Co dwie minuty w Hiszpanii umiera ktoś z powodu koronawirusa. Hale sportowe przerabiane są na kostnice. To dziś drugi kraj pod względem liczby ofiar, a przecież 2 tygodnie temu było ich "zaledwie" 55. W prowincji Nawarra, gdzie mieszka Jan Urban, zakażonych jest więcej niż w Polsce, a liczba ofiar sięgnęła już 33.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Co może być przyczyną takiej "eksplozji"?
Jan Urban: Na pewno Hiszpanie zlekceważyli przeciwnika, ale tak naprawdę wszyscy go zlekceważyli, nie jest to cecha jedynie Hiszpanów. Różnica jest taka, że styl życia południowców jest zupełnie inny i sprzyja rozwojowi wirusa.
Co konkretnie?
Hiszpanie nie siedzą w domu, oni uwielbiają spotkania, rozmowy. Dla Hiszpana ważne jest wieczorne wyjście do restauracji, kafejki. Nie ma tradycji spotkań domowych, wszystko odbywa się na zewnątrz. Zresztą to w ogóle cecha południowców, Włosi też uwielbiają swoje towarzystwo, to na pewno nie pomogło. Nikt nie przypuszczał, że skala może być aż taka.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Po internecie krążyły filmy patrolu policji, który przemierza miasto, wszędzie są pełne puby, mnóstwo ludzi...
Łatwo krytykować innych, a czy w Polsce nie było pełno młodych ludzi na bulwarze wiślanym? Popijali drinki, rozmawiali. Cały czas czytało się, że tłumy są na ulicach. Podobnie jak w Hiszpanii, Francji czy Anglii.
Ale nie ma takich konsekwencji. U pana w prowincji Nawarra jest więcej zarażonych niż w Polsce.
A pan wierzy w te dane, które pan czyta o zarażonych w Polsce?
Pewnie jak wszyscy mam wątpliwości.
No właśnie, ja też mam. Może to świadoma taktyka, by nie przepełniać szpitali, zobaczymy. W Hiszpanii było to trochę inaczej liczone. Wszyscy, którzy mają objawy podobne do koronawirusa lub grypy, idą na kwarantannę i są liczeni jako zarażeni. Mają kontakt z lekarzem i jeśli coś jest nie tak, odbywa się interwencja. Na porównania Polski i Hiszpanii poczekajmy aż to się skończy, jakie będzie żniwo śmierci. Jeśli chodzi o przepisy, to Hiszpanie mają bardzo ostre, podobnie jak my. Moja córka mieszka w Walencji, pracuje z domu, nie wychodzi jeśli nie musi. Te filmy, o których pan wspominał, był dość stare, pewnie sprzed ponad 10 dni. Państwo stanęło na wysokości zadania. Hiszpanie na walkę z kryzysem przeznaczyli 300 milionów euro. Polska 220 milionów, tyle, że złotych. Dziś wszystko w Hiszpanii odbywa się tak jak powinno, tyle, że za późno.
Sporo mówi się o tym, że koronawirusa przenieśli do Hiszpanii kibice Walencji, którzy byli na meczu w Mediolanie.
Ognisk było kilka. W tamtym czasie, 19 lutego, nikt nie znał potencjalnych konsekwencji. My na przykład teraz jesteśmy w Polsce. Wróciliśmy kilka dni przed tym meczem i temat koronawirusa w mediach nie był obecny. Ja jeszcze byłem na "El Clasico" 1 marca w Madrycie, nie było mowy o takim zagrożeniu. Czym innym był mecz Liverpool - Atletico, tam już można mówić o lekkomyślności.
Teraz jest pan w Polsce?
Tak, nie było już jak wrócić, więc sąsiedzi pilnują domu. Ale to nie ma większego znaczenia, nie wychodzimy z domu i tam też byśmy nie wychodzili.
Jak radzi sobie z tym środowisko piłkarskie? Jak działacze, kibice, piłkarze podchodzą do możliwości, że nie zagrają w tym sezonie?
Raczej na razie nie bierze się tego pod uwagę. Oczywiście dokończenie ligi do 30 czerwca jest mało realne, ale przypuszczam, że wszystko zostanie przesunięte przynajmniej do końca wakacji. W grę wchodzą pieniądze z praw telewizyjnych, 700-800 milionów euro. Nikt nie może sobie pozwolić na utratę takich pieniędzy, dla wielu klubów byłby to koniec.
ZOBACZ Piłkarze Ekstraklasy muszą zejść z pensji
ZOBACZ Piłkarze Barcelony podzieleni w kwestii obniżki pensji