Trzymetrowy, wykonany z brązu posąg miał uhonorować najwybitniejszego piłkarza w historii Malmo FF. Zlatan Ibrahimović grał tu krótko, ale zdążył rozkochać w sobie kibiców. Nic więc dziwnego, że zakupienie przez niego udziałów w Hammarby wywołało ogromny gniew. Ultrasi próbowali kilka razy, aż w końcu obalili wielką rzeźbę. Potęga Ibry jest jednak nienaruszona. Dziś pracuje na kolejny pomnik - w Mediolanie.
Trzy zwycięstwa, jeden remis, bilans bramkowy 8:2. Milan wreszcie zaczyna wyglądać, jak drużyna, a nie przypadkowa zgraja kopaczy. Jeśli ktoś wątpił we wpływ 38-latka na zespół, Zlatan odpowiada w najlepszy sposób. Nieważne ilu było sceptyków, on nie przestał w siebie wierzyć ani na moment.
- Zawsze jestem pozytywnie nastawiony. Gdybym nie wierzył w ten projekt, do Mediolanu bym nie wrócił - mówił na powitalnej konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO Michał Pol oburzony transferem Kamila Wilczka. "Boli mnie gdy reprezentant Polski idzie do takiego klubu"
Czytaj także: Serie A. Lucas Paqueta na własną prośbę nie zagra w meczu AC Milan. Liczy na transfer do PSG
Ferrari wśród piłkarzy
Pewność siebie od zawsze była znakiem rozpoznawczym Szweda. Dla niektórych to buta, dla jeszcze innych arogancja, ale pod medialną skorupą kryje się po prostu mentalność lidera.
I właśnie dlatego nie potrafił odnaleźć się w Barcelonie. Nie miał tam szans przeskoczyć Leo Messiego. Dla Pepa Guardioli zawsze był tym drugim. A Zlatan nie lubi być drugi. Zresztą, z hiszpańskim szkoleniowcem nigdy nie było mu po drodze, czego nie próbował ukrywać.
- Kto sprowadza mnie do klubu, kupuje Ferrari, a do takiego auta tankuje się najlepszą benzynę i wciska gaz do dechy. Guardiola wlewał we mnie ropę i wybierał się na spacer na wieś. Powinien sobie kupić fiata - walił między oczy rozżalony Szwed.
W innych klubach wiedzieli, jak dbać o taką "wyjątkową maszynę". W Paryżu był niekwestionowanym liderem, nikt nawet nie próbował podważać jego pozycji. A on potrafił się odwdzięczyć. W cztery lata strzelił 156 goli. Doszedł jednak do ściany, potrzebował nowych wyzwań, więc jego zatrzymanie okazało się dla szejków zadaniem niewykonalnym. Gdy nosił się z zamiarem odejścia, postawił warunek nie do spełnienia. Rzucił tylko z uśmiechem: zostanę, ale wy postawcie mój pomnik w miejscu Wieży Eiffle'a. Gdyby tylko istniała taka możliwość, szejkowie na pewno by tego dokonali.
"Ibra" w Paryżu pełnił wiele ról. Również psychologa.- Przed zdobyciem pierwszego tytułu w sezonie 2012-13, czekał nas mecz z Lyonem. Carlo Ancelotti był nieco poddenerwowany, więc Ibra podszedł do niego i spytał, czy wierzy w Jezusa. Ancelotti odpowiedział twierdząco, więc Ibra palnął: "Dobrze, zatem wierzysz we mnie, możesz się zrelaksować!" - opowiadał po latach Marco Verratti.
Początek przygody ze Stanami Zjednoczonymi też miał kosmiczny. Już w debiucie zdobył nieprawdopodobną bramkę z woleja. Później jednak nie szczędził cierpkich słów pod adresem ligi. Znów używał przy tym ulubionego porównania do Ferrari. - MLS nie dorównuje europejskiemu futbolowi. Wcześniej grałem z piłkarzami na moim albo zbliżonym poziomie. Tutaj jestem jak Ferrari wśród Fiatów - mówił w swoim stylu.
Zresztą, znajomość z nowymi kolegami też zaczął od pytania, czy wierzą w Boga... Jego słowa uchodziły mu płazem. Wciąż miał "to coś". W lidze, do której wielu jedzie na emeryturę, on zdobył 53 bramki w 58 meczach. Nie brakowało także tych wyjątkowej urody.
Czytaj także: Transfery. Bruno Fernandes nie dla Manchesteru United. Zbyt duże oczekiwania Sportingu Lizbona
Koniec bezkrólewia w Mediolanie
- Jest kimś, kto dużo wymaga. Ze Zlatanem nie ma żartów. Na treningu nie będzie miejsca na zmniejszenie tempa, bo on zawsze chce wygrać. Piłkarze Milanu będą musieli dać z siebie 300 procent - ostrzegał Antonio Nocerino, gdy jasnym się stało, że Szwed wraca do Włoch.
Te słowa potwierdzał zresztą Albin Ekdal, kolega Ibry z reprezentacji Szwecji: - Z nim na boisku każdy gra lepiej, bo nikt nie jest na tyle odważny, by go zawieść. Nikt nie chce rozczarować "Ibry". Każdy kto z nim grał, wie co mam na myśli.
Wystarczyło kilka meczów, by zrozumieli to także nowi koledzy z AC Milan. Drużyna, która wyżej niż jedną bramką nie wygrała w całym sezonie choćby raz, nie ma teraz dla rywali litości. Gdy ich dopada, przeważnie dobija. O ile na początku było skromne 0:0 z Sampdorią, to trzech kolejnych występach było zdecydowanie lepiej: 2:0 z Cagliari, 3:0 ze SPAL oraz 3:2 z Udinese. W ostatnim starciu zespół pokazał
charakter: decydującą bramkę Rebić zdobył rzutem na taśmę w 93. minucie.
- Ibrahimović jest dla mnie jak starszy brat. Odkąd do nas dołączył, rozmawia ze mną, daje mi rady jak się rozwinąć, jak się ustawiać w polu karnym - mówił Rafael Leao w rozmowie ze "Sky Sports Italia".
Portugalczyk to jeden z tych piłkarzy, którzy najbardziej zyskali na pojawieniu się Ibrahimovicia. To on tworzy duet snajperów z rosłym Szwedem. Dla Krzysztofa Piątka natomiast zaczyna być za ciasno. W dwóch ostatnich ligowych meczach nie zagrał ani minuty. Niewykluczone, że jeszcze tej zimy w poszukiwaniu gry zmieni klub.
Zakontraktowanie "Ibry" docenia także Stefano Pioli: - Pozyskanie Ibrahimovicia było bardzo ważne choćby przez wzgląd na to, co robi podczas treningów i co może jeszcze zrobić. Jest wielkim profesjonalistą. To niewiarygodne widzieć tak ciężko pracującego mistrza.
Szwed nie wygrywa może meczów w pojedynkę, ale wpływ na szatnię ma ogromny. Być może lider z prawdziwego zdarzenia - doświadczony, nieprzyjmujący do świadomości porażki - to coś, czego na San Siro brakowało najbardziej.
Kolejny test już w piątek. AC Milan zagra z Brescią. Początek meczu o 20:45, transmisja w Eleven Sports 1.