Jedna, ale jakże okazała wygrana dodała wiatru w żagle piłkarzom Lecha. Tydzień temu pokonali 3:0 Piasta Gliwice, mistrza Polski. - Byliśmy po czterech spotkaniach, których nie udało się wygrać - mówił na konferencji prasowej trener Kolejorza, Dariusz Żuraw - Były one lepsze i gorsze, ale nie punktowaliśmy tak jak byśmy chcieli. Ten mecz może dać pozytywnego kopa zawodnikom i uwierzą oni, że potrafią grać od tyłu, grać wysokim pressingiem i strzelać gole dobrym zespołom.
Żuraw ze swoimi przewidywaniami trafił w "10". Jego zespół na tle rywali wyglądał pewnie, przez większość meczu kontrolował sytuację na boisku. Brakowało tylko konkretów. Na początku dwa razy próbował zagrozić Joao Amaral, potem po jego podaniu do piłki nie zdążył Christian Gytkjaer, który mógł mieć wyborną okazję do zdobycia bramki. Trzy minuty później najlepszego napastnika Lecha wyręczył Tymoteusz Puchacz.
Młodzieżowiec huknął w polu karnym po celnym podaniu Amarala. Portugalczyk chwilę wcześniej wykorzystał błąd Alana Urygi. Obrońca Nafciarzy niezbyt udanie wybijał piłkę sprzed własnej "szesnastki". Ta jedyna pomyłka kosztowała gospodarzy porażkę. Bo potem niewiele się działo. Zawodnicy potrzebowali dużo czasu na rozpęd. Po dziesiątkach minut serwowania ligowego dżemu, dopiero w końcówkach pierwszej i drugiej połowy potrafili wrzucić wyższy bieg. Tuż przed przerwą kibice Lecha dali o sobie znać, odpalili race, a mocny wiatr zaraz przeniósł dym nad boisko. Sędzia musiał przerwać mecz na kilka minut.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Borek: Lewandowski nie będzie najlepszy na świecie, bo jest z Polski
Piątkowe spotkanie 17. kolejki PKO Ekstraklasy pokazało, jak na morale wpływają wyniki. Poznaniacy się rozpędzają, z kolei płocczanie utkwili w dołku i przedłużyli swoją serię bez porażki do pięciu meczów.
-> Artur Skowronek chwali Georgija Żukowa. "To kreatywny piłkarz z bogatym CV"
Drużynie Radosława Sobolewskiego udało się oddać tylko jeden celny strzał na bramkę Lecha. W 83. minucie Dominik Furman wziął sprawy w swoje ręce, uderzył z dystansu, ale na posterunku czuwał Mickey van der Hart. Tego dnia nawet obrońcy Kolejorza byli w dobrej dyspozycji, ustawiali się wysoko i często w zarodku dusili ofensywne zapędy rywali. A nie było ich wiele. Na boisku w Płocku długo wiało nudą. Za sprawą obu zespołów.
Wisła próbowała rzucić się do ataku w ostatniej chwili. Ale w doliczonym czasie dobił ją Christian Gytkjaer. Duńczyk przejął podanie Pedro Tiby w polu karnym, zdobył 11. ligową bramkę w tym sezonie i został samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców.
Kibice Wisły duże święto mieli za to przed pierwszym gwizdkiem, kiedy władze miasta i klubu wspólnie podpisały z podwykonawcą umowę o wybudowaniu nowego stadionu. Dali słowo, że nowa arena będzie gotowa za trzy lata.
Czytaj też: Aleksandar Vuković: Piłsudski powiedział, co należy robić po porażkach
Tymczasem po porażce Nafciarze dalej są nad Lechem w tabeli. Ich przewaga stopniała jednak do punktu. Wisła jest szósta, pozycję niżej znajduje się Lech.
Wisła Płock - Lech Poznań 0:2 (0:1)
0:1 - Tymoteusz Puchacz 33'
0:2 - Christian Gytkjaer 90+1'
Wisła:
Thomas Daehne - Cezary Stefańczyk, Michał Marcjanik, Alan Uryga, Damian Michalski - Damian Rasak, Dominik Furman - Giorgi Merebaszwili, Mateusz Szwoch (63' Grzegorz Kuświk), Piotr Tomasik (73' Suad Sahiti)- Ricardinho (82' Olaf Nowak).
Lech:
Mickey van der Hart - Lubomir Satka, Tomasz Dejewski, Thomas Rogne, Wołodymyr Kostewycz - Joao Amaral (90' Jakub Moder), Karlo Muhar, Pedro Tiba, Tymoteusz Puchacz (77' Jakub Kamiński) - Darko Jevtić (84' Filip Marchwiński), Christian Gytkjaer.
Żółte kartki:
Kuświk (Wisła) oraz Kostewycz i Puchacz (Lech)
Sędziował:
Mariusz Złotek (Stalowa Wola).