Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Dlaczego reprezentacja Słowenii nie zdołała wywalczyć awansu na Euro 2020?
Andraz Struna, obrońca FC Voluntari: Odpowiedź jest bardzo prosta - wyniki w tych eliminacjach nie były wystarczające, aby zająć odpowiednio wysokie miejsce. To jednak nie znaczy, że mamy za słabą drużynę. Jest wyrównana, mamy dobrych graczy. Atmosfera też jest w porządku - znamy się od dawna, jesteśmy ze sobą zżyci. Dlatego uważam, że jesteśmy w stanie pokonać każdego.
Jako jedyni w grupie wygraliście z Polską.
A do tamtej chwili Polacy nie stracili przecież żadnej bramki w kwalifikacjach! My strzeliliśmy im dwie i odnieśliśmy pewne zwycięstwo. Tym chyba najlepiej udowodniliśmy, że możemy stoczyć równą walkę z każdym. Zresztą oglądałem ten mecz z trybun i mogę śmiało powiedzieć, że zagraliśmy świetnie.
Czyli wychodzi na to, że brakuje wam powtarzalności.
Nie wiem, ale skoro mamy ustaloną strategię oraz system dla drużyny narodowej to musimy zaufać, że z czasem osiągniemy oczekiwane efekty. Znamy swoją wartość i sami oczekujemy od siebie awansu na duży turnieju. Przykładem dla nas wszystkich jest Jan Oblak. To elitarny piłkarz, grający na najwyższym światowym poziomie. On nie tylko najbardziej się wyróżnia, ale również daje olbrzymią motywację. Dlatego też myślimy już o kolejnych eliminacjach, nie możemy się ich doczekać.
ZOBACZ WIDEO: Polska - Słowenia. Jerzy Brzęczek: Oblakowi zabrakło pokory. Może dlatego mistrzostwa obejrzy w telewizji
Postępy słoweńskich klubów mogą dawać nieco większe nadzieję na eliminacje mundialu 2022.
Organizacja i akademie w klubach nieznacznie się poprawiły, ale ograniczone finanse nie pozwalają na większe zmiany. Niemniej występy NK Maribor w europejskich pucharach i ich pięciokrotna kwalifikacja do fazy grupowej Ligi Mistrzów i Ligi Europy w ostatnich latach to coś imponującego. A że słoweńskich kibiców przyciągają wyniki, to cieszy to jeszcze bardziej.
Niebawem minie 10 lat od waszego ostatniego udziału na dużym turnieju, co w porównaniu z innymi sportami zespołowymi nie wygląda dobrze.
Najbardziej żal było mi braku awansu na Euro 2016, bo wtedy byliśmy naprawdę tego bliscy. Niemniej walczymy, potrzebujemy wsparcia w kolejnej próbie. Sukcesy w koszykówce, siatkówce czy piłce ręcznej natomiast cieszą. Dzięki nim Słoweńcy mają wiele radości, chętnie wspierają drużyny oraz zawodników. Widać jednak, że także kochają futbol i wierzę, iż ciągle to będzie sport numer 1.
Jak pan ocenia nasz zespół?
Wbrew wynikowi w Słowenii widać, że macie naprawdę silną drużynę. Jest wielu bardzo dobrych i doświadczonych zawodników. Część z nich grała na Euro 2016, a rezultat jaki osiągnęli we Francji wiele mówi o ich potencjale. Zresztą na przykład ja osobiście sam bardzo cenię Roberta Lewandowskiego i Łukasza Piszczka.
Piszczek niestety po mundialu skończył karierę reprezentacyjną, a występ ze Słowenią będzie jego oficjalnym pożegnaniem.
Szkoda, bo to naprawdę świetny piłkarz. Bardzo lubię jego styl, to jak balansuje między obroną i atakiem. Zacząłem go śledzić kiedy w Borussii Dortmund było "polskie trio". To był doskonały okres. Wielokrotnie oglądałem skróty jego gry, powtórki. Najlepiej o nim świadczy jednak to, że przez tyle lat jest w tym klubie. I mimo osiągnięcia dużych sukcesów gra, do tego w prawie wszystkich meczach.
W kadrze jest pana dobry znajomy.
Tak, jest Mateusz Klich. Grałem z nim w Cracovii i w sumie zawdzięczam mu jedynego gola, którego dla niej strzeliłem. To on bowiem asystował przy tamtym trafieniu.
Jak pan wspomina tamten okres?
Miałem wtedy 21 lat. To było moje pierwsze doświadczenie zagraniczne, ale mogę śmiało powiedzieć, że spędziłem w Polsce fajny czas. Moja dziewczyna też bardzo polubiła Kraków i dlatego kiedy wyjeżdżaliśmy, to zobowiązałem się odwiedzać miasto raz do roku. Minęło już 6 lat, ale na razie zachowujemy tą tradycję. Ponadto utrzymuję silną przyjaźń z niektórymi graczami tamtego zespołu, śledzę co się dzieje w Ekstraklasie i oglądam mecze.
Po odejściu z Cracovii zwiedził pan kawał świata.
Tak. Dość regularnie występowałem w reprezentacji Słowenii. Ponadto grałem w Grecji, Szkocji, USA oraz na Cyprze. Najbardziej podobało mi się w MLS, w New York FC moim trenerem był Patrick Vieira. Z pewnych powodów postanowiłem jednak wrócić do Europy.
Nie żal, że selekcjoner pominął pana przy ostatnich powołaniach? Szczególnie teraz, gdy zagracie mecz w Polsce.
W żadnym wypadku, bo to logiczne zachowanie. Byłem przecież przez całe lato bez klubu, bo to okienko transferowe nie poszło po mojej myśli. Dopiero we wrześniu postanowiłem podpisać kontrakt w Rumunii, a więc nie miałem dużo czasu na grę. A ważne, by dostawać powołania w jak najlepszej formie. Doskonale zdaje sobie sprawę, że trener mnie zna. Zresztą pokazał, że liczy na mnie, gdyż umieścił moje nazwisko na liście z szerokim składem. Jestem spokojny.
***
Andraż Struna w latach 2011-13 grał w Cracovii. Jest 27-krotnym reprezentantem Słowenii, w kadrze na mecz z Polską jest jego brat Aljaż.
Zobacz także:
El. ME 2020. Polska - Słowenia. Przewidywane składy
Eliminacje Euro 2020. Polska - Słowenia. Stadion Narodowy jak wioska Galów - nie do zdobycia