PKO Ekstraklasa. Stal Mielec. Dariusz Marzec: Nie pozwoliłem, żeby piłkarze rządzili

- Nie wszyscy mieli ten sam cel. Część zawodników - o czym do tej pory nie mówiłem - stanęła w opozycji wobec mnie. Nie pozwoliłem, by piłkarze rządzili - mówi nam Dariusz Marzec, trener Stali Mielec - świeżo upieczonego beniaminka PKO Ekstraklasy.

Justyna Krupa
Justyna Krupa
Dariusz Marzec WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Dariusz Marzec
Dariusz Marzec pracę w Stali Mielec rozpoczął we wrześniu zeszłego roku zastępując Artura Skowronka. Dla wielu było to zaskoczenie, bo były trener juniorów Wisły Kraków i KKS 1925 Kalisz nie pracował wcześniej w Fortuna I lidze. Udało mu się jednak zakończyć misję sukcesem i zapewnić Stali awans do elity. Teraz podsumowuje ten niełatwy rok w Mielcu, który rozpoczął się od buntu szatni.

Wyjaśnia również, dlaczego - mimo sukcesów na polu pracy z młodzieżą - musiał odejść z Białej Gwiazdy, w której spędził większość życia, i z kim zadarł w krakowskim klubie. Okazuje się, że podpadł ludziom kibolską przeszłością. O nowym rozdaniu w Wiśle wypowiada się w samych superlatywach i zdradza, kogo w rozmowie z Jakubem Błaszczykowskim nazwał jednym z jego lepszych transferów.

Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Przywrócenie po latach ekstraklasy tak zasłużonej futbolowej marce jak Stal Mielec to na pewno dla pana duża satysfakcja. Tym bardziej że problemów w trakcie sezonu nie brakowało. 

Dariusz Marzec, trener Stali Mielec: Nie dość, że mieliśmy wąską kadrę, to jeszcze nie wszyscy z tej kadry gwarantowali odpowiednią jakość. W pewnym momencie było to 13-14 doświadczonych zawodników plus młodzież. Gdybyśmy w tej sytuacji mieli nawet dwie czy trzy kontuzje, to pojawiłby się poważny problem. Na szczęście obyło się bez większej liczby urazów. Dowieźliśmy to do końca.

ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Ośrodek Legia Training Center oficjalnie otwarty. Obiekt robi wrażenie!

Tak mała liczba kontuzji to oznaka, że udało się dobrze przepracować okres przygotowawczy, a także przerwę spowodowaną pandemią.

W wielu zespołach ostatnio ten problem mięśniowych urazów się powtarzał. Człowiek planując obciążenia w trakcie pandemii, trochę się poruszał po omacku, ale ostatecznie udało się tych błędów w przygotowaniach uniknąć.

Problemów, z którymi musiał się pan mierzyć w Stali było więcej. W rozmowie z Michałem Trelą z "Przeglądu Sportowego" wspomniał pan, że na początku "nie wszyscy w zespole mieli ten sam cel". Podjął pan odważne decyzje personalne i to dało dobry efekt.

To były kluczowe decyzje, które podjąłem jeszcze na samym początku pracy. Było widać, że nie wszyscy mieli ten sam cel. Część zawodników - o czym do tej pory nie mówiłem - stanęła w opozycji wobec mnie. Od razu na dzień dobry byłem u nich skreślony, bo im tu po prostu było za dobrze. A wiedzieli, kto przychodzi, że jestem raczej mocnym charakterem. Wiedzieli, że nie pozwolę, by oni w zespole rządzili i robili w praktyce to, co chcą. W tej sytuacji dałem zaistnieć zawodnikom, którzy za czasów mojego poprzednika nie grali. A tymczasem część z nich pokazała się z dobrej strony i ostatecznie wywalczyła awans.

Czyli do awansu dotrwali ci, którzy przetrwali "twardą rękę" trenera. Kiedyś wspominał pan, że zawodnicy, którzy za kadencji trenera Franciszka Smudy trafiali z juniorów Wisły do pierwszego zespołu, mówili, że skoro u pana w juniorach przeżyli, to już wszędzie dadzą radę.

Tak było w Wiśle. Teraz człowiek się uśmiecha na wspomnienie tego. Ale przede wszystkim - można o to zresztą zapytać zawodników - ja jestem sprawiedliwym trenerem. Jeżeli ktoś prezentuje się w pewnym momencie słabiej, to po prostu nie gra. Nie ma czegoś takiego, że ktoś będzie grał cały czas w pierwszym składzie za nazwisko. Każdy zawodnik musi udowadniać, że nadaje się na pierwszy skład. Pierwszym wyborem są ci, którzy są lepsi w danym momencie.

Nie przywiązuje się pan ani do nazwisk, ani do systemu gry. Nie jest pan z tych, którzy uparcie forsują swoją filozofię gry niezależnie od tego, czy mają do danego sposobu gry odpowiednich wykonawców.

Jeżeli będę miał w zespole ekstra napastników, to zagram na dwóch napastników. Patrzę, jakich mam ludzi. Ktoś narzekał, czytałem też artykuły na ten temat, że jako zespół za mało posiadaliśmy piłkę. A chodzi o to, żebyśmy grali skutecznie. Osobiście uwielbiam piłkę ofensywną, grę do przodu. Ale w naszym przypadku najważniejsze to było zrobić wynik. Jeżeli w danym momencie nie mam napastnika, typowej mocnej "dziewiątki", a mam szybkiego skrzydłowego jako napastnika, to gra kontrami i wyjście z defensywy jest dla nas najlepszym wyjściem. Jak sobie analizowałem, jak zdobywaliśmy w tym sezonie bramki, to praktycznie każdego rywala byliśmy w stanie zaskoczyć. Nie było tak, że zdobywaliśmy gole na przykład tylko ze stałych fragmentów. Przeciwnik nie mógł przewidzieć, jak w danym meczu strzelimy gola - czy po kontrze, czy po ataku pozycyjnym, czy po stałym fragmencie. To też było pewnym plusem.

A jak ma wyglądać Stal w wersji ekstraklasowej? Przykład ŁKS Łódź niestety pokazał, że nie da się przełożyć w prosty sposób tego, co zdawało egzamin w I lidze na ekstraklasowe granie.

Dla nas to będzie teraz bardzo trudny moment. ŁKS Kazia Moskala praktycznie tym samym składem, który miał w I lidze, zaczynał grę w ekstraklasie. A u nas na dziś to nie wiem, czy nawet jedenastu zawodników byśmy zebrali. Części graczy kończą się umowy, część jest wypożyczona. Nie jesteśmy potentatem jak Lech czy Legia. Dopiero okaże się, kogo będziemy mogli ściągnąć do siebie. Będzie na tę budowę drużyny mało czasu, zobaczmy.

Jako były trener młodzieży pewnie chętnie postawiłby pan na młodych zawodników, ale tu również kłania się przykład ŁKS i choćby Jana Sobocińskiego, którego ekstraklasa wyraźnie przerosła.

Nasza akademia w Mielcu powstała nie tak dawno, około dwa i pół roku temu. Dlatego nie mamy tutaj jeszcze zastępów wyszkolonej młodzieży, która mogłaby od razu wejść do drużyny. Są tu utalentowani chłopcy, ale w wieku 15-16 lat. Poza tym, nie da się grać samą młodzieżą. Chcę jednak nadmienić, że dość spora grupa chłopców z akademii trenuje już z nami.

Były momenty zwątpienia, czy cel w postaci awansu do ekstraklasy uda się zrealizować?

Nie, nigdy ich nie miałem. Byłem pewien, że się uda. Nawet na pierwszej konferencji w Mielcu byłem o to pytany i zapewniłem, że zrobimy wszystko, by się udało. Byłem o tym przekonany. Nie było chwili zwątpienia. Nawet w momencie, gdy - jak wspominałem - część zawodników stanęła okoniem, to mimo to nadal wygrywaliśmy. Ci zawodnicy, którym dałem szansę, poprowadzili nas do zwycięstw. Wtedy zwłaszcza nabrałem wiary, że będzie dobrze.

Kiedy Stal Pana zatrudniła, inny były wiślak Marek Motyka cieszył się, że klub sięgnął po trenera z regionu, a nie szukał daleko. Pana sukces to też sygnał dla piłkarskich działaczy, że czasem warto sięgnąć po kogoś spoza trenerskiej karuzeli i listy utartych nazwisk.

Trzeba na to też popatrzeć od nieco innej strony. Akurat mnie do Stali ściągnął europoseł Tomasz Poręba, który w czasach młodzieńczych też grał w piłkę nożną. Znaliśmy się od dłuższego czasu. Swoją drogą, miał on swoją przygodę w Wiśle Kraków, o czym pewnie mało kto wie - był kiedyś na przedsezonowym zgrupowaniu z seniorską drużyną. W każdym razie dla Stali zatrudnienie mnie to też było ryzyko. Ale on znał mój charakter, wiedział, jaki ja jestem. Jak widać, wybór okazał się dobry.

