Ponad 40 tysięcy zakażonych - koronawirus dość mocno uderzył w niespełna 10-milionową Białoruś. Dla porównania w Polsce (w naszym kraju żyje cztery razy więcej ludzi) liczba zakażeń jest ponad 40% niższa. To niewątpliwie efekt tego, że kraj rządzony przez Aleksandra Łukaszenkę jako jeden z niewielu na świecie nie wprowadził praktycznie żadnych obostrzeń związanych z epidemią.
Piłkarska liga białoruska jako jedyna w Europie nie przerwała sezonu! Pisaliśmy o tym wielokrotnie (KLIKNIJ, aby przeczytać więcej >>). Nawet gdy wykryto wśród piłkarzy przypadki zakażeń, to... władze przełożyły mecze zespołów, gdzie są chorzy, a reszta gra dalej (więcej przeczytasz TUTAJ >>).
Człowiek jak pies, nosi kaganiec
- Sport jest dla Łukaszenki takim "pokazem siły" - mówi nam Andrzej Poczobut, dziennikarz, członek nieuznawanego przez miejscowe władze Zarządu Głównego Związku Polaków na Białorusi. - Skoro można grać mecze, skoro ludzie przychodzą na trybuny, to przecież nie ma się czego bać, a ten cały koronawirus to zwykła grypa.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"
Oficjalnie na Białorusi nie wprowadzono żadnych obostrzeń. Nie ma zasady DDM, o której ostatnio wspominał często premier Mateusz Morawiecki. DDM, czyli "dezynfekcja, dystans i maseczki". Otwarte są bez ograniczeń galerie handlowe, kina, stadiony, szkoły, zakłady pracy. Jak gdyby nigdy nic. Co prawda miejscowy sanepid opublikował zalecenia, ale...
Poczobut: - Łukaszenka ciągle mówił ludziom, że wystarczy pić wódkę i ewentualnie nie spotykać się przez miesiąc z kochankami. I to wystarczy. No to jak ludzie mogli stosować się do zaleceń, skoro najważniejszy człowiek w państwie ma je głęboko w nosie.
Jakby było mało, to prezydent wyśmiewał ludzi, którzy jednak starali się uważać. Część Białorusinów - zwłaszcza tych czerpiących wiedzę o świecie z zagranicznych mediów, a nie kontrolowanych przez rząd białoruskich: telewizji, portali internetowych, radia czy prasy - używa maseczek w przestrzeni publicznej. - Łukaszenka wielokrotnie śmiał się z nich, że noszą kaganiec, jak psy - przyznał Poczobut.
Lekarze i ozdrowieńcy w telewizji
- Mimo że dane i statystyki są sztucznie zaniżane, to od miesiąca codziennie mamy prawie po tysiąc nowych zakażeń - zauważył dziennikarz mieszkający w Grodnie. - Białoruskie szpitale są na granicy wytrzymałości, pękają w szwach. Lekarze są na granicy wytrzymałości. I psychicznej, i fizycznej. Jestem przerażony. Najgorsze dopiero przed nami.
Być może zauważył to sam Łukaszenka, bo w ostatnich dniach nie kpi już z epidemii. - Widać, że nie jest już taki pewny - dodał Poczobut. - Unika tematu koronawirusa, już tak nie żartuje, nie przemawia przez niego pycha.
Do tej pory kontrolowane przez władze media często podawały w wątpliwość niebezpieczeństwo. Teraz? Częściej pokazują walkę z linii frontu: czyli lekarzy, którzy pomagają ludziom i ozdrowieńców. Tym samym przyznając, że choroba istnieje, ale Białoruś z nią wygrywa.
- Pojawiła się także informacja o tych przypadkach zakażeń wśród piłkarzy - wspomniał Poczobut. - Ale została ona tak przedstawiona, że kontrolujemy sytuację, że radzimy sobie, że wszystko jest dobrze, nie trzeba odwoływać ligi, cały czas gramy.
Litwa i Ukraina nie chcą Białorusinów
U naszego sąsiada ze wschodu nadal działają szkoły. Chociaż trudno mówić o normalności. - Około 30-40 proc. rodziców posłało dzieci do szkół publicznych - stwierdził Poczobut. - Reszta się boi. Nauczyciele otrzymali wytyczne, aby wpisać uczniom nieobecności, ale sklasyfikować na koniec roku, bo przecież przez większość część roku uczęszczali na zajęcia.
W wielu szkołach zajęcia zostały jednak przerwane, bo zaczęli chorować nauczyciele. - Zdarza się, że nie ma kto pracować, bo wszyscy się leczą w domach - dodał Poczobut. - Tak jest na przykład w polskiej szkole podstawowej w Grodnie. Bo ta placówka podlega szkolnictwu publicznemu i musi pracować. My, w ramach Związku Polaków na Białorusi, prowadzimy placówki społeczne i nauczamy zdalnie. Dlatego nadal pracujemy. Bez zakłóceń.
Poczobut obawia się, że przez nieodpowiedzialne zachowanie Łukaszenki Białoruś będzie cierpieć jeszcze wiele miesięcy. Być może - kiedy granice w Europie się już otworzą - to mieszkańcy tego kraju nie będą mogli podróżować. - Tak trochę już jest - przyznał. - Litwa i Ukraina właśnie ogłosiły, że nas nie będą wpuszczać do siebie do kraju. Przypuszczam, że podobnie zrobi Polska.
No chyba, że w końcu władze przystąpią do ataku i w końcu zaczną walczyć z koronawirusem. - Nie liczyłbym na to i tak cud, że ostatnio nie przeszkadzają, że nie mówią głupot publicznie - zakończył dziennikarz z Grodna.