PKO Ekstraklasa. Wisła Kraków - Arka Gdynia. "Paweł Brożek, moja zmora". Rywale legendy Wisły o swoim "kacie"

WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Paweł Brożek
WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Paweł Brożek

Prawie dwie dekady nękał przeciwników swoimi strzałami. Ofiary kończącego karierę Pawła Brożka, ogrywani przezeń ligowcy, przyznają: to był napastnik szczególny. - Gatunek wymierający - mówią rywale o najbardziej utytułowanym piłkarzu Wisły Kraków.

[tag=5736]

Paweł Brożek[/tag] zapowiedział, że kończy po tym sezonie karierę. Więcej TUTAJ. Legenda Wisły Kraków, strzelec 144 ligowych goli dla Białej Gwiazdy, pożegna się w sobotę z kibicami podczas meczu z Arką Gdynia (godz. 17:30). Okazuje się, że tęsknić za takim napastnikiem będą nie tylko przy Reymonta 22, ale w całej PKO Ekstraklasie. Tak przynajmniej zapewniają... byli rywale Brożka. Ci, którym w swojej karierze najbardziej zaszedł za skórę. Choć żartują, że odetchnęli z ulgą, słysząc, że już nie spotkają się na boisku.

- Paweł to taki gatunek, brzydko mówiąc, wymierający. Taki prawdziwy napastnik - mówi człowiek, któremu "Broziu" dał się we znaki nie raz - były piłkarz m.in. Legii Warszawa i Ruchu Chorzów Łukasz Surma. Najwięcej goli, bo aż 12, Brożek nastrzelał właśnie Wojskowym. Był też prawdziwym katem Górnika Zabrze, Jagiellonii Białystok czy Lecha Poznań, którym wbił po 11 bramek. Nie oszczędzał również Pogoni Szczecin czy Korony Kielce (po dziewięć). A i w derbach z Cracovią potrafił dać się zapamiętać.

- Pamiętam, jak strzelił mi swoją jubileuszową, setną bramkę prawie z połowy boiska – wspomina Radosław Janukiewicz, były bramkarz Pogoni. Wisła wygrała tamten mecz 5:0, a Brożek strzelił trzy gole, w tym ostatniego ustalającego wynik, pięknym, ale "złośliwym" lobem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!

Bez litości

Janukiewicz śmieje się, że zdecydowanie nie ma miłych wspomnień związanych z legendą Białej Gwiazdy: - Później, gdy byłem już w Górniku Zabrze, graliśmy taki mecz z Wisłą, zremisowany ostatecznie 1:1. Pamiętam, że przed spotkaniem powiedziałem Pawłowi, żeby już się nie wygłupiał, a on w drugiej minucie strzelił mi bramkę! Można powiedzieć, że był taką moją zmorą. Żaden inny napastnik nie miał takiego patentu na strzelanie mi goli.

Surma też nie miał z Brożkiem łatwego życia. - Jak się grało przeciwko niemu, to trzeba było cały czas być czujnym, bo Paweł w każdej chwili swoją ruchliwością mógł się uwolnić od obrońcy i strzelić gola. Cała obrona przeciwnika zawsze była "pod prądem", jak miała Brożka za rywala - przyznaje, dodając: - A to w praktyce determinowało zachowanie całej drużyny rywali. Bo jeżeli obrońcy muszą na takiego gracza mocno zwrócić uwagę, to już tak się nie angażują w akcje ofensywne. I właściwie przez jednego człowieka może być drużyna cała zaabsorbowana.

Najbardziej brutalny dla Legii Brożek był w roku 2010, kiedy najpierw ustrzelił przy Łazienkowskiej hat-trick, a potem dołożył dwie bramki w jesiennym starciu w Krakowie, wygranym przez Wisłę aż 4:0. Konfrontacje w ligowych szlagierach i klasykach Brożek upodobał sobie wyjątkowo mocno.

- To też potwierdza, że był gwiazdą ligi. Bo gwiazdy spinają się na te najważniejsze mecze. Potrzebują jupiterów, meczu o stawkę. To też świadczy o wielkości takiego gracza - zauważa Surma.

Przyczajony lis

Janukiewicz przyznaje, że hasło "Brożek" na odprawach pojawiało się ze specjalnym naciskiem. - Jak przychodził mecz z Wisłą, to każdy trener zwracał dużą uwagę na osobę Pawła. On był gwarantem goli. Miał nosa do wykorzystywania sytuacji, był takim szczwanym lisem - wspomina, dodając: - Pół żartem, pół serio powiem, że dobrze, że się już nie zobaczymy na boisku. Bo pewnie znowu by mi coś strzelił. Z drugiej strony, tak naprawdę szkoda, bo to piłkarz dużego kalibru. Pan Piłkarz. Grał zarówno za granicą jak i w reprezentacji Polski, jest w "Klubie 100" i to na bardzo wysokiej pozycji. Duża osobowość piłkarska, jak na naszą ligę.

Legia Warszawa to ulubiony rywal Pawła Brożka
Legia Warszawa to ulubiony rywal Pawła Brożka

Surma zgadza się, że jakby określić Brożka jednym przymiotnikiem, to byłby to "czyhający": - I spryciarz. To są bardzo ważne cechy. Takie, których nie da się do końca wyuczyć. To jest talent. Wyczucie sytuacji, wyczucie tego, gdzie spadnie piłka. Niektórym zawodnikom trudno jest to nabyć.

Pomocnik doskonale wie, jakie to wyzwanie utrzymywać się na ekstraklasowym topie tyle lat. W końcu sam jest rekordzistą w liczbie meczów rozegranych w ekstraklasie (559). - Liczba strzelonych goli świadczy o tej powtarzalności "Brozia" najlepiej. A przecież obrońcy ligowi już go znali, wiedzieli, jakie są jego mocne strony. A mimo to Pawłowi ciągle udawało się ich oszukać. To świadczy o nieprzeciętnym talencie - podkreśla Surma.

I dodaje: - Paweł miał fajną cechę. Potrafił się ukryć gdzieś, uśpić obronę, a w odpowiednim momencie ją oszukać i strzelić gola. I to jest właśnie wielkość napastnika. Młodzi zawodnicy będą chcieli być przy piłce, będą biegać. A on w pewnym momencie swojej kariery wiedział doskonale, że przyjdzie dla niego odpowiednia chwila w meczu, którą wykorzystywał. To cecha klasowych napastników.

Lubił pod nosem pomarudzić

Są tacy fani ekstraklasy, którzy dziś wkraczają w dorosłość, a ledwo pamiętają, jak Brożek zdobywał pierwszą koronę króla strzelców, bo byli jeszcze wtedy małymi brzdącami, bujającymi się na trzepakach. Napastnik Wisły jest pewnym symbolem ekstraklasy dla całego pokolenia. Zaczynał, ogrywając takie postacie jak Kazimierz Węgrzyn czy Jacek Wiśniewski, a kończy - wygrywając pojedynki z... synem tego drugiego, Przemysławem. W międzyczasie minęły prawie dwie dekady. - Kawał pięknej historii - nie kryje Janukiewicz.

Surma zwraca uwagę, że po trochu Brożka ukształtował Śląsk. Najpierw SMS Zabrze, gdzie przebywał jako junior, a potem wypożyczenie do GKS-u Katowice. - Szacunek dla ludzi, którzy kiedyś talent Pawła wypatrzyli. Natomiast to była dobra droga, żeby go oddać na wypożyczenie. On się tam ograł, na Śląsku można nabyć charakteru. I Paweł to zrobił, po czym do Wisły wrócił silniejszy - tłumaczy.

Formę życia "Broziu" złapał w sezonach 2007/08 i 2008/09, kiedy dwukrotnie sięgnął po koronę króla strzelców. - Był utrapieniem dla każdego ligowego bramkarza. Na Legii potrafił strzelać, potrafił Lechowi, czy Zagłębiu Sosnowiec, jak w moim przypadku - wspomina Grzegorz Kurdziel, były bramkarz, a obecnie drugi trener Cracovii. Jego Zagłębiu Brożek w 2008 roku wbił dwie bramki, a Wisła wygrała wówczas 4:0.

- Miał niesamowity instynkt strzelecki. Zawsze umiał sobie poszukać miejsca w polu karnym i odejść we właściwym momencie od obrońcy - podkreśla Kurdziel. - Bardzo dużo bramek strzelał z pierwszego kontaktu. Gdy już jako członek innych sztabów analizowałem wraz z trenerami grę Wisły, to zwracaliśmy uwagę, że Brożek to taki napastnik, który nie szuka dryblingu - wspomina. Bo Brożek od razu "przechodził do rzeczy".

Swego czasu Kurdziel dostał szansę współpracy z Brożkiem jako trener bramkarzy w sztabie Wisły. Miał kim postraszyć na treningach swoich podopiecznych. - Mogłem obserwować na zajęciach, jak on się zachowuje. Miał naprawdę duży pakiet zagrań. Potrafił dobrze uderzyć z powietrza, dobrze z wycofanej piłki, a także głową - wylicza. Niby Brożek do najwyższych napastników nie należał, ale to nie oznaczało, że nie potrafił skorzystać z górnej piłki. - Miał świetny "timing" - podkreśla drugi trener Pasów.

I zapewnia, że dobrze mu się z "Broziem" pracowało. - Jak każdy napastnik na tym poziomie, musiał być w pewnym sensie indywidualistą. Niektóre rzeczy mu się bardziej podobały, a inne mniej, jedne wykonywał z przyjemnością, a inne - z mniejszą. Wszyscy znamy braci Brożków - lubili sobie coś tam pod nosem pomarudzić - uśmiecha się. - Natomiast to nie wpływało na poziom sportowy Pawła. Nie przez przypadek przez tyle lat utrzymywał się na wysokim poziomie - dodaje.

W Polsce był kozakiem

To, że akurat Brożek bił kolejne rekordy strzeleckich klasyfikacji, goniąc do końca wybitny wynik Kazimierza Kmiecika, mogło niektórych dziwić. Teoretycznie bywali od niego w ekstraklasie napastnicy mocniejsi fizycznie, szybsi czy wyżsi. Ale to Brożek miał "to coś".

- Miał też szczęście, że się zaczepił o Maćka Żurawskiego i Tomka Frankowskiego w Wiśle. To też byli napastnicy sprytni, nie wykorzystujący przesadnie siły, ale technikę. To również - można uznać - trochę wymierający typ napastnika. Teraz stawia się na silne dziewiątki, grające tyłem do bramki, walczące, a to nie jest jedyny sposób na oszukanie przeciwnika. Czasem można inaczej - wskazuje Surma.

Porównanie z inną legendą Wisły, Maciejem Żurawskim, samo się nasuwa. Choć "Żuraw" bardziej błyszczał w europejskich pucharach, to w ekstraklasie Brożek wykręcił lepsze liczby. - Wiadomo, "Żuraw" tylu sezonów nie spędził w Polsce, co Paweł i można sobie "gdybać", co by było, gdyby mieli podobną liczbę występów w ekstraklasie. Natomiast gdy tylko Paweł był zdrowy, to strzelał gole dla Wisły, jak na zawołanie. Trudno ich porównać, "Żuraw" zrobił większą karierę za granicą. Ale Paweł był królem ekstraklasy - podkreśla Janukiewicz.

A Kurdziel dodaje: - Paweł miał na przestrzeni tych dwóch dekad kilka takich szczytów formy. Jak już nawet ludzie mówili, że tym razem już się nie obudzi, to za każdym razem udowadniał, że warto na niego stawiać.

Jedyne, czego Brożek mógłby trochę żałować, to tego, że nie ułożyło mu się lepiej w trakcie zagranicznej przygody w Turcji, Hiszpanii czy Szkocji. Choć może się pochwalić np. grą przeciwko Fabinho, czyli bądź co bądź ostatniemu triumfatorowi Ligi Mistrzów czy współpracą z Senolem Gunesem. Na pewno chciałby jednak nastrzelać poza Polską więcej goli. - Może trochę narzekać, że ta kariera poza Polską nie potoczyła się tak, jak mogła, ale w Polsce on był naprawdę kozakiem. Chapeau bas, naprawdę ma za sobą piękną karierę - mówi Janukiewicz.

Może gdyby wyjechał ciut wcześniej? - Czuł się dobrze w Wiśle, więc nie ma się co dziwić. Strzelał tutaj gole, był uwielbiany przez trybuny - zaznacza Surma. - Za granicą łatwiej jest sobie poradzić, jak jesteś graczem z innej pozycji. Od napastnika wymaga się podwójnie. Masz kontrakt i musisz strzelać gole. Napastnik ma ciężkie życie, bo jest rozliczany ze statystyk - przypomina.

W reprezentacji Polski Brożek wystąpił 38 razy i strzelił 9 goli. - Być może też ktoś nie postawił na Pawła Brożka w reprezentacji tak od początku do końca. Ponadto, trzeba pamiętać, że reprezentacja raczej grała z kontrataku i sytuacji bramkowych Brożek miał tam mniej, niż w Wiśle - tłumaczy Surma, dodając: - Ale to oczywiście nie umniejsza faktu, że to jeden z najlepszych polskich napastników w historii.

Ciągnie wilka do lasu

Brożka w formie będzie brakować nie tylko Wiśle, ale całej ekstraklasie. - Na pewno liga będzie tęsknić za takim zawodnikiem. Tym bardziej, że obecnie gracze, którzy zaczynają strzelać sporo bramek, szybko wyjeżdżają z naszej ekstraklasy. Przychodzą następni, ale nie ma takiej powtarzalności. A Paweł co sezon kilkanaście - dwadzieścia bramek strzelał z palcem w nosie. Zapamiętam go jako wartościowego człowieka i super piłkarza. - kwituje Janukiewicz.

Sam Brożek zarzeka się, że nie myśli o trenerce, ale kto wie, co będzie w przyszłości? Każdy może zmienić zdanie, a młodzi gracze nie raz podkreślali, jak wielkim potrafi być dla nich autorytetem i merytorycznym wsparciem.

- Ja po zakończeniu kariery byłem przez chwilę zmęczony, ale potem ciągnie wilka do lasu - zdradza Surma, który prowadzi dziś II-ligową Garbarnię Kraków. - Doświadczenie Paweł ma ogromne. Ja na przykład mogę ze swojej perspektywy podkreślić, jak potrzebny w klubowym sztabie bywa trener od napastników. Były obrońca nie zawsze będzie w stanie podpowiedzieć zawodnikowi to samo, co były napastnik. To taka rola, jaką spełniał Kazimierz Kmiecik w Wiśle, a Lucjan Brychczy w Legii. To jest wiedza bezcenna. Czasem wystarczy szczegół, mała podpowiedź ze strony takiego trenera, która sprawi, że zawodnik będzie strzelał bramki - mówi Surma.

Pierwsze pożegnanie Pawła Brożka, 2008 rok
Pierwsze pożegnanie Pawła Brożka, 2008 rok

Na razie Brożka czeka jeszcze najtrudniejszy moment - chwila wzruszeń przy Reymonta 22, już w sobotni wieczór. Ma dostać pozwolenie od lekarzy i trenera Artura Skowronka na wejście na kilka minut na murawę. Przy tym trzeba pamiętać, że weteran już raz w 2018 roku, żegnał się z wiślackimi kibicami. - Pożegnał się pięknie, tylko jeszcze wrócił – uśmiecha się Kurdziel. - Niech pamięta do końca życia tamto pożegnanie.

Komentarze (3)
avatar
Ablafaka
18.07.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Choć nigdy nie kibicowałem Wiśle, to zawsze gdy odchodzi taki zawodnik jest trochę szkoda że pewna epoka się kończy. W Ekstraklapie w obecnych czasach lepszego od niego nie było. Nawet dziś pom Czytaj całość
avatar
Artur Proksa
18.07.2020
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
144 gole przez 20 lat, to daje nieco ponad 7 bramek na sezon. W tak słabej lidzie, to ma być dobry wynik??? Jak widać, jaka liga, taka „legenda”...