Norweg - sprowadzony zimą z Red Bulla Salzburg, dla którego zdobył osiem goli w fazie grupowej Ligi Mistrzów - wszedł na boisko w drugiej połowie meczu z FC Augsburg (5:3) i wziął Bundesligę szturmem. W ciągu 34-minutowego występu skompletował hat-trick, zapewniając swojej drużynie bezcenne zwycięstwo (goście w pewnym momencie przegrywali już 0:2).
- Nie sądzę, byśmy mieli takiego napastnika od czasów Roberta Lewandowskiego - przyznał Marco Reus w rozmowie ze "Sky". - Haaland daje nam możliwość grania w różnych systemach i stylach. Jest bardzo otwarty. Ważne, by go poznać. Gdy zaczniemy dobrze współpracować, wydobędziemy wszystkie jego mocne strony. Potrzeba na to trochę czasu.
"Lewy" tak piorunującego debiutu w Borussii nie miał. Jemu zresztą było trudniej, bo musiał walczyć o miejsce w składzie z Lucasem Barriosem. Pierwszy występ w ekipie z Dortmundu zaliczył w sierpniu 2010 roku. Też wszedł jako zmiennik (w 63. minucie za Sebastiana Kehla), a rywalem zespołu prowadzonego wtedy przez Juergena Kloppa był Bayer 04 Leverkusen. Polakowi nie udało się błysnąć, a "Aptekarze" zwyciężyli ostatecznie 2:0 (po golach zdobytych jeszcze w pierwszej połowie).
Zobacz wideo: "Lewy" - mistrz rzutów karnych
Później jednak gwiazda Roberta Lewandowskiego rozbłysła na dobre i dziś z utęsknieniem czekają w Dortmundzie na jego następcę. Luki po odejściu naszego reprezentanta do Bayernu Monachium (miało to miejsce latem 2014 roku) nie wypełnili Adrian Ramos, Ciro Immobile czy Michy Batshuayi. Nie do końca zrobił to nawet Pierre-Emerick Aubameyang. Z Haalandem ma być inaczej.
- Gdy teraz spojrzysz na naszą drużynę, czego możesz chcieć więcej pod względem jakości? - pyta Reus. - Jesteśmy w dobrym miejscu, bo mamy świetnego napastnika i nowe opcje. Zdobycie mistrzostwa Niemiec jest tak samo realne jak na początku sezonu. Nie powiem, że mamy los w swoich rękach, ale na pewno nas na to stać.
By to marzenie się spełniło, trzeba odrabiać straty do RB Lipsk. Borussia ma 33 pkt. - o siedem mniej niż lider i póki co zajmuje tylko 4. miejsce w tabeli.
->Premier League: Liverpool - Manchester United: ostatni skalp na drodze do mistrzostwa