Liga Mistrzów. Piłkarze Napoli zostali sami. Ale idą razem

Getty Images / Michael Regan / Na zdjęciu: radość piłkarzy Napoli po golu Driesa Mertensa
Getty Images / Michael Regan / Na zdjęciu: radość piłkarzy Napoli po golu Driesa Mertensa

Po tych wszystkich konfliktach, karach i skandalach piłkarze Napoli powinni przyjechać na mecz z Liverpoolem zdemolowani i nikt nie miałby do nich pretensji nawet za dotkliwą porażkę. Zremisować na Anfield po prostu nie mieli prawa.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Z Liverpoolu Mateusz Skwierawski[/b]

Obrazek po golu Driesa Mertensa mówił wszystko. Piłkarze Napoli podbiegli do Belga i utworzyli kółko. To nie były zwykłe gratulacje za zdobytą bramkę, w ten sposób zawodnicy włoskiej drużyny pokazali, że gdy wewnątrz klubu bardzo źle się dzieje, oni są zjednoczeni i idą w tym samym kierunku. Dlatego zrobili coś, czego nie mieli prawa zrobić - zremisowali z Liverpoolem 1:1.

W ostatnich tygodniach jest w Neapolu naprawdę źle. Trwa wojna. Prezydent Aurelio De Laurentiis krytykuje w mediach Mertensa i Jose Callejona za chęć większych zarobków i każe im się wynosić po lepszy kontrakt do Chin. Po serii gorszych wyników każe piłkarzom jechać na tygodniowy obóz do ośrodka treningowego. Gdy zawodnicy odmawiają, wymyśla im kary. Straszy sądem, zabrania kontaktu z mediami, żąda od drużyny 2,5 miliona euro odszkodowania za straty wizerunkowe.

Dochodzi do absurdalnych sytuacji: Allan szarpie się z synem De Laurentiisa, Hirving Lozano dostaje naganę za przekazanie dziennikarzowi pozytywnych opinii o klubie, partnerki zawodników muszą uciekać z miasta przed mszczącymi się kibicami, a Kalidou Koulibaly wynajmuje ochronę do pilnowania swoich najbliższych.

Zobacz kapitalną bramkę Piotra Zielińskiego

Piłkarze zostali z tym wszystkim sami. Odwrócił się od nich prezes i kibice, którzy wcześniej przychodzili na ich treningi, buczeli, gwizdali i nawet wyzywali. Zamiast stanąć po ich stronie, zarzucają im brak profesjonalizmu i działanie na szkodę klubu. I choć na Anfield z radości po golu prawie wypadli ze swojego sektora, to z zawodnikami dalej trzymają się na dystans.

Liga Mistrzów. Olbrzymie zamieszanie z udziałem Szymona Marciniaka. Po VAR-ze z 0:2 zrobiło się 1:1!

Dlatego remis Napoli z Liverpoolem jest cenniejszy niż wygrana z Anglikami w pierwszym meczu (2:0), zwłaszcza jeżeli chodzi o porę i okoliczności. Nie chodzi tu tylko o problemy pozasportowe Włochów, drużyna Juergena Kloppa jest po prostu potworem na własnym boisku, rywali zmiata z murawy, na Anfield nie da się jej pokonać od 25 spotkań, a takiej serii The Reds nie mieli od prawie pięćdziesięciu lat.

Wywalczyć punktu w Liverpoolu nie udało się włoskiej drużynie choćby sezon wcześniej, mimo że przecież wtedy w zespole panowała zupełnie inna atmosfera, a i po zeszłorocznym odpadnięciu z Ligi Mistrzów prezesi Napoli nie szukali kozłów ofiarnych. W obecnych rozgrywkach Champions League Napoli dalej może wygrać swoją grupę, ma tylko punkt mniej od Liverpoolu i mecz u siebie z ostatnim Genkiem.

I De Laurentiis chyba w końcu zrozumiał, że jego metody wychowawcze niekoniecznie przyczyniają się do poprawienia nastrojów w szatni. - Dla tych, którzy próbują nas zmiażdżyć niech wynik będzie najlepszą odpowiedzią. Za kadencji Carlo Ancelottiego pokonaliśmy Liverpool dwa razy i raz zremisowaliśmy, z najlepszą drużyną w Europie. Gratuluje trenerowi i zawodnikom, spuścili głowy i ciężko pracowali. Problemy dyscyplinarne chcemy wyjaśnić we własnym gronie - skomentował prezydent klubu.

A piłkarze Napoli mogą odśpiewać sobie wspaniały hymn Liverpoolu: "You'll Never Walk Alone" (nigdy nie będziesz szedł sam - ang). Zostali sami, ale idą razem. I na pewno na tym nie skończą.

Liga Mistrzów: FC Barcelona - Borussia Dortmund. Mistrz Hiszpanii wygrał i zapewnił sobie awans. BVB bez szans

Komentarze (0)