Podczas letniego okienka transferowego Łukasz Gikiewicz przeżył kuriozalną sytuację. Dogadał się z rumuńskim Gaz Metan Medias, a kiedy wreszcie dotarł na miejsce okazało się, że na pewno tam nie zagra. Po Polaka sięgnął inny klub z tego kraju - FCSB Bukareszt.
W barwach nowej drużyny Gikiewicz rozegrał zaledwie trzy spotkania ligowe. Następnie ekscentryczny prezes Gigi Becali zabrał mu służbowy samochód i kazał jeździć starym Daewoo Matizem. Polaka wyrzucono z grupy na WhatsApp'ie oraz z zajmowanego przez niego pokoju, a także zakazano treningów z pierwszym zespołem. Jego umowa została rozwiązana (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Łukasz Gikiewicz postanowił poszukać sprawiedliwości w FIFA. Uważał bowiem, że kontrakt rozwiązano bez jego zgody, a klub kilkukrotnie go oszukał. Pod koniec stycznia ogłoszono wyrok.
ZOBACZ WIDEO: Transferowa karuzela na ostatniej prostej! "Tylko do tej ligi może w tej chwili trafić Krzysztof Piątek"
Jak poinformował portal gsp.ro, FCSB Bukareszt będzie musiało zapłacić Gikiewiczowi 93500 euro - jest to pozostałość kwoty, którą Polak zarobiłby w ramach swojego kontraktu. Z rumuńskim zespołem był związany do końca czerwca 2020 roku i miał otrzymywać 8500 euro miesięcznie.
Po nieudanej przygodzie z ligą rumuńską 32-latek powrócił do jordańskiego Al-Faisaly Amman, z którym był wcześniej związany przez dwa sezony. Łukasz Gikiewicz to piłkarski obieżyświat, ma już za sobą grę na Cyprze, w Bułgarii, Tajlandii, Rumunii i Jordanii.
Czytaj także:
Barcelona może uprzedzić Manchester. Bruno Fernandes częścią większej transakcji
Coraz bliżej przejęcia Newcastle United. Nowym właścicielem ma zostać arabski następca tronu