Na stadionie w Zenicy nasi reprezentanci byli jak Dr. Jekyll i mr. Hyde. Po okresie koszmarnej gry nagle naszym zawodnikom coś jakby przestawiło się w głowach i zaczęli grać zupełnie inaczej. Szybko, ciekawie, z pomysłem.
Zmiana stylu nastąpiła pod koniec pierwszej połowy. Szybkie wymiany podań na małej powierzchni mogły się podobać i zamazały koszmarny obraz spotkania, który trwał do 35. minuty.
Biorąc pod uwagę skład rywali, można by było nawet zaryzykować, że to było najgorsze 35. minut polskiej kadry w ostatniej dekadzie... gdyby nie to, że w ostatnich latach Polacy przyzwyczaili nas do gry chaotycznej i przypadkowej. Trudno było szukać jakiegokolwiek pomysłu w grze drużyny Jerzego Brzęczka. Rywale byli niewiele lepsi, a bramkę na 1:0 strzelili po kontrowersyjnym rzucie karnym.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak z Niemcami! Kapitalne podanie Grosickiego na treningu kadry
W końcu Polacy się obudzili i ich gra nagle mogła się podobać. Było to dość niespodziewane, bo przecież takich fragmentów dobrej i widowiskowej gry w wykonaniu Biało-Czerwonych za kadencji Brzęczka nie było wiele. A tu nagle okazje mieli Kamil Grosicki, który uderzał po podaniu bardzo aktywnego Kamila Jóźwiaka, Kamil Glik i Arkadiusz Milik. Zawodnicy szukali się instynktownie, jakby znali się od lat, jakby trenowali razem dzień w dzień w jednym klubie. Tam gdzie jeden zagrywał, drugi już czekał. Fani przed telewizorami mogli poczuć się skołowani, bo przecież dopiero co klęli w myślach. To była naprawdę świetne 10 minut naszych zawodników, zakończonych efektownym strzałem głową po rzucie rożnym i bramką wyrównującą Glika.
W drugiej połowie Polacy kontynuowali solidną grę. Może nawet była to najlepsza piłka czasów Brzęczka. Trzeba przyznać, że przejście od najgorszego do najlepszego, wyglądało dość płynnie. Było to dość dziwne, jakby ktoś nagle włączył Polakom prąd.
W końcu, w 67. minucie, Kamil Grosicki (także głową) strzelił na 2:1 po dośrodkowaniu Macieja Rybusa. Gol był naturalną konsekwencją sytuacji boiskowej. Polacy mieli przewagę, kontrolowali grę, dominowali jeśli chodzi o posiadanie piłki, mieli więcej możliwości. Nawet wejście Edina Dzeko nie zmieniło wiele.
Było to o tyle cenne, że nasi zawodnicy pokazali, że są w stanie grać na przyzwoitym poziomie z solidnym europejskim rywalem. Mecz z Holandią pokazał nam, że w starciu z europejską czołówką możemy liczyć jedynie na łut szczęścia. Ale z europejskim średniakiem możemy już dominować. A przecież kilka dni temu Bośniacy zremisowali z Włochami, choć - trzeba przyznać - wstąpili wtedy w znacznie mocniejszym składzie. W Zenicy trener Dusan Bajević dał zagrać głównie zawodnikom rezerwowym. Więc tak naprawdę też nie można z tej wygranej wyciągać zbyt optymistycznych wniosków, bo przecież my, poza Lewandowskim, mieliśmy optymalne zestawienie. Można się nawet zastanawiać, czy każdy inny wynik niż wysoka wygrana, nie jest wynikiem rozczarowującym. A wysokiej wygranej nie było.
Ciekawe, że Brzęczek wyszedł na boisko z dwoma defensywnymi pomocnikami i znowu ten układ się sprawdził. Jacek Góralski co prawda nie ma walorów ofensywnych i w poważnej piłce tego typu zawodnik, rodem z lat 90-tych, nie ma czego szukać. Ale w kadrze takiej jak polska się sprawdza. Czyści przedpole, gra ostro, agresywnie, dzięki czemu więcej oddechu ma drugi z pary defensywnych pomocników, który może skoncentrować się bardziej na zadaniach ofensywnych.
Nie było w naszej drużynie zdecydowanego lidera. Piotr Zieliński czy Arkadiusz Milik nie porwali swoją grą, ale zaprezentowali się przyzwoicie. Co ważne, Polacy pokazali, że nie są kompletnie bezzębni bez Roberta Lewandowskiego.
Bośnia i Hercegowina - Polska 1:2 (1:1)
1:0 Hajradinović 24' z karnego
1:1 Glik 45'
1:2 Grosicki 67'
Składy drużyn
Bośnia i Hercegowina: Begović – Kvrzić, Bicakić, Sanicanin, Civić (81. Milosević) – Besić (60. Dzeko), Hadziachmetović, Hajradinović – Hodzić, Kojić, Gojak (46. Visca)
Polska: Fabiański - Kędziora, Glik, Bednarek, Rybus - Góralski, Krychowiak (68. Klich) - Jóźwiak, Zieliński (85. Linetty), Grosicki (80. Szymański) - Milik.
Sędzia: Cuneyt Cakir (Turcja)
Żółta kartka: Hadziahmetović - Bednