[b]
Maciej Siemiątkowski, WP Sportowe Fakty: Koledzy wypominają panu opinie wypowiedziane w studiu?[/b]
Sebastian Mila, były reprezentant Polski, ekspert TVP Sport: Zdarza się, że dyskutujemy po meczu o konkretnych akcjach. O tym, że ktoś mógł bliżej podejść, zaasekurować pozycję i nigdy nie ma tego samego punktu widzenia. Podobnie było, gdy dyskutowaliśmy o takich rzeczach w szatni, zawsze były różnice zdań.
Jakie emocje odczuwa ekspert w studiu?
Są na pewno inne niż na boisku. Nie zamknę w pudełku swojego piłkarskiego DNA, które miałem przez lata. Wtedy przy każdym meczu wychodzę z siebie, gdy gra reprezentacja lub mój były klub. Ale kiedy wchodzimy na antenę, opowiadam to, co widzę. Czasami nie są to pochlebne recenzje na temat drużyn lub piłkarzy, których lubię. Ale nigdy nie obrażam, bo to według mnie niepotrzebne.
ZOBACZ WIDEO: Znany specjalista ostro o powrocie kibiców na stadiony. "Może nas czekać ogromny wzrost zachorowań"
Jak krytykuje się byłych kolegów?
Nie jest łatwo. Czasem zagrają słabiej, powiem o tym w studiu, a kilka dni później spotykam się z nimi. Ale krytyka jest normalną rzeczą. Przede wszystkim nie obrażam. Obsmarowywanie kogoś, że nie nadaje się do niczego, jest niepotrzebne. Pokazuję piłkarza, który potrafi grać w piłkę. I jak zagra słabiej, mówię, że po prostu stać go na więcej. To absolutnie wystarczy, żeby przekaz był jasny. Trzeba widzieć w tym człowieka, nie tylko piłkarza. Wierzę też w naszych odbiorców. Że nie potrzebują besztania ludzi na antenie.
Jak były piłkarz odnajduje się w studiu telewizyjnym?
Stres towarzyszy mi cały czas. Do tego jest adrenalina i wielka pasja. Bardzo mnie cieszy, że to się nie zmienia. Niedługo miną mi dwa lata pracy w TVP Sport. To mnie nakręca i bardzo mi się podoba. Ale z tą pracą jest podobnie jak z graniem w piłkę. Tu też przyjdzie moment, kiedy trzeba będzie powiedzieć "stop", bo zauważysz w sobie mniej ognia i pasji.
Jak zmienił się ekspert Sebastian Mila od pierwszego wejścia na antenę?
Po każdym studiu rozmawiam z kolegami z redakcji. Doradzają mi, jak się zachowywać i jak się przygotować. Początkowo ubogi, skrótowy język, jaki wyniosłem z szatni, sprawiał, że brakowało mi pewnych słów. Teraz czytam mnóstwo książek, poprawiłem to. Miałem mnóstwo swoich powiedzeń, często się zacinałem, przeciągałem "yyy". Cały czas nad tym pracuję. Ale zdarzają się sytuacje, kiedy popełniasz błąd mimo dobrego przygotowania. Przed meczem Legii z Glasgow Rangers dopadło mnie zaćmienie i zapomniałem nazwiska Aleksandra Vukovicia. Zamiast "trenera Vukovicia" po zawahaniu powiedziałem "trenera Legii" i wybrnąłem. Ale zawsze mam czyste sumienie, bo przychodzę przygotowany do studia. Lubię to robić. Jak mamy w poniedziałek magazyn ze wszystkimi bramkami kolejki, to oglądam wszystkie mecze od deski do deski.
Nie chciał pan odpocząć od piłki po karierze?
Jedno było pewne. Wiedziałem, że nie chcę pracować w klubie po skończeniu kariery. Musiałem od tego odpocząć i zrezygnowałem z dwuletniego kontraktu w Lechii jako skaut.
Dlaczego?
Byłem zmęczony klubem, szatnią. Było tego dla mnie za dużo. Ale chciałem nadal robić coś związanego z piłką. Dostałem propozycję, żeby zostać ekspertem TVP Sport, dzięki temu nadal mogę być przy reprezentacji i jeździć na ligę. To coś fantastycznego.
Sława zawróciła panu kiedykolwiek w głowie?
Były takie momenty. Rodzice mnie wychowali, żeby mieć ogromną pokorę i szacunek do ludzi. Zawsze szanuję każdą pracę, każdego człowieka, bez względu na status społeczny. Dla mnie objawem "sodówki" było wynajęcie pięciopokojowego mieszkania z wielkim tarasem w centrum Wiednia. Myślałem, że rodzice będą zadowoleni, gdy mnie odwiedzą. A pierwsze o co mnie zapytali, to czy nie zwariowałem. Mieszkałem sam, nie potrzebowałem tak dużego mieszkania. Zderzenie z ich opinią było najtrudniejsze. Cały czas mocno liczę się z ich zdaniem.
Gra pan jeszcze w piłkę?
Rzadko. Ostatnio to tylko mecze charytatywne. Zawsze się cieszę, że mogę komuś tym pomóc. Ostatni poważny mecz zagraliśmy we wrześniu w Chicago z kadrą Brazylii. Był tam też Piotr Świerczewski, Jacek Bąk, Tomasz Kłos, Tomasz Frankowski, Maciej Żurawski, Kamil Kosowski i Jacek Krzynówek. Naprzeciw nas grał m.in. Rivaldo.
Jak wyglądały pana przygotowania do wznowienia ligi?
Zacząłem się do tego nastrajać już, gdy wróciła Bundesliga. Z ogromną przyjemnością usiadłem przed telewizorem i oglądałem mecze. Ale Ekstraklasa jest dla mnie dużo bardziej wyjątkowa i bliższa sercu. Ze względu na to, że grałem w niej przez długi czas, jestem z nią mocno związany i jest to część mojej pracy. W końcu będziemy mogli wejść na właściwe obroty, w ramówce będzie dużo więcej pozycji dla kibiców. Cały tydzień się na to przygotowywaliśmy. Oglądałem mecze Pucharu Polski - świetnie się złożyły, bo w sobotę transmitujemy mecz Lecha z Legią. Miałem dobry ogląd na obie drużyny, porobiłem notatki i nieco sobie przypomniałem. Przez pandemię umknęło parę rzeczy, trzeba było głębiej zajrzeć w kajety, tabele.
Jak oglądało się panu puste trybuny?
Nie odkryję Ameryki, oglądało się to inaczej niż mecze przed pandemią. Na początku będziemy się cieszyć, że liga wróciła. Potem może nam doskwierać, że nie ma pełnej liczby kibiców, atmosfery meczowej z prawdziwego zdarzenia. Powiem jak trener Orest Lenczyk - każda nowa sytuacja wymaga nowych rozwiązań. Nie ukrywam, że dużo lepiej ogląda mi się mecze z podkładem dźwiękowym trybun.
Ile razy grał pan bez publiczności?
Było to około 3-5 spotkań w lidze. Od razu było czuć inną atmosferę. Palnik zamiast na "10" był ustawiony na "7". Trzeba było szukać dodatkowej energii i motywacji, żeby wejść w mecz na pełnym ogniu. Graliśmy mnóstwo sparingów bez publiczności albo z niewielką widownią. Wydaje się, że wiadomo, z czym to jeść. Ale mecze o punkty to coś zupełnie innego. Nie da się tego porównać do gier kontrolnych.
Jak się wtedy motywować?
Trzeba szukać innych bodźców, które nakręcają. A często są to właśnie kibice i atmosfera - to potrafi sprawić, że piłkarz szybko wchodzi na najwyższe obroty. Trzeba szukać zamienników. Żeby czuć, że mecz to święto. Ale za każdym razem gotowość do gry jest taka sama. Na pewno nie będzie problemu z tym, że piłkarzom nie będzie się chciało albo będą grać słabiej.
Przy pustych trybunach lepiej będzie słychać, co piłkarze mają do powiedzenia. Często wulgaryzmy.
Oj tak, będzie to słychać. Ale mimo to nie ograniczałbym ani piłkarzy ani trenerów. Niech czują się swobodnie. W końcu to adrenalina, emocje. Niech one będą, jesteśmy do nich przyzwyczajeni.
Ligowcy mogą mieć problemy po takiej przerwie?
Po obejrzeniu meczów Pucharu Polski nie mam takich obaw. Zarówno Lech i Legia jak i I-ligowa Stal i Miedź wyglądały na przygotowanych. Przez to jestem spokojny, że najbliższa kolejka będzie wyglądała przyzwoicie.
Kto będzie faworytem?
Po przerwie jest dużo znaków zapytania, ale tabela się nie zmieniła. Przewaga Legii nad resztą nie stopniała. Trudno wytypować, kto utrzyma formę sprzed pandemii, ale ten problem ma każdy trener w lidze. Dla kibiców będzie to niezwykle ciekawe.
Co robił pan podczas przerwy w rozgrywkach?
Nadal oddycham, dużo jem, ale jestem zniecierpliwiony powrotu Ekstraklasy! Nie spodziewałem się, że będzie mi aż tak brakowało piłki. To jedyne objawy koronawirusa, jakich doświadczyłem podczas pandemii. Nigdy nie miałem tak długiej przerwy od oglądania meczów. Nie pamiętam takiego przestoju. Nie było takich sytuacji w moim życiu, żebym nie mógł wyjść z domu, a sklepy były pozamykane. Mojemu rocznikowi przytrafiło się to pierwszy raz.
Trudno było to przetrwać?
Kiedy zostajesz w domu na tak długi czas, szybko zaczynasz koncentrować się na codziennych sprawach. Dostrzegasz, jak wiele traciłeś przez lata gry w piłkę. Lata zaniedbań, ile poświęciłeś futbolowi kosztem najbliższych. Wykorzystałem to na spędzanie czasu z rodziną. To dla nich też było coś nowego. Nagle byłem w weekendy cały dla nich. Bez wyjazdów. Stale pod ręką.
Dużo było półek do przewiercenia?
Takich spraw w domu było mnóstwo. Od wiercenia półek po sprzątanie piwnicy i porządkowanie ogródka. Nigdy na to nie było czasu albo mi umykało. Na to w końcu również znalazłem czas. Podczas pandemii zostałem majsterkowiczem. Żona zawsze mi coś znajdzie. I kiedy myślałem, że wszystko już skończone, to ona znajdywała kolejne zajęcia dla mnie. Zawsze jej się to udawało.
Jak spędza pan ten weekend?
Abstrahując od pracy, to świetnie się dla mnie zapowiada. Zaczynam od meczu Śląska Wrocław, z którym zdobyłem mistrzostwo Polski. W sobotę mam studio i absolutny hit kolejki Lech - Legia. I zamykam kolejkę meczem w Trójmieście, derbami, których nie trzeba reklamować. A w poniedziałek mam "magazyn gol" z wszystkimi bramkami kolejki. A to znaczy, że obejrzę w ten weekend wszystkie mecze.
Radosław Majdan: Bez dopingu brakuje adrenaliny
Dobre wieści od Zespołu Medycznego PZPN. W PKO Ekstraklasie wszyscy zdrowi