Historia zatoczyła koło i Artur Boruc wrócił na Łazienkowską. To na pewno, ze względu na nazwisko bramkarza, bomba transferowa ekstraklasy, którą w tym "okienku" trudno będzie przebić. Dzisiaj jest przyjemnie, są kwiaty, uśmiechy, deklaracje zgodności i jedności, atmosfera pełnego zrozumienia i wzajemnego szacunku. Brakuje tylko wizyt w zakładach pracy. Na teraz jest to na pewno wielki sukces warszawskiego klubu, ale wartość i sens tego ruchu będziemy w stanie ocenić dopiero za kilka miesięcy.
Boruc na pewno da doświadczenie młodej drużynie Aleksandara Vukovicia, pełnej zawodników, którzy w ekstraklasie pograli zaledwie sezon albo jeszcze krócej. Wiele będą mogli się od Artura nauczyć młodzi bramkarze Legii. Choćby tego, jak radzić sobie z presją, czy jak wstawać z kolan po życiowych zakrętach i sportowych porażkach, których Artur trochę zaliczył. Historia puszczonego samobója w Belfaście, w meczu kadry z Irlandią Północną i tego jak później Boruc wrócił do równowagi, naprawdę może być pouczająca.
Na pewno wzrośnie zainteresowanie meczami Legii i samym klubem, bo nazwisko bramkarza zadziała jak magnes. Więc co do kwestii marketingowych i PR-owych nie ma żadnych wątpliwości - transfer Boruca to dobry ruch Legii. Ale czy zysk sportowy drużyny też jest tak wielki? Tu już mam wiele wątpliwości.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Ośrodek Legia Training Center oficjalnie otwarty. Obiekt robi wrażenie!
Po pierwsze dlatego, że Artur ma już ponad 40 lat i od dłuższego czasu mecze piłkarskie ogląda z perspektywy ławki rezerwowych. Oczywiście, bramkarz w tym wieku może jeszcze pograć i liczy się to, jaką pracę wykonuje na treningach. Ale o tym szybko się przekonamy. Choć warto w tym miejscu pamiętać, że Boruc nigdy nie był wzorem piłkarskiego profesjonalizmu jak Robert Lewandowski. Nasz bramkarz miał chwile chwały (mecze na mundialu 2006 czy w Lidze Mistrzów), ale miał też słabości, wśród których tendencja do tycia była tą najmniej istotną.
Załóżmy - na chwilę - pesymistyczny dla kibiców z Łazienkowskiej scenariusz, że "Arczi" jednak nie wskoczy na swój najlepszy poziom sportowy. Co wtedy? Co jeśli się okaże, że trzeba jednak "zaparkować" legendę? Jak trybuny - ze szczególnym uwzględnieniem "Żylety" - przyjmą fakt, że ich idol siedzi na ławce, a w bramce gra "nieopierzony" 18-latek Cezary Miszta albo 21-latek Wojciech Muzyk? Czy kibice łatwo zaakceptują fakt, że Boruc przegrał z młodym sportową rywalizację o miejsce w składzie? Czy też z trybun będzie się rozlegało skandowanie: "Artur Boruc, Artur Boruc"? Czy taka sytuacja pomoże młodemu bramkarzowi wejść do zespołu? Wątpliwe. Presja będzie jeszcze większa.
W niekomfortowej sytuacji znajdzie się także trener, bo stawiając na młodego bramkarza kosztem Boruca, ryzykuje podwójnie. Musi być pewny, że chłopak nie zrobi klopsa, bo trybuny go "zjedzą". I to razem z trenerem. Na szczęście Legię prowadzi teraz Vuković. Wszyscy już wiedzą, że ten facet ma jaja i każdą gwiazdę potrafi usadzić albo się z nią rozstać, o czym się przekonał choćby Carlitos.
Z tym, że Boruc to twardszy orzech do zgryzienia. Legenda Legii, duże nazwisko, bardzo lubiany zawodnik. No i - co tu kryć - mocny charakter. Żeby nie powiedzieć trudny. Z tym charakterem nie poradzono sobie w reprezentacji. I nie chodzi jedynie o Franciszka Smudę, nazwanego przez Boruca... "Dyzmą". Także sztab selekcjonera Adama Nawałki i autorytet prezesa PZPN Zbigniewa Bońka bywali bezradni wobec skłonności i słabości naszego golkipera, które ujawniały się na zgrupowaniach.
Nie chcę teraz w tym grzebać, bo nie czas na to i nie ma sensu Borucowi wypominać jego wpadek. Ale pokłosiem tzw. afery dywanowej w kadrze Nawałki było m.in. pożegnanie - przeprowadzone z klasą, ale jednak pożegnanie - Boruca z reprezentacją. Bardzo chciałbym wierzyć, że walkę z tymi demonami Artur ma już za sobą. A z drugiej strony nie chciałbym być posądzony o naiwność.
Żeby nie było wątpliwości: lubię Boruca, cenię go jako bramkarza i nic do niego nie mam. Wolę myśleć, że o jego transferze na Łazienkowską zdecydowały wyłącznie kwestie sportowe (to, że Legia potrzebuje bramkarza na tu i na teraz), a nie postawienie prezesa Mioduskiego pod ścianą przez najbardziej wpływowe grupy kibiców.
Wolę myśleć, że ten ruch odbył się przy pełnej (a nie tylko kurtuazyjnej) konsultacji, wiedzy i akceptacji Vukovicia.
Bo dla mnie największym osiągnięciem trenera Legii w minionym sezonie wcale nie było zdobycie mistrzostwa Polski. Dużo trudniejsze i ważniejsze było poukładanie drużyny i porządek, jaki zrobił w szatni. To był fundament do odzyskania przez Legię tytułu.
Teraz do tej "zdrowej" i poukładanej szatni wkracza Boruc... Zdarzyć się może wszystko. Chcę wierzyć, że doświadczony bramkarz pozwoli jeszcze lepiej tę szatnię scalić, jeszcze lepiej ją zbudować. Nie chcę myśleć, że może być w tej szatni tykającą bombą, która rozsadzi to, co Vuković z mozołem i przy dużych kosztach zdołał zbudować. Zderzenie dwóch mocnych charakterów oznaczałoby, że będą szły iskry. Nie jest to Legii potrzebne.
Wierzę w to, że Artur, który Legię ma naprawdę w sercu, będzie w stanie - jeśli tego będzie wymagała sytuacja - zaakceptować rolę zmiennika, bo taką decyzję podjął trener i z nią się nie dyskutuje. Zresztą ten trener też ma Legię w sercu. Wolę myśleć, że powrót do ukochanego klubu będzie dla Boruca wyzwaniem tak wielkim, że będzie w stanie odrzucić wszelkie słabości i skoncentrować się wyłącznie na futbolu.
Pokonać samego siebie - to by dla mnie było największe zwycięstwo Boruca związane z powrotem do Legii. Szybko się przekonamy, czy Artura na to stać.
Dariusz Tuzimek
Czytaj również -> Rafael Lopes w Legii Warszawa
Czytaj również -> Nowy piłkarz Legii źle znosi krytykę