Rafał Gikiewicz trafił do Unionu Berlin podczas letniego okienka transferowego w 2018 roku z SC Freiburg. Wraz ze swoim nowym zespołem zdołał wywalczyć historyczny awans do Bundesligi.
Kontrakt Polaka obowiązuje do 30 czerwca 2020 roku. Gikiewicz prowadził już wstępne rozmowy z Unionem. Ciąg dalszy negocjacji ma nastąpić podczas styczniowego obozu przygotowawczego w Hiszpanii. Co ciekawe, bramkarz ustala warunki umowy samodzielnie.
- Od 15 września tego roku nie jestem związany z żadną agencją menadżerską. Jestem bramkarzem i menadżerem w jednej osobie. Gdy wyjeżdżałem z rezerw Śląska do Niemiec, potrzebowałem menadżerów, mam z nimi kontakt, bo żaden mnie nie oszukał - powiedział Rafał Gikiewicz w rozmowie z "Super Expressem".
ZOBACZ WIDEO: Christo Stoiczkow o Robercie Lewandowskim. "Jest jednym z dwóch najlepszych napastników na świecie"
- Po sześciu latach spędzonych w Niemczech moje nazwisko jest tutaj na tyle znane, że mogę osobiście prowadzić rozmowy, a prowizja menadżerska równie dobrze może pójść do mojej rodziny, która z tego powodu będzie szczęśliwa - dodał bramkarz.
Choć Gikiewicz w barwach Unionu Berlin prezentuje się z bardzo dobrej strony, wciąż nie może przekonać do siebie selekcjonera Jerzego Brzęczka. W maju co prawda otrzymał powołanie w miejsce kontuzjowanego Wojciecha Szczęsnego, ale nie pojawił się na boisku.
- Jeśli nie wystarcza to, co pokazuję w Bundeslidze, to muszę to zaakceptować. Jestem już za dużym chłopcem, żebym się obrażał z tego powodu - skomentował swoją sytuację w kadrze.
Na nowy rok bramkarz wyznaczył sobie ambitne cele. Chciałby dostać powołanie, zaliczyć przynajmniej cztery mecze ligowe z czystym kontem. Gikiewicz wierzy także w utrzymanie Unionu w Bundeslidze. - Dam się za to pokroić, bo uważam, że utrzymamy się bez problemów - zakończył.
Czytaj także:
- Włoskie media żyją transferem Zlatana Ibrahimovicia. "Da nie tylko bramki"
- Nie będzie wielkiego powrotu do Polski. Kamil Wilczek nie zagra w PKO Ekstraklasie