Od lat cała polska piłka jest na plecach Roberta Lewandowskiego. Jest on jak mityczny Atlas dźwigający nasz rodzimy futbol. Jak trwoga to do Roberta. Zrobi coś, albo nie zrobi. Hymn polskiej piłki powinien nazywać się "Modlitwą do Lewandowskiego". Mecz z reprezentacją Holandii to świetna okazja, żeby sprawdzić, czy nasi zawodnicy potrafią grać bez najlepszego zawodnika. Jeśli nie, nie mamy czego szukać w poważnej piłce.
Ostatnie kilka lat w polskiej piłce jest najlepsze w naszym wykonaniu. Eliminacje EURO 2016, potem mundialu 2018, w końcu obecnego EURO. Wszystkie łączy osoba Lewandowskiego. Oczywiście mamy kilku świetnych piłkarzy, całą grupę liderów, ale to właśnie Lewandowski "robi różnicę". Mam wrażenie, że jednak proporcje zostały nieco zachwiane. Za bardzo patrzymy w stronę Lewandowskiego, za mało na innych graczy.
W ostatnich eliminacjach Lewandowski miał udział przy 8 z 18 bramek, wcześniej było jeszcze więcej. W eliminacjach do EURO 2016 było to 18 z 33 goli, w eliminacjach do mundialu w Rosji 18 z 28. Oczywiście, fajnie mieć takiego wybitnego zawodnika, ale z czasem rodzi to problemy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak z Niemcami! Kapitalne podanie Grosickiego na treningu kadry
Świetnie opisał to Phil Jackson w swoich wspomnieniach. Bardzo lubię się do niego odwoływać, bo to jeden z największych trenerów naszych czasów, jeśli chodzi o gry zespołowe. Gdy przychodził do koszykarskiego Chicago Bulls, była to drużyna jednego zawodnika, Michaela Jordana. Nie była w stanie przeskoczyć szklanego sufitu, osiągnąć wielkiego wyniku. Jackson tłumaczył: "Jeśli masz takiego zawodnika, gra opiera się na nim, przejdzie łatwo sezon zasadniczy i jedną rundę play-off. Potem trafisz na drużynę ze świetnie zorganizowaną defensywą, jak Detroit Pistons, i nie masz szans". Jackson wskazywał, że gra na jednego zawodnika sprawia, że pozostali nie podłączają się do ataku, bo nie spodziewają się podania. Poza tym nie biorą na siebie odpowiedzialności.
Myślę, że rozumiał to Adam Nawałka, reżyser największego polskiego sukcesu ostatnich trzech dekad. Lewandowski zresztą świetnie rozumie swoją rolę w drużynie, dlatego podczas Euro 2016 poświęcił się całkowicie dla zespołu, ściągał obrońców, tworzył przestrzenie dla Arkadiusza Milika. Nie wszyscy to rozumieli, włącznie z Milikiem, ale - patrząc z boku - sprawa była ewidentna.
Ale nawet Lewandowski wie, że sam nic nie zrobi. Nawet Messi sam nic nie zrobił, o czym przekonał się w RPA w 2010 roku, gdy trafił na sprawną niemiecką machinę i został wyłączony z gry (choć stawiał opór). Lewandowski zobaczył to w 2018 roku. Był w nieco słabszej dyspozycji, pozostali liderzy nie dojechali w ogóle z powodu kontuzji (Kamil Glik) albo formy (Grzegorz Krychowiak). Polska nie istniała w Rosji.
Każdy mecz bez Roberta Lewandowskiego ma wielką wartość. Pozwala wziąć na siebie ciężar gry innym zawodnikom. Nie tylko Krychowiakowi czy Glikowi, ale przede wszystkim Piotrowi Zielińskiemu czy Arkadiuszowi Milikowi. Może ten drugi nigdy nie będzie Lewandowskim, bo to mało realne, ale ma szansę być kluczowym zawodnikiem kadry po erze "Lewego". Musi być na to przygotowanym. Podobnie Zieliński, który chowa się w kluczowych momentach, choć wszyscy wiemy, że ma predyspozycje, by być piłkarzem wybitnym.
Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zagrać więcej spotkań bez Lewego, przynajmniej w Lidze Narodów. Żeby zawodnicy zobaczyli, że stać ich na ciągnięcie biało-czerwonego wózka. Bo potem zabraknie tego w kluczowych momentach. Gdy nadejdzie mecz z Hiszpanią, Niemcami, Anglią, Francją. A trzeba też mieć z tyłu głowy, że Lewandowski ma 32 lata. Wiek emerytalny piłkarza w ostatnich latach bardzo się przesunął, ale nikt nie jest wieczny. I naszego najlepszego piłkarza ostatnich 30 lat (albo i w ogóle) też za jakiś czas czeka odejście w cień. I co wtedy?