PKO Ekstraklasa. Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa: Za wcześnie na powrót kibiców
- Powrót kibiców w tej chwili nie jest dobrym pomysłem. Nic by się nie stało, gdyby ligę ukończono bez udziału fanów - mówi nam Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa, pracujący m.in. przy EURO 2012.
Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Dlaczego wpuszczenie kibiców nie byłoby dobrym pomysłem? Jeszcze niedawno wszystko szło w dobrą stronę.
Marcin Samsel, ekspert do spraw bezpieczeństwa: - Nie doszło do wypłaszczenia krzywej, co może oznaczać, że zbyt szybko wszystko poluzowaliśmy obostrzenia, z drugiej strony te trzy dni nagłego wzrostu też nie muszą być żadną tendencją. Pokazują jednak, że należy przyglądać się, analizować i być ostrożnym. Można powiedzieć, że problemem Polski było to, że w wielu krajach zachodnich było zdecydowanie więcej ofiar. Przez to Polacy uznali, że nas ta choroba nie dotyczy i dobrze się bawili. U mnie w Gdyni na ulicach czy w sklepach rzadko widzi się kogoś w maseczce. A przecież to wciąż obowiązuje. Mówiąc wprost, Polacy doszli do wniosku, że COVID -19, jak pszczółka Maja, jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie, a więc nas nie dotyczy.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"Ale władze piłkarskie zapowiadały, że będą chciały wpuścić 25 procent osób.
- Ok, jednak z drugiej strony w departamencie bezpieczeństwa związku pracują naprawdę dobrze zorientowani ludzie i potrafią wyciągać wnioski. Stąd zapewne sygnały z PZPN, że nie należy się spieszyć. Czy myśli pan, że łatwo jest upilnować 10-12 tysięcy ludzi? A przecież na Lechii przyjdzie tyle, ile przychodziło normalnie. Czy zachowają dwumetrowe odstępy? Śmiem wątpić. Gdyby to była impreza na 150 osób to co innego, kilkunastu ludzi z ochrony i można próbować. Ale mówimy o tysiącach. Jest tu wiele pytań: jak pracownicy ochrony mają sprawdzać kibiców, czy w ogóle maja ich sprawdzać, co z zakrywaniem twarzy w miejscach publicznych. Niby wydaje się mało istotne, ale musi dojść do zmiany prawa.
Kibice mogą siedzieć na trybunach w maseczkach.
- Owszem, ale proszę nie zapominać, że kluczowe są inne rzeczy. Dojazd na stadion, kołowrotki na wejściu, toalety, a więc to wszystko czego dotykamy wszyscy.
Można dezynfekować.
- Pytanie, czy w pewnym momencie dla klubów koszta tej operacji nie przekroczą zysków ze sprzedaży biletów.
Zwłaszcza że i tak biletów nie będą sprzedawać, bo zapewne wejdą ludzie z lóż vipowskich i karnetowicze.
- To jedno. Ale też skorzystałbym z wiedzy tych, którzy mają większe doświadczenia w walce z koronawirusem, czyli Włochów, Hiszpanów czy Niemców. Zauważmy, że Niemcy to większy kraj, z większą liczbą mieszkańców i znacznie większą ośrodków o dużym zagęszczeniu ludności. A przecież tam kibice nie wracają na trybuny. Wciąż musimy pamiętać, że jest to rozrywka, która nie jest niezbędna dla funkcjonowania życia codziennego. A poza tym nie zapominajmy, że jest jeszcze kolejny sezon, więc może warto się zastanowić, czy opłaca się ryzykować.
A może przesadzamy z tą ostrożnością? Z jednej strony mamy rekord zachorowań, z drugiej nie ma tak wielu zgonów.
- Oczywiście, ale proszę pamiętać, że między zachorowaniami a zgonami musi minąć jakiś czas, więc poczekajmy z decyzjami dwa tygodnie i wtedy ocenimy. Trzeba pamiętać, że u nas wciąż jest mało testów, są one robione trochę metodą na chybił-trafił, dlatego wiele danych może wprowadzać w błąd. Myślę, że błędne jest pewne odgórne narzucanie liczby kibiców. Dlaczego 25 procent? Przecież w jednych regionach jest mało zarażonych, a w innych jest apogeum. Przykładowo znacznie mniej jest nowych przypadków w Pomorskim niż w Śląskim. Na pewno dziś bym nie zaryzykował wpuszczenia kibiców na mecze Górnika czy Piasta. Warto dodać, że my cały czas myślimy, że sprawa nas nie dotyczy, a przecież wiele osób o swoich chorobach współistniejących dowie się dopiero mając koronawirusa. I umrą, podczas gdy mogłyby żyć jeszcze 10-15 lat. A z innymi chorobami i 50. Niedawno czytałem badania, z których wynika, że 6-10 procent ludzi nie zdaje sobie sprawy ze swoich chorób, może mieć nowotwór, ale nie wie o tym aż do momentu przypadkowego badania i wtedy jest już za późno.
Czyli nie ryzykować?
- Nasza wiedza o koronawirusie wciąż jest zbyt mała. Z jednej strony nauczyliśmy się z nim żyć, ale z drugiej wciąż nie mamy na niego lekarstwa czy szczepionki. W przeciwieństwie na przykład do grypy, z którą obcujemy od 100 lat i na którą mamy leki, lepsze lub gorsze.