Koronawirus. Ogromne zamieszanie w Hiszpanii. Strach przed powrotem na boiska

Domagamy się pewnych gwarancji od Ministerstwa Zdrowia - mówią otwarcie piłkarze Primera Division. Wiele drużyn nie chce za wszelką cenę wracać na ligowe boiska. Obawiają się o swoje zdrowie.

Jakub Artych
Jakub Artych
Puste trybuny stadionu Valencii Getty Images / UEFA - Handout / Puste trybuny stadionu Valencii
W całej Europie trwa zażarta debata na temat powrotu na ligowe boiska. W Niemczech chcą zrobić to najszybciej. Nie jest wykluczone, że Bundesliga wróci 9 lub 16 maja. Akces do gry zgłaszają Włosi, Polacy, Czesi i kilka innych państw. Plan wznowienia rozgrywek opracowują także w Hiszpanii. To nie są łatwe rozmowy, a niektórzy gracze mówią wprost - nigdzie nie wracamy!

To pierwszy tak mocny głos piłkarzy na całym świecie. Sytuacja jest jednak wyjątkowa. Hiszpania to obok Stanów Zjednoczonych kraj najbardziej dotknięty koronawirusem. W czwartek ministerstwo zdrowia poinformowało, że liczba zakażonych osób wzrosła do 213 024. Z powodu COVID-19 zmarło 22 157 osób.

To chore

Cała Hiszpania kilka tygodni temu się zatrzymała. Zamknięte są większość sklepów, szkoły, bary czy restauracje. Ten, kto nie poznał mentalności Hiszpanów, nigdy nie zrozumie jak ważne dla mieszkańców jest wyjście na miasto, wypicie codziennej kawy w gronie znajomych oraz zjedzenie wspólnego obiadu czy kolacji. Z dnia na dzień dotychczasowe życie mieszkańców Hiszpanii legło w gruzach.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Co dalej z sędziami w piłce nożnej? "Otrzymają specjalny gwizdek i obowiązek zachowania dystansu"
Największym ogniskiem koronawirusa jest Madryt. To tu notuje się najwięcej zachorowań. - Jest smutno w mieście. Z jednej strony wszyscy nawzajem się wspierają i dodają otuchy, a z drugiej - każdy już ma bliskiego lub znajomego zakażonego wirusem - mówił nam w marcu Rafał Lebiedziński, polski dziennikarz.

Liczba zakażonych osób ciągle spada, jednak Hiszpanie żyją w ciągłym strachu. Nie inaczej jest także z piłkarzami, którzy już w maju mieliby wrócić do indywidualnych treningów.

- Niech najpierw zagwarantują nam na piśmie, że nie zarazimy się wirusem - grzmi Fali, obrońca Cadiz w rozmowie z gazetą "AS". - Chcą nam zniszczyć życie. Jeśli zachorujemy, możemy zarazić też nasze rodziny. Czy oni tego nie rozumieją? - dodaje.

- Codziennie czytamy, że umierają setki ludzi i zaraz po tym zastanawiamy się, kiedy wróci piłka. Chciałbym znów zagrać, ale nie za wszelką cenę - przyznaje Suso, piłkarz Sevilli.

Wiele kontrowersji

Opór piłkarzy jest bardzo duży. Przerażeni są między innymi zawodnicy Valencii, którzy doskonale mają w pamięci masowe zarażenia podczas lutowego spotkania Ligi Mistrzów z Atalantą.

- Ten mecz odegrał ważną rolę. Jedna trzecia mieszkańców Bergamo była na stadionie. To nie przypadek, że w tym mieście było najwięcej zakażeń, a osoby z Walencji przywiozły wirusa do Hiszpanii - tłumaczy profesor Walter Ricciardi.

Dziennikarze podkreślają, że zawodnicy przynajmniej sześciu drużyn nie są gotowi wracać do gry. Uważają, że z powodu koronawirusa nie ma
wystarczającego bezpieczeństwa. Kapitanowie domagają się pewnych gwarancji od ministerstwa zdrowia, które wydaje zgodę na powrót do treningów, nawet jeśli spotkania mają być rozgrywane bez udziału publiczności. Takich gwarancji oczywiście nikt im nie da.

Plan La Ligi jest bardzo jasny. 27 kwietnia planowane jest przeprowadzenie masowych testów na obecność koronawirusa. Potem 4 maja piłkarze mieliby rozpocząć treningi indywidualne lub w mniejszych grupach, 11 maja grupy zostałyby poszerzone. Start rozgrywek zaplanowany jest na początek czerwca.

Co wtedy, gdy piłkarz otrzyma pozytywny wynik testu na koronawirusa? Już tutaj pojawia się zgrzyt. La Liga chciałaby odizolowania tylko jednego zawodnika, a hiszpański związek całego zespołu.

Podczas zgrupowań, które także są kością niezgody, zawodnicy nie mieliby prawa wspólnie odbywać posiłku. Jak tłumaczy dziennik Sport, jedzenie przygotowywane byłoby w indywidualnych pojemnikach z nazwiskiem każdego zawodnika, którzy odbieraliby je w jadalni lub innym wyznaczonym miejscu.

Na stole miliard euro

Gra toczy się o wielką stawkę. Nawet miliard euro mogą stracić hiszpańskie kluby, jeśli rozgrywki na Półwyspie Iberyjskim nie zostaną dokończone. O ile Real Madryt czy FC Barcelona mogliby przejść przez kryzys suchą stopą, to dla mniejszych drużyn strata tych pieniędzy mogłaby zakończyć się bankructwem.

Nic dziwnego, że działacze, wbrew piłkarzom, są zdeterminowani, aby wrócić na boiska. La Liga poprosiła już kluby o listę zawodników i pracowników, którzy przejdą pierwsze testy na koronawirusa. Dopiero po obowiązkowym badaniu piłkarze będą mogli wrócić do indywidualnych treningów.

Zobacz także:
Dawid Błaszczykowski: Sytuacja jest bardzo zła. Musimy walczyć o przetrwanie
UEFA ma propozycje dla klubów Premier League: skończcie sezon albo play offy

Czy w Hiszpanii uda się dokończyć sezon LaLigi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×