La Liga. Michał Pol: Ucieczka Garetha Bale'a. Brak szacunku dla Realu i kolegów (komentarz)

Getty Images / Jose Breton/Pics Action/NurPhoto / Na zdjęciu: Gareth Bale
Getty Images / Jose Breton/Pics Action/NurPhoto / Na zdjęciu: Gareth Bale

Nie da się obronić Garetha Bale'a, który gdy nie gra i ogląda kolegów z trybun, nie czeka do końca meczu, tylko chyłkiem ucieka ze stadionu, bo zapewne chce wyjechać, zanim ruszy tłum.

Wiadomo, nikt z nas nie lubi tkwić w korkach, ale gdy jest się zarabiającym grube miliony piłkarzem najbardziej utytułowanego klubu świata, pewne standardy obowiązują. I na pewno nie należy do nich jawne okazywanie lekceważenia czy wręcz pogarda dla klubu, kolegów czy trenera. I to na każdym kroku. Przedkładanie przez Walijczyka golfa nad piłkę nożną czy reprezentacji Walii nad Real stało się już legendarne.

Pół biedy, gdy urywał się przed końcem tych spotkań, w których "Królewscy" prowadzili. W czwartkowy wieczór w ćwierćfinale Pucharu Króla z Realem Sociedad przegrywali jednak aż 1:4. W 82. minucie gola dającego nadzieję na odrobienie strat strzelił Rodrygo. Real zaciekle walczył, chciał koniecznie wyrównać. W szalonej końcówce, przy niesamowitym dopingu kibiców, kolejną bramkę zdobył NachoBale'a nie było już wtedy na trybunach, by dopingować swój zespół wraz z fanami. Mknął pustą drogą do domu.

Czy jego obecność na trybunach do samego końca choć w minimalnym stopniu odwróciłaby losy meczu? Oczywiście, nie. Po raz kolejny dowiódł jednak, że jest obcym ciałem w szatni i kompletnie nie żyje życiem drużyny.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski, Piszczek i inni ratunkiem dla Ekstraklasy? "Liczę, że po karierze wrócą i pozakładają akademie"

Minęły czasy, gdy trenerzy z sir Aleksem Fergusonem na czele pilnowali, by "żaden piłkarz nie stał się większy niż klub". Wiedzieli, jak fatalnymi konsekwencjami grozi sytuacja, w której to "ogon kręci psem". Dziś nawet największe kluby są zakładnikami młodych milionerów, wspieranych przez agentów. Za nic mają tradycję, historię klubów i ich aspiracje. Dla niektórych futbol staje się tylko koniecznym dodatkiem do kariery celebryty, w której liczba lajków na Instagramie jest ważniejsza niż liczba dobrych występów.

Czytaj również -> Dugarry: Barcelona to klub klaunów

Internauci, robiący co jakiś czas ranking "piłkarskich dzbanów", chętnie sięgają po Paula Pogbę czy Jessego Lingarda z Manchesteru United, Neymara, a ostatnio dołączył do niech także Kylian Mbappe. Młody Francuz regularnie stroi fochy, gdy Thomas Tuchel  zbyt wcześnie - zdaniem zawodnika - zdejmie go z boiska. Schodząc z boiska po raz kolejny, okazał wściekłość i brak szacunku wobec trenera PSG. Jak podsumował były mistrz świata i Europy Christophe Dugarry: "Mbappe zachowuje się jak rozpieszczone dziecko".

Wie, że może pozwolić sobie na kwestionowanie autorytetu szkoleniowca, bo w bezpośrednim starciu jest z góry wygrany. Klub zrobi wszystko, żeby młody gwiazdor był zadowolony i przedłużył kontrakt. Można się domyślać, co wybierze, gdy gwiazdorek postawi ultimatum: albo zmiana trenera, z którym źle mi się pracuje, albo przeprowadzka do Realu Madryt.

Problem "Królewskich" z Balem jest zupełnie inny. Klub chętnie by się go pozbył, ciężko jednak znaleźć kupca, który spełniłby wymagania finansowe 30-letniego Walijczyka. Większości klubów nie stać na jego wielką pensję, a dla tych, które byłyby w stanie mu tyle płacić, prezentuje zbyt słabą formę i zbyt często jest kontuzjowany (w tym sezonie rozegrał tylko 12 meczów, zdobył dwa gole - oba w spotkaniu z Villarrealem 1 września).

Jak przekonuje agent piłkarza, Jonathan Barnett, Bale czuje się szczęśliwy w Madrycie, odpowiada mu styl życia, tu chodzą do szkoły i mają przyjaciół jego dzieci. Najprawdopodobniej wypełni więc do końca kontrakt, który obowiązuje jeszcze dwa lata.

Być może piąty przypadek opuszczenia meczu kolegów w 80. minucie (regulamin Realu dopuszcza, by zawodnik znajdujący się poza kadrą mógł w tym momencie wyjść ze stadionu, o ile dostał na to wcześniej zgodę), to sposób Bale'a na wymuszenie rozwiązania kontraktu wraz ze spłaceniem mu należnych poborów. I może to byłoby najlepsze, choć kosztowne wyjście. Zachowanie Walijczyka fatalnie wpływa na wizerunek wielkiego klubu, który pozwala na tak lekceważące traktowanie. Jak i na morale całej drużyny.

Czytaj również -> Isak - to on może być postrachem Polaków na Euro 2020

Nikt nie wymaga od Bale'a, by mimo kontuzji tkwił przy linii bocznej udzielając wsparcia kolegom, niczym Cristiano Ronaldo w finale Euro 2016. Czy nawet Neymar w rewanżowym meczu PSG z Manchesterem United w 1/8 finału ostatniej Ligi Mistrzów. Na pewno jednak klub, dla którego Walijczyk strzelił ponad 100 ważnych goli i wygrał sporo trofeów, nie zasługuje na tak jawne lekceważenie.

Michał Pol

Źródło artykułu: