Kontrowersja w II lidze. Adrian Liberacki: Zrobiono ze mnie potwora. Życzę pani Stasiak powrotu do zdrowia

Newspix / DOMINIK BUZE/FOTOPYK / Na zdjęciu: Adrian Liberacki (z lewej)
Newspix / DOMINIK BUZE/FOTOPYK / Na zdjęciu: Adrian Liberacki (z lewej)

- Współczuję mu i jego rodzinie z powodu choroby jego mamy, ale nie powiedziałem nic takiego, co zostało przez niego zacytowane - mówi nam Adrian Liberacki z Bytovii, którego Aron Stasiak z Górnika Łęczna oskarżył o obrażanie ciężko chorej matki.

Ta sprawa rozgrzała polskie środowisko piłkarskie. W 82. minucie sobotniego meczu II ligi Górnik Łęczna - Bytovia (2:0) Aron Stasiak z drużyny gospodarzy został ukarany czerwoną kartką za uderzenie Adriana Liberackiego. Dzień później portal weszlo.com opublikował rozmowę ze Stasiakiem, który wytłumaczył, że zareagował w ten sposób, ponieważ Liberacki zaatakował słownie jego walczącą z nowotworem mamę.

- To nie było zwykłe wyzwanie mnie. To było wejście na mamę, która jest osobą chorą na raka. To we mnie siedzi i takie niemiłe słowa źle zadziałały na moją psychikę. (...) Nie wiem, czy wiedział, że moja mama walczy z rakiem. To też go nie usprawiedliwia, nawet jakby człowiek był zdrowy, to nie powinno się go obrażać. Nie powinno się rzucać tekstów na boisku o czyjejś rodzinie. Jak już ma coś do mnie, to niech wyzywa mnie, a nie moją mamę, która walczy z rakiem - stwierdził 21-latek.

Tzw. trash-talk to zjawisko powszechne na boiskach, ale Stasiak zarzucił Liberackiemu, że ten przekroczył granicę. Skontaktowaliśmy się więc z piłkarzem Bytovii, by poznać jego wersję. Nie pokrywa się ona z wyjaśnieniami gracza Górnika.

ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"

- Nie miałem pojęcia, że pani Stasiak jest chora i przede wszystkim nie powiedziałem nic takiego, co zostało przez Arona zacytowane - te słowa mi zostały wsadzone w usta. Mecz był transmitowany w telewizji. Może któryś z mikrofonów rozstawionych wokół boiska wyłapał te słowa? - mówi nam i dodaje: - Sytuacja przez Arona została tak przedstawiona, jakby to był mecz Ligi Mistrzów, a ja szukałbym słabych punktów rywali, żeby ich prowokować. 

Według Stasiaka, dialog między piłkarzami wyglądał następująco:
AL: - Ch*** będziecie mieli awans.
AS: - A wy będziecie mieli?
AL: - No, wy ch*** będziecie mieli awans, jak ta twoja matka, stara k*** j***.

- To nieprawda - oponuje Liberacki. - Byliśmy w polu karnym. On mnie zaczepił, obraził moich rodziców, a ja rzuciłem automatycznie: "twoich też". A on mnie uderzył. Wiem, że jest słowo przeciwko słowu. Owszem, było między nami spięcie, jakie w meczach się zdarzają, ale takie słowa, jakie przytacza Aron, nie padły. Ani o awansie, ani tym bardziej o jego mamie - dodaje piłkarz Bytovii.

Sprawę nagłośniły najpierw siostra i narzeczona piłkarza Górnika. Ta druga napisała na Facebooku, że po meczu zaczepiła Liberackiego. - Kolejna nieprawda. Byłem w szatni i przyszedł do mnie kolega, że jakaś dziewczyna przed szatnią zamachnęła się na niego i zaczęła na niego naskakiwać. Później przeczytałem w Internecie, że ona ze mną rozmawiała, a mi rzekomo zabrakło odwagi. A ona pomyliła kogoś ze mną, ja wtedy byłem jeszcze pod prysznicem - tłumaczy były juniorski reprezentant Polski.

Po publikacji weszlo.com Liberacki stał się ucieleśnieniem zła i padł ofiarą hejtu komentujących. Na wersji przedstawionej przez Stasiaka cierpi nie tylko jego wizerunek. Piłkarz martwi się o swoją narzeczoną, z którą spodziewa się syna.

- Piszą do mnie koledzy z różnych drużyn i nie wierzą w to, co czytają. Radzili mi, żebym jak najszybciej zabrał głos w sprawie i wyjaśnił, jak było. Jak zobaczyłem, ile hejtu się na mnie wylewa, to postanowiłem się wypowiedzieć. Moja narzeczona jest w zaawansowanej ciąży i ona najmocniej przeżywa to, co się o mnie pisze. Moja mama też to czyta. Ja jestem do tego przyzwyczajony, ale one to bardzo przeżywają - mówi.

- Widzę teraz, jak łatwo z kogoś zrobić potwora. To zostało tak przedstawione, jakby Aron został ukrzyżowany, a ja bym był Piłatem. Zrobiła się na mnie nagonka. Wiem, co zrobiłem i mam czyste sumienie. Nie wiem, czemu to poszło w tę stronę. Może zorientował się, że grozi mu kilka meczów pauzy, a jest młodzieżowcem i klub będzie miał problem. Może to sposób na złagodzenie kary? Górnik gra o awans i widzę, że łapie się różnych metod - zastanawia się.

25-latek w ostatnim czasie sam przeżył osobistą tragedię i w Łęcznej w ogóle miał nie zagrać. - Kilka dni przed meczem pochowałem dziadka i miałem w ogóle nie jechać na to spotkanie, ale mam teraz powiedzieć, że odpowiedziałem mu, bo zmarł mi dziadek? No nie - mówi i zdradza: - W drugiej połowie grałem przy ławce rezerwowych Górnika i z ławki ciągle słyszałem wyzwiska. Zresztą, sędzia upominał członków sztabu szkoleniowego Górnika. Prowokowano mnie i Daniela Ferugę, ale poradziliśmy sobie z tym. Trzeba umieć nad sobą panować.

- Współczuję Aronowi i jego rodzinie z powodu choroby jego mamy. Mam nadzieję, że będzie jakiś pozytyw z tej "afery" i ludzie chętniej pomogą zbierać fundusze na leczenie. Życzę pani Stasiak powrotu do zdrowia. Mam nadzieję, że z tego wyjdzie - kończy Liberacki.

Zrzutka na leczenie pani Joanny Stasiak trwa TUTAJ. W ostatnich godzinach datki wpłaciło kilkadziesiąt osób. Na liście nowych darczyńców są też nazwiska piłkarzy jak Miłosz Kozak czy Marcin Flis.

Źródło artykułu: