To jedyny taki człowiek w Bundeslidze. Bruno Labbadia sławę zapewnił sobie już jako piłkarz, gdy zdobył sto bramek zarówno na pierwszym jak i drugim poziomie rozgrywek w Niemczech. Nikt inny nie może pochwalić się tak nieprawdopodobnym osiągnięciem. Wiele trafień świętował w ten sam sposób. Wyciągał ręce przed siebie, jak dwa rewolwery. "Odpalał je" i chował do kabur.
"Pocałujcie mnie w d..."
W czwartek wrócił do pracy po niemal roku pauzy. Hertha Berlin uznała, że aby wejść na wyższy poziom potrzebuje dwóch "Pistolero". Sam zakupiony za rekordowe pieniądze (ok. 24 mln euro) Krzysztof Piątek nie wystarczy. Potrzebuje uporządkowanego zespołu, za który teraz ma odpowiadać Labbadia. Po Juergenie Klinsmannie to kolejny mocny charakter.
- Pocałujcie mnie w d... - wypalił w 2012 roku, gdy prowadził Vfb Stuttgart. Tak odpowiedział krytykującym go dziennikarzom i gwiżdżącym kibicom. W październiku tamtego roku zespół był w dołku i znajdował się tuż nad strefą spadkową Bundesligi. Po remisie z Bayerem Leverkusen urządził monolog w sali konferencyjnej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 11-latek z Polski robi furorę w Barcelonie. Zobacz piękne gole Michała Żuka
- Nie będę akceptował sytuacji, że trener przedstawiany jest jako człowiek bez żadnego pomysłu. Nie można nas traktować jak śmietnik - dodał. W Stuttgarcie Labbadia przetrwał trzy lata. Najdłużej w swojej trenerskiej karierze. Największym sukcesem było dojście do finału Pucharu Niemiec.
Labbadia zapracował w Niemczech na łatkę strażaka. Człowieka od spraw beznadziejnych. W żadnym z czterech klubów (Bayer, HSV, Stuttgard i Vfl Wolfsburg) nie spadł z Bundesligi. Po jego wejściu do klubu, zawsze poprawiały się wyniki. W Wolfsburgu, gdzie pracował do czerwca zeszłego roku, tchnął nowego ducha. Dzięki niemu klub wrócił do Ligi Europy. Znalazł sposób na niezłą defensywę i odmłodził skład. Coraz mniejsze szanse na grę miał u niego Jakub Błaszczykowski. Pomocnik rok temu rozwiązał swój kontrakt i ruszył na ratunek Wiśle Kraków.
- Cokolwiek zrobi, będę mu kibicował i cieszył się, kiedy uda mi się z nim spotkać. Mam nadzieję, że dzięki niemu Wisła wyjdzie na prostą. W całej tej historii jest trochę romantyzmu, tego brakuje w obecnych czasach. Jestem szczęśliwy z jego powodu - chwalił Kubę Labbadia.
W Hercie weźmie pod opiekę kolejnego Polaka. Piątek czeka, aż będzie mógł w Berlinie utrzymać równą formę. I w końcu rzucić rękawicę Robertowi Lewandowskiemu, który Labbadii dawał się we znaki. Jako piłkarz Bayernu strzelił jego drużynom siedem goli w pięciu meczach. W Borussii jedna bramka w pięciu meczach.
- To niezwykle kompletny napastnik. To doskonały strzelec, w dodatku bardzo wszechstronny. Nie robi mu różnicy, czy uderza prawą nogą, lewą czy głową. Potrafi też utrzymać się przy piłce i rozpocząć akcję poza polem karnym - chwalił Lewandowskiego.
Starczy na solidne podwaliny
Preetz wierzy, że Labbadia utrzyma zespół w elicie. W końcu Wilki przed jego przyjściem również miał mocarstwowe plany, ale odbijał się jak od ściany. Mimo ogromnych pieniędzy, kolejne wielkie wizje kończyły się klapą. Podobnie jak ostatnia w Berlinie. Lars Windhorst, który przejął niemal połowę akcji Herthy, namaścił Klinsmanna na głównego architekta. Skończyło się skandalem. Niemiec niespodziewanie zrezygnował z trenowania zespołu i został wyrzucony z rady nadzorczej. A jego następca, Alexander Nouri, według "Bilda" nie potrafił wzbudzić zaufania u piłkarzy. Dlatego Michael Preetz zabrał się do roboty podczas przerwy wywołanej pandemią. Po odmowie Niko Kovaca zatrudnił Labbadię.
- On chce z każdego zawodnika wyciągnąć maksimum. Jest mega wymagający. Również od samego siebie, co niestety, często jest jego przekleństwem, bo nie każdy zawodnik jest przygotowany i gotowy na codzienne, prawie trzygodzinne treningi - wspominał Artur Wichniarek na łamach polsatsport.pl. Polak grał z Labbadią w Arminii Bielefeld. Niemiec zaopiekował się swoim nowym rywalem o miejsce w ataku.
Król Bielefeldu zwracał uwagę na profesjonalizm nowego trenera Herthy. Jako piłkarze często zostawali po treningach. Jeden drugiemu wrzucał piłki. - To on pokazał mi na czym polega profesjonalizm, cierpliwość i szacunek do kolegów z zespołu - dodawał.
Równie dużo Labbadia wymaga od swoich piłkarzy. Na początku intensywne treningi przynoszą skutek. Ale z czasem nieustanne wskazówki i przerywanie ćwiczeń staje się uciążliwe. Dlatego średni czas pracy Labbadii w klubach Bundesligi to około 50 spotkań (wyjątkiem jest jego kadencja w Stuttgarcie - trzy lata i 119 meczów). To może wystarczyć Hercie na stworzenie solidnych podwalin po chaosie, jaki wywołał Klinsmann.
Po 25 kolejkach Bundesligi Hertha jest na 13. miejscu. Berlińczycy mają sześć punktów przewagi nad strefą spadkową.
Krzysztof Piątek w chaosie. Nowy trener co 75 dni
Ricardo Dabrowski. Polska legenda w Chile