Lionel Messi ma dość. We wtorek, za pomocą biurofaksu zakomunikował władzom klubu, że chciałby zmienić otoczenie. Zawodnik skorzystał z klauzuli w kontrakcie i jednostronnie wypowiedział umowę. Według prawników, ma na to czas do 31 sierpnia.
Inne zdanie ma FC Barcelona, która uważa, że czas na wypowiedzenie umowy minął 10 czerwca. Zarząd Blaugrany nie wyobraża sobie drużyny bez Messiego, dlatego nie chce słyszeć o żadnych ustępstwach.
"Barcelona nie planuje umożliwić odejścia Leo Messiemu i odsyła do jego klauzuli wynoszącej 700 milionów euro. Nie będzie negocjować z innymi klubami i liczy na to, że Argentyńczyk będzie uczestniczył w projekcie Ronalda Koemana" - podkreśla w sobotnim wydaniu dziennik "Mundo Deportivo".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski o twarzy dziecka. Film podbija sieć
Messi nie chce wojny z klubem, dlatego zamierza pokojowo rozwiązać sytuację. 33-latek nie pojawi się jednak na niedzielnym zgrupowaniu, ponieważ twierdzi, że biurofaks go z tego zwalnia. Inne zdanie ma Duma Katalonii, która gotowa jest nałożyć na Argentyńczyka kary (więcej TUTAJ). Gdyby kapitan zdecydował się na dłuższy strajk i nie byłoby go w klubie - bez wyraźnego uzasadnienia - przez minimum trzy dni, to wówczas musiałby się liczyć z obcięciem miesięcznej pensji o 10 procent, a nawet karą zawieszenia.
Ewentualnie odejście Messiego wciąż budzi wiele kontrowersji. Zaskoczony decyzją piłkarza był m.in Rafał Lebiedziński, mieszkający w Madrycie specjalista w tematyce ligi hiszpańskiej.
- Myślałem, że Messi, gdy klub jest w ogromnym kryzysie sportowym i finansowym, nie pożegna się tak szybko z Barceloną - mówi WP SportoweFakty. - Prognozowałem, że dogra kolejny sezon i poczeka na wybory nowego prezesa klubu, które odbędą się w marcu. Wydawało mi się, że będzie interesował go nowy, prawdopodobnie dla niego ostatni projekt w Barcelonie - dodaje były delegat LaLigi na Polskę.
Zobacz także: Robert Lewandowski: Złotą Piłkę dałbym sobie