A jak trener patrzy na te wielkie zmiany, które ostatnio zaszły w Wiśle Kraków? Na polu szkolenia młodzieży sporo się pozmieniało, bo akademia wróciła pod skrzydła Wisły Kraków SA.

Ja to wszystko śledzę. Odpowiedzialny za szkolenie jest teraz w Wiśle Krzysiek Kołaczyk, którego dobrze znam. Graliśmy kiedyś razem w kadrze Polski U-16. To mój dobry kolega. Kiedy był w Rakowie Częstochowa, a ja w Wiśle, cały czas mieliśmy dobry kontakt. Oni z Jurkiem Brzęczkiem w Częstochowie cały klub budowali od podstaw. Zresztą na ostatnim świątecznym opłatku w Wiśle powiedziałem Kubie Błaszczykowskiemu, że Krzysiek to jest jeden z jego lepszych transferów. Kibicuję Wiśle, obserwuję, co się tam dzieje i trzymam za nią kciuki. Ciężka robota przed władzami, ale dadzą radę. Słyszałem, że niedawno na meczu Wisły na powrót pojawił się Bogusław Cupiał. To też jest taka podpowiedź, jak klub jest w tej chwili postrzegany. Były właściciel nie pojawiał się na trybunach za poprzednich władz, a w tej chwili znowu bywa na stadionie. Nie mówię tu o pomocy klubowi, ale o samym fakcie. Pan Cupiał cały czas interesuje się Wisłą, cały czas nią żyje. On oddał serce Wiśle i przez pewien czas to serce mu krwawiło, ale według mnie ta rana pomału się zabliźnia.

Z Kubą Błaszczykowskim znacie się z bardzo dawnych czasów.

Nie zapomnę, jak kiedyś, po moim powrocie z Grecji, po raz pierwszy spotkałem na Wiśle Jurka Brzęczka z młodym Kubą. On nawet tego pewnie nie pamięta. Pytam Jurka: "A kto to?". A on: "A, siostrzeńca przyprowadziłem". No to dopytuję się: "A umie grać w piłkę?". Jurek zapewniał: "Umie, umie". "No, to fajnie" - skwitowałem tylko. Później, w trakcie kariery Kuby, bardzo kibicowałem temu chłopakowi, bo znam dobrze całą jego historię. Takich ludzi jak Kuba, to ze świecą szukać.

Przeczytałam ostatnio o panu, że do ekstraklasy wraca trener, którego "wyrzucono kiedyś z Wisły". Postrzegał to pan w ten sposób?

To jest prawda. Ja o tym nie mówiłem, ale odkąd pan Szymański... W sumie, jaki "pan"?! Odkąd Robert Szymański zaczął rządzić w Wiśle, miałem z nim cały czas starcia. Po prostu widziałem, co on wyprawia. I dzisiaj znalazł się tam, gdzie się znalazł, w wyniku swoich rządów w klubie. Ja byłem dla niego niewygodny i chciał się mnie pozbyć. Tyle, że wcześniej nie był jeszcze aż tak mocny. A jak już ci ludzie przejęli całkowicie klub i spotkałem go na korytarzach SA, to od razu poszedłem do pokoju się spakować. Rzeczywiście, parę dni później dostałem zaproszenie do gabinetu i wypowiedzenie. Dlatego podkreślam, że nie wyrzuciła mnie Wisła, bo Wisła jest w moim sercu. Tu się wychowałem i Wiśle zawdzięczam większość kariery. Wyrzucili mnie ludzie, a konkretnie ta jedna osoba.

Przypomnijmy, że pełnił pan w Wiśle nie tylko funkcję trenera grup juniorskich, ale później również koordynatora ds. szkolenia. Kilku zawodników, których pan trenował i kształtował, było później istotnymi postaciami ekstraklasy, m.in. Michał Chrapek czy Alan Uryga.

Jeszcze np. Michał Nalepa, obydwaj bracia Mak czy Paweł Stolarski. Pewnie paru jeszcze ominąłem. A już po I i II lidze to jest ich naprawdę "od metra". A teraz jeden Mak jest u mnie, a drugi był ostatnio w Wiśle, więc nie pomyliłem się co do nich. Swoją drogą, pamiętajmy, że jak Wisła była w kryzysie, to Michał Mak był jednym z jej najlepszych zawodników.

Czytaj również -> Tomasz Poręba: Stal ma być polskim klubem

Czy Stal Mielec utrzyma się w PKO Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×