Bez dwóch zdań dzisiejszy Bayern Monachium jest drużyną wielką, osiem tytułów mistrzowskich jest niesamowitym osiągnięciem. Jednak obecna drużyna wciąż goni wielką legendę z lat 70. i bez dominacji w europejskiej piłce nigdy jej nie dogoni.
Nie można wykluczyć, że zarząd Bayernu sam sobie wybudował szklany sufit osłabiając najważniejszego krajowego rywala, konkretnie Borussię Dortmund. Wtedy monachijczycy po prostu zabrali drużynie z Dortmundu filary: Mario Goetze i Roberta Lewandowskiego. Z czasem okazało się, że Goetze mogli sobie darować, bo Mario nigdy nie został zawodnikiem klasy światowej, mimo że zapowiadał się na takiego.
Trudno Bayern obwiniać, szukał zawodników ogranych, którzy udźwignęliby presję, mogliby wskoczyć do drużyny z marszu. Trzeba pamiętać, że Bundesliga w pewnym momencie zaczęła być dla monachijskiego giganta tylko przystankiem, zaś celem stała się Liga Mistrzów. I tak naprawdę to właśnie wygrane tytuły Ligi Mistrzów określają klasę obecnego Bayernu. A jedyny tytuł w ostatniej dekadzie Bayern wygrał w sezonie 2012/13.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wielki błąd bramkarza. Za chwilę padł gol
Warto spojrzeć na legendę, do której porównuje się obecną drużynę. Bayern z lat 70. w lidze radził sobie różnie. W erze wielkich "Gwiezdnych Wojen", słynnej rywalizacji z Borussią Moenchengladbach, drużyna z Monachium wygrała zaledwie 4 tytuły mistrzowskie. Zdarzyło się być Bawarczykom nawet na 10. i 12.! miejscu w tabeli. A jednak wciąż do tej ekipy modlą się wyznawcy bawarskiej religii futbolowej. Mówiąc o największych legendach klubu, w pierwszej kolejności wymieniają Franza Beckenbauera, Gerda Muellera, Paula Breitnera, Seppa Maiera czy innych członków tej wspaniałej ekipy, która trzy razy została najlepszą w Europie i na zawsze włączyła monachijski klub do grona gigantów futbolu.
Każde następne pokolenie mierzyło się z tą legendą, nie ominęło to też Lewandowskiego i spółki. Choćby polski napastnik od lat jest porównywany do Muellera, dla jednych jest lepszy, dla innych nieco gorszy. Na pewno jest pierwszym zawodnikiem Bayernu, który w ogóle dostąpił zaszczytu zmierzenia się z legendą "Der Bombera", statystyki Lewego są powalające. Biorąc pod uwagę charakterystykę dzisiejszych obrońców, można zaryzykować twierdzenie, że piłkarsko jest lepszy. Ale bez drużyny wygrywającej w Europie zawsze będzie stawiany nieco niżej przez klubowych historyków.
Co tu dużo mówić, obecnej drużynie tych spektakularnych sukcesów brakuje. Oczywiście wynika to ze specyfiki rynku piłkarskiego, co wielokrotnie tłumaczyliśmy. W latach 70. kluby były bardziej lokalne, ograniczenia w przepływie zawodników nie pozwoliły na powstawanie superpotęg, takich jakie oglądamy współcześnie. Nie było właściwie pieniędzy z telewizji, więc decydowały inne przychody, przede wszystkim sprzedaż biletów.
Dziś rynek niemiecki jest drenowany przez wielkie ligi. Nie jest tak, że rywale zabierają 30-40 najlepszych niemieckich piłkarzy, znaczących zabierają kilku. Ale takich kilku, którzy byliby w stanie wynieść Bayern na poziom drużyny Top 3 w Europie. Można sobie wybrać; Leroy Sane, Marc-Andre ter Stegen, Toni Kroos, Sami Khedira, Thilo Kehrer, Julian Draxler, Benjamin Henrichs, Ilkay Gundogan, Antonio Ruediger czy Mesut Oezil mogliby z powodzeniem grać w Bayernie czy innych klubach ligi niemieckiej. Oczywiście tamte czasy nie wrócą, zamiast nich są obcokrajowcy. Tyle, że najlepsi zawodnicy z europejskich i światowych rynków, poza Robertem Lewandowskim, są dziś dla Bayernu niedostępni. Są zbyt drodzy.
Obecny Bayern trafił też na bardzo trudne czasy wielkiej rywalizacji między Realem Madryt i FC Barceloną i nie był w stanie w tę rywalizację się włączyć, choć kilka razy był blisko. Cztery razy w ostatnich latach dotarł do półfinału Ligi Mistrzów.
Inna sprawa jest taka, że w ostatnich latach Bayern przeszedł poważną przebudowę. Kilku najważniejszych zawodników skończyło kariery lub pojechał dorabiać do emerytury. Głównie Philipp Lahm, Arjen Robben, Franck Ribery i Bastian Schweinsteiger.
Wielcy piłkarze, ale też wielkie osobowości, a bez tego nie ma sukcesu. Zastąpili ich zawodnicy utalentowani, pewnie bardzo dobrzy, ale czy wybitni? Nie jestem pewien, czy można nazwać Serge Gnabry'ego czy Leona Goretzkę piłkarzami światowego formatu.
Mam wątpliwości czy Kingsley Coman jest tam gdzie myśleliśmy, że będzie, gdy w 2017 roku przychodził do Bayernu z Juventusu. Patrzymy z zachwytem na młodego Alphonso Daviesa, ale to wciąż melodia przyszłości. Bayern dziś nie ściąga najlepszych zawodników, ci szukają zatrudnienia raczej w innych klubach. Piłkarze Bayernu są najlepsi w Niemczech, ale na światowym topie są jedynie Manuel Neuer i nasz Robert Lewandowski. Wydaje się, że za mało jest wielkich osobowości i wielkich piłkarzy by zbudować wielki klub w skali europejskiej.
Czy to się zmieni? Bardzo możliwe, bo przecież nie tylko wielcy gracze tworzą wielkie drużyny, często bywa odwrotnie, drużyny kreują gwiazdy. Zresztą Ribery czy Robben przychodząc do Bayernu też nie byli piłkarzami z samego szczytu, Holender był nawet zawodnikiem w jakimś sensie przegranym, wypchnięto go z Realu. A jednak w Monachium obaj znaleźli fantastyczne warunki do rozwoju i wspięli się na szczyt, pociągając za sobą drużynę.
Może tak być i teraz. Wiele zależy od Lewandowskiego, wokół którego budowana jest drużyna. To on ma być wielkim liderem i ciągnąć zespół. Na razie udaje się to w Niemczech, musi udać się w Europie. Pamiętajmy, że jeszcze w grudniu wydawało się, że Bayern jest w jakimś niespotykanym dotychczas kryzysie, zajmował siódme miejsce w lidze. Od tego czasu wiele się zmieniło, drużyna Hansiego Flicka wygrała w lidze 17 z 18 meczów, jest w dużej formie i wciąż jest w grze jeśli chodzi o Ligę Mistrzów. Nie zapominajmy, że tuż przed wybuchem pandemii drużyna wygrała wyjazdowe spotkanie 1/8 LM z Chelsea aż 3:0 i pokazała świetną grę. Może to jest ten sezon?