Premier League. Rafał Nahorny, komentator CANAL+ SPORT: Odpowiedzialność za polskie gole na Janie Bednarku

Getty Images / Naomi Baker / Na zdjęciu: Jan Bednarek (z lewej) i Ismaila Sarr (z prawej)
Getty Images / Naomi Baker / Na zdjęciu: Jan Bednarek (z lewej) i Ismaila Sarr (z prawej)

Ponieważ Piątek nie trafił do Tottenhamu ani Chelsea, Manchesteru United, Aston Villi, West Hamu czy Newcastle, odpowiedzialność za polskie gole w Premier League wciąż spoczywa tylko na barkach Bednarka - pisze Rafał Nahorny, komentator CANAL+ SPORT.

Zamknięcie zimowego transferowego okna na Wyspach zbiegło się z terminem opuszczenia Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię. Ale trudno, przynajmniej w sposób jednoznaczny, obwiniać właśnie brexit o to, co działo się w styczniu w klubach Premier League. Bo zakupowe szaleństwo właściciele futbolowych potęg zwykle planują na lato, a na półmetku sezonu co najwyżej uzupełniają kadry poszczególnych zespołów.

Sprzedawali zatem piłkarzy, i to za grube miliony, głównie dziennikarze na prasowych łamach, ale ich spekulacje dotyczące szlagierowych hitów (np. Gareth Bale z Realu Madryt do Tottenhamu, czy Erling Braut Haaland z RB Sulzburg do Manchesteru Utd) zwykle nie kończyły się podpisaniem stosownych dokumentów.

W sumie kluby Premier League na styczniowe transfery wydały około 240 milionów funtów. Tak więc zimowy rekord z 2018 r., który wynosi 546 mln, nawet przez chwilę nie był zagrożony.

Największe zainteresowanie polskich kibiców Premier League, ze zrozumiałych względów, towarzyszyło transferowym ruchom w Tottenhamie. Bo odkąd gruchnęła wieść, że następcą kontuzjowanego napastnika "Kogutów", Harry’ego Kane’a, może zostać Krzysztof Piątek, pojawiła się szansa, że liczba bramek zdobytych przez Polaków w historii angielskiej ekstraklasy szybko się podwoi lub nawet potroi. Bo ile można ekscytować się zaledwie czterema golami strzelonymi - na przestrzeni aż 28 lat - przez Jana Bednarka (2), Roberta Warzychę (1) i Marcina Wasilewskiego (1).

Ale ostatecznie menedżer londyńczyków Jose Mourinho zamiast Piątka kupił za 27 milionów funtów Stevena Bergwijna z PSV Eindhoven. Wprawdzie Holender lepiej czuje się na skrzydle niż na środku ataku, ale w tym sezonie strzelił w lidze jednego gola więcej od Polaka i w dodatku wszystkie bramki zdobywał z gry, a nie z rzutów karnych. A ponieważ nie trafił też Piątek do Chelsea, Manchesteru United, Aston Villi, West Hamu ani Newcastle, choć te kluby również się nim interesowały, odpowiedzialność za strzelanie polskich goli w Premier League wciąż spoczywa tylko na barkach Bednarka.

ZOBACZ WIDEO: Premier League. O.S.T.R wkracza do gry!

Koledzy z Herthy Berlin chwalą Krzysztofa Piątka

Podsumowanie zimowych wzmocnień wypada zacząć od tych, którzy w nowych barwach zdążyli zabłysnąć jeszcze zanim transferowe okienko zatrzaśnięto. I tu na pierwszy plan wysuwa się niechciany w Evertonie turecki napastnik Cenk Tosun. Wypożyczony do Crystal Palace snajper bowiem już w debiucie, i to w meczu z mistrzem Anglii, strzelił pięknego gola. Również wypożyczony z Herthy Berlin do Norwich, były legionista, pomocnik Ondrej Duda, zaskarbił już sobie sympatię kibiców "Kanarków". Słowak wywalczył rzut karny w meczu z Bournemouth, a beniaminek z Carrow Road, z Dudą w składzie wygrał już dwa mecze - jeden w lidze i jeden w Pucharze Anglii.

Do Premier League trafiło też dwóch Fernandesów. Dwóch pomocników, dwóch z Portugalii. Ten droższy, bo za Bruno Fernandesa ze Sportingu Lizbona, zapłacił Manchester United już 47 mln funtów, a w przyszłości dołoży jeszcze kolejnych 20 milionów, twierdzi, że w klubie z Old Traffod zakochał się oglądając popisy Cristiano Ronado w angielskim klubie.

Tego drugiego, Gedsona Fernandesa, Tottenham tylko wypożyczył z Benfiki Lizbona. Za to powierzył mu furę obowiązków. Bo "nowy" musi zastąpić zarówno sprzedanego do Interu Mediolan Christiana Eriksena jak i kontuzjowanego Moussę Sissoko.

Lider z Liverpoolu ograniczył się do wydania skromnych 7 milionów za ofensywnego pomocnika Takumiego Minamino z RB Salzburg, a Japończyk zdążył się już przekonać, że w Anglii gra się znacznie szybciej niż w Austrii i że miejsca w podstawowym składzie "The Reds" nikt mu raczej szybko nie ustąpi.

Dużo więcej zainwestowali za to w Wolverhampton i Sheffield Utd. Portugalski menedżer Wilków Nuno Espirito Santo wyłożył 16,5 mln na skrzydłowego Daniela Podence z Olympiakosu Pireus i w ten sposób w kadrze zespołu ma już dziewięciu(!) rodaków. Z kolei saudyjski właściciel beniaminka z Bramall Lane, książę Abdullah nie pożałował 22 mln funtów na norweskiego pomocnika Sandera Berge z Genku.

Zwraca też uwagę powrót do Premier League bramkarza Pepe Reiny (przed laty w Liverpoolu). Hiszpan ma wyciągnąć ze strefy spadkowej Aston Villę, ale w miniony wtorek w półfinale Pucharu Ligi z Leicester norweski bramkarz Oerjan Nyland bronił tak dobrze, że Reinie grozi ławka rezerwowych.

Oficjalnie: Manchester United zdążył pozyskać napastnika. Odion Ighalo wypożyczony do końca sezonu

Znajdujący się tuż nad strefą spadkową West Ham tak bardzo przestraszył się gry w Championship w przyszłym sezonie, że na czeskiego pomocnika Tomasa Soucka ze Slavii Praga wydał 13 mln funtów, a na angielskiego napastnika Jarroda Bowena z Hull City nawet pięć milionów więcej. Czerwone Diabły

W ostatnim dniu transferowego okienka Manchester Utd długo negocjował z Bournemouth, chcąc ściągnąć stamtąd norweskiego napastnika Joshuę Kinga. Strony nie dobiły targu, ale na Old Trafford trafił za to - na zasadzie wypożyczenia - Odion Ighalo z chińskiego Shanghai Shenhua, którego angielscy kibice świetnie pamiętają z gry w Watfordzie w duecie z Troyem Deeneyem.

Ciekawe, że nikogo zimą nie ściągnęła stołeczna Chelsea, choć FIFA kilka tygodni temu uchyliła jej zakaz transferów i wydawało się, że Frank Lampard ruszy na piłkarskie łowy. Ale tak samo jak mistrz Anglii, Manchester City, oraz broniące się przed spadkiem Bournemouth, również Chelsea na styczniowe wzmocnienia nie wydała ani jednego pensa.

Rafał Nahorny, dziennikarz Canal + Sport

Komentarze (0)