Kiedy jesienią Wisła wpadła w spiralę porażek i śrubowała niechlubny rekord przegranych meczów z rzędu (10), mało kto mógł przypuszczać, że od razu po przerwaniu fatalnej serii Biała Gwiazda wkroczy na zwycięską ścieżkę. Raz jeszcze do głosu doszła jednak logika ekstraklasy i Wisła wygrała właśnie trzeci raz z rzędu - takiej passy krakowianie nie mieli od marca ubiegłego roku.
Jesienne zwycięstwa z Pogonią Szczecin (1:0) i Łódzkim Klubem Sportowym (4:2) nie były dziełem przypadku i także w sobotę wiślacy podnieśli z boiska trzy punkty, jakby po prostu im się należały. Goście byli dla nich dużą niewiadomą, bo mecz przy Reymonta 22 był ich pierwszym o stawkę pod wodzą Iwajło Petewa. Były selekcjoner reprezentacji Bułgarii zapowiadał, że przy piłce jego zespół ma być jak reprezentacja Hiszpanii, więc krakowianie powiedzieli "sprawdzam" i próbowali odebrać białostoczanom piłkę już przy pierwszych podaniach - jak najbliżej ich bramki.
To zdawało egzamin. Gospodarze w zarodku dusili akcje rywali, wytrącając ich z rytmu i gasząc ich zapał. Sami natomiast byli najgroźniejsi po… stałych fragmentach gry Jagiellonii. Pierwsze ostrzeżenie goście dostali w 12. minucie, kiedy po perfekcyjnie wyprowadzonej kontrze Kamil Wojtkowski wprowadził w pole karne Alona Turgemana. Debiutujący w Wiśle Izraelczyk w dobrej sytuacji uderzył wprost w Iliewa.
ZOBACZ WIDEO: Artur Wichniarek skomentował transfer Krzysztofa Piątka. "Nie wiem, czy to jest dla niego dobre miejsce"
Podopieczni Petewa nie uczyli się na błędach i w 28. minucie zostali skarceni. Po źle rozegranym rzucie rożnym wiślacy znów łatwo rozmontowali ich obronę. Jakub Błaszczykowski przekazał piłkę Vukanowi Saviceviciowi, ten zdobył z nią kilkadziesiąt metrów i zmienił stronę, zagrywając do Łukasza Burligi, który w tempo podał w pole karne do Turgemana. Rozpędzony Izraelczyk tym razem minął Iliewa i z ostrego kąta posłał piłkę do siatki, mieszcząc ją między słupkiem a Bodvarem Bodvarssonem.
Wisła objęła prowadzenie w pełni zasłużenie. Nie pozwoliła Jagiellonii na nic pod swoją bramką, a sama łatwo przedostawała się z piłką jej w pole karne. Dość powiedzieć, że Jagiellonia w pierwszej połowie nie oddała ani jednego celnego uderzenia. Krakowianie byli konkretni w działaniach, realizowali plan trenera bez zawahania. Nie przypominali już drużyny rozbitej serią porażek, jaką byli jesienią. Biegali po boisku naładowani pewnością siebie i wiarą w powodzenie swojej misji.
Czytaj również -> 5 powodów, dla których Cracovia zostanie mistrzem Polski
Po przerwie Jagiellonia nie potrafiła podyktować swoich warunków gry, a po niespełna godzinie przegrywała już 0:2. Wisła nawet nie musiała zrobić wiele, by podwyższyć prowadzenie. Vullnet Basha kopnął z linii środkowej w pole karne gości i wydawało się, że piłka padnie łupem Iliewa. Ten jednak wpadł na Jakuba Wójcickiego i wypuścił futbolówkę wprost pod nogi Wojtkowskiego. 21-latek nie namyślał się długo i uderzył do pustej bramki.
Natychmiastowa reakcja młodego pomocnika to też miła odmiana względem jesieni, kiedy irytował niezdecydowaniem. I potwierdzenie tego, że Skowronek dobrze trafił ze składem na inaugurację. Z dobrej strony pokazali się debiutanci. Turgeman premierowy występ okrasił golem, choć trenował z Wisłą dopiero od środy. Georgij Żukow przebiegł prawie 12 km - najwięcej w Wiśle, był pierwszy do pressingu i odbierał rywalom piłkę i ochotę do gry. Także Hebert przed doznaniem urazu wyglądał na wzmocnienie defensywy.
W Jagiellonii jedynym debiutantem był Iliew, który o debiucie w PKO Ekstraklasie nie będzie raczej opowiadał wnukom. Jakova Puljicia zmogła choroba, a Bogdan Tiru obejrzał mecz z ławki. W Krakowie dobiegła natomiast końca dobra passa Petewa. Bułgar dotąd w debiucie nie przegrał, choć Jagiellonia to już jego siódmy przystanek w trenerskiej karierze.
Po drugim golu wiślacy pozwolili sobie na moment dekoncentracji. W 65. minucie z drzemki wyrwał ich dźwięk piłki obijającej słupek po strzale Jesusa Imaza. Na więcej Jagiellonii nie było jednak stać, a tuż przed końcem zwycięstwo Białej Gwiazdy przypieczętował Aleksander Buksa.
W 86. minucie Błaszczykowski wywalczył piłkę w narożniku boiska, podał ją 17-latkowi, który wpadł w pole karne i nic nie zrobił sobie z towarzystwa Dawida Szymonowicza, mimo asysty którego pokonał Iliewa technicznym strzałem w dalszy róg.
"Nigdy nie zginie!" - to hasło kampanii promującej mecze Wisły w drugiej części sezonu. Spadek do I ligi byłby bowiem jednoznaczny z upadkiem klubu, ale tak grająca Biała Gwiazda nie ma prawa spaść z PKO Ekstraklasy.
Czytaj również -> Cimoszko: Santini - nieporozumienie stulecia
A Petewa z Jagiellonią czeka ogrom pracy. Pewnym usprawiedliwieniem może być to, że na inaugurację nie mógł skorzystać ze wspomnianego Puljicia oraz Ivana Runje i Bartosza Kwietnia. Trzybramkowej porażki przy Reymonta 22 to jednak nie tłumaczy.
Wisła Kraków - Jagiellonia Białystok 3:0 (1:0)
1:0 - Turgeman 28'
2:0 - Wojtkowski 56'
3:0 - Buksa 87'
Składy:
Wisła: Michał Buchalik - Łukasz Burlliga, Lukas Klemenz, Hebert (46' Rafał Janicki), Maciej Sadlok - Vullnet Basha - Jakub Błaszczykowski, Georgij Żukow, Vukan Savicević (81' Michał Mak), Kamil Wojtkowski - Alon Turgeman (71' Aleksander Buksa).
Jagiellonia: Dejan Iliew - Jakub Wójcicki, Dawid Szymonowicz, Zoran Arsenić, Bodvar Bodvarsson - Taras Romanczuk, Martin Pospisil - Tomas Prikryl (66' Martin Kostal), Juan Camara (77' Aleksander Stawiarz), Jesus Imaz - Bartosz Bida (83' Przemysław Mystkowski).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Widzów: 15 420.