Wszystko już chyba powiedziano o grze bez kibiców w erze pandemii koronawirusa, selekcjoner Hiszpanów, Luis Enrique stwierdził, że to smutniejsze niż taniec z własną siostrą. A jednak spora część kibicowskiej Polski czekała na ten mecz również po to, żeby się przekonać jak to będzie.
A było tak samo jak w innych meczach. Klimat przypominał nieco lepszy sparing, ale piłkarze, przynajmniej Legii Warszawa, zagrali lepiej niż można było się spodziewać.
Goście przyjechali jako lider PKO Ekstraklasy jak po swoje. Tylko na początku ostrzej zaatakowała ekipa Dominika Nowaka i gości uratowała poprzeczka. Potem piłkarze Aleksandara Vukovicia narzucili gospodarzom swoją grę. Miedź Legnica zazwyczaj gra na posiadanie piłki, ale to tylko w I lidze. Tu musieli raczej oddać swój atut rywalom. Próbowali wymian i technicznej gry, ale byli w tym klasę niżej od gości. To zresztą zupełnie naturalne.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy mecze piłkarskie są bezpieczne? Specjalista nie ma wątpliwości. "Duńskie badania to potwierdzają"
Miedź, która stara się o powrót do Ekstraklasy, ma doświadczony skład, w połowie wypełniony przez obcokrajowców. To o tyle dziwne, że przez lata klub chwalił się swoją akademią, ale liczba wychowanków na boisku wyniosła zero.
Żeby jednak być sprawiedliwym, obcokrajowcy w Miedzy wyróżniali się. Pozytywnie Marquitos, negatywnie Josip Soljić, który sprezentował Legii bramkę. Popełnił błąd, Kante wystawił do Walerian Gwilii, a ten ładnym strzałem z dystansu pokonał Łukasza Załuskę. Były bramkarz Legii też nie popisał się przy tym strzale, Gruzin strzelił go sprytnie i 37-letni bramkarz tylko machnął ręką jakby próbował złapać muchę.
Gwilia znowu pokazał, że zależy mu na miejscu w pierwszym składzie. W sezonie różnie z tym bywało. Przyszedł do klubu jako zawodnik pierwszego składu, potem musiał zadowolić się rolą żelaznego rezerwowego, a gdy znowu zaczął regularnie wychodzić w jedenastce, wybuchła pandemia korona wirusa. Gwilia mógł strzelić drugą bramkę ale w dość prostej sytuacji trafił w słupek z bliskiej odległości. Po głuchym stuknięciu dał się słyszeć głośny wulgarny okrzyk z ławki rezerwowych warszawskiego klubu. Ale Vuković musi przyznać, że Gruzin zagrał solidne spotkanie.
Drugą bramkę - a była ona kwestią czasu - strzelił Mateusz Cholewiak. To zawodnik, który do Legii przyszedł niedawno ze Śląska, raczej jako uzupełnienie składu więc właściwie w każdym meczu musi udowadniać swoją przydatność.
Legia szła trochę po linii najmniejszego oporu, pewnie dlatego, że specjalnie tego oporu rywale nie stawiali. O ile w pierwszej połowie starali się zmusić do interwencji młodego bramkarza Wojciecha Muzyka, o tyle w drugiej połowie Legia całkowicie kontrolowała sytuację. Młody bramkarz, który zapewne liczył na koncert, tym razem ograniczał się niemal do roli widza. Aż do 88. minuty, gdy zawahał się przy wyjściu i pokonał go Paweł Zieliński. Jeden z byłych bramkarzy Legii, Arkadiusz Malarz, powiedział kiedyś, że gra w Legii charakteryzuje się tym, że przez cały mecz możesz nie mieć pracy ale musisz być gotowy na tę jedną jedyną okazję. Muzyk widocznie nie czytał tego wywiadu, więc będzie zmuszony nauczyć się na własnym błędzie. Bo - trzeba być sprawiedliwym - brakuje mu doświadczenia, ale nie umiejętności.
Pewnie w normalnych okolicznościach Legia miałaby pełną kontrolę, bo jej przewaga była zbyt duża, ale na 10. minut przed końcem szansę dla Miedzi stworzył Igor Lewczuk. Doświadczony obrońca brutalnie, choć przypadkowo, sfaulował Omara Santanę i zobaczył czerwoną kartkę. Zapewnił kolegom i telewidzom trochę emocji, ale gospodarze nie potrafili z tego "prezentu" skorzystać do końca. Zabrakło im agresji, zdecydowania, do ostatniej minuty sprawiali wrażenie, jakby bali się podjąć ryzyka, mimo, że nie mieli nic do stracenia. Choć jeszcze na chwile przed końcem mieli rzut wolny z bliskiej odległości, ale tę próbę nerwów wygrali goście.
Miedź Legnica - Legia Warszawa 1:2 (0:1)
0:1 - Gwilia 17’
0:2 - Cholewiak 49’
1:2 - Zieliński 88'
Składy drużyn:
Miedź: Załuska - Zieliński, Chrzanowski, Mijusković, Pietrowski - Soljić, Santana (82' Kort), Marquitos - Makuch (65' Śliwa), Juan Roman (58' Łobodziński), Łukowski.
Legia: Muzyk - Vesović (75' Jędrzejczyk), Lewczuk, Wieteska, Karbownik - Slisz, Antolić - Wszołek, Gwilia (78' Luquinhas), Cholewiak (83' Remy) - Kante.
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń).
Żółte kartki: Marquitos i Josip Soljić (Miedź Legnica).
Czerwona kartka: Igora Lewczuk (Legia Warszawa) w 79. minucie /za faul/.