Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jednym z pana marzeń jest zdobycie korony króla strzelców zagranicznej ligi. Po rundzie jesiennej duńskiej ekstraklasy jest pan liderem tej klasyfikacji, ale odszedł z Broendby. Dlaczego?
Kamil Wilczek: W Kopenhadze zacząłem czuć się zbyt komfortowo. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale potrzebowałem nowych wyzwań, konkurencji, podłączenia pod prąd. W Broendby grałem cztery lata, zrobiło się za wygodnie.
No to mnie pan zaskoczył.
Jestem typem człowieka, który sporo rzeczy analizuje, staram się przewidywać różne sytuacje i nie zadowalać tym, co mam. Potrzebowałem może nie bata nad głową, ale napięcia, nowego środowiska. To sprawia, że pracujesz jeszcze mocniej, co za tym idzie - rozwijasz się.
Goztepe to gwarantuje?
To rozwojowy klub. Debiutowałem z Beskitasem, który interesował się mną latem. Wygraliśmy 2:1, zagrałem kilka minut. To zupełnie inna liga niż duńska, polska czy włoska. Oparta na dynamice, agresywności, pełna jakościowych zawodników. W mieście dużym wydarzeniem była nie tylko nasza wygrana, ale również otwarcie pięknego stadionu. Wszyscy się tym emocjonowali. Jestem zadowolony z tego, gdzie trafiłem, jak to się potoczyło.
ZOBACZ WIDEO: Transferowa karuzela na ostatniej prostej! "Tylko do tej ligi może w tej chwili trafić Krzysztof Piątek"
Liczył się pan z odejściem już zimą?
Tak, choć myślałem, że trafię do innego zespołu, ale oferta Goztepe pojawiła się nagle, a później wszytko potoczyło się bardzo dynamicznie. W każdym razie, po zakończeniu rundy jesiennej trenowałem indywidualnie, mimo trzytygodniowego urlopu. Właśnie po to, żeby w przypadku transferu być w formie.
Mariusz Kukiełka. Ciągły mecz na wyjeździe
Jaki kierunek wchodził jeszcze w grę?
Miałem ofertę z Arabii Saudyjskiej, za lepsze pieniądze, ale patrzyłem na inne aspekty. Widzę bardzo duży potencjał w mojej nowej drużynie. W kwestiach finansowych i tak nie jestem stratny. Dostałem lepszy kontrakt niż w Broendby. Duńczycy też otrzymali za mnie pieniądze, każdy wyszedł na tym dobrze.
W debiucie z Besiktasem wszedł pan z ławki na ostatnie dwie minuty. Na początku będzie pan rezerwowym?
Dawno mnie tam nie było. Oczywiście - nikt mi nie dał gwarancji gry od pierwszego meczu. Tak jak wszędzie, trzeba zap*** na treningach. Przyjechałem do Turcji dać coś ekstra, jestem dobrze przygotowany fizycznie, gotowy. Walczę o pierwszy skład.
Pożegnał się pan z kibicami Broendby?
Przyjadę do Kopenhagi i zrobię to na spokojnie. Nie chciałem rozgłosu podczas transferu. Na lotnisku w Danii sporo osób mnie jednak zaczepiało i pytało, gdzie się wybieram. Dostałem dużo wiadomości na profilach w mediach społecznościowych. Były to fajne, ciepłe i życzliwe wpisy. Ja za Broendby zawsze będę trzymał kciuki. Niczego mi tam nie brakowało. W Danii żyło mi się świetnie, grało też. Szkoda było mi opuszczać drużynę i tej korony króla strzelców, ale nadszedł odpowiedni moment na zmianę.
Wie pan, że po golach w Turcji nie będzie miał pan spokoju na ulicy?
Obym nie miał właśnie z tego powodu. Izmir to piękne miejsce, ale nie przyjechałem tu plażować. Mam kontrakt na półtora roku z opcją przedłużenia o rok, chciałbym go wypełnić. I strzelać tyle goli, co w Broendby.
Reprezentacja. Jerzy Brzęczek wizytuje bazę kadry. Poprawki przed Euro 2020