprezentacja Polski może mieszkać w Opalenicy
Eliminacje Euro 2020. Polska - Słowenia. Łukasz Piszczek zagra pożegnalny mecz w kadrze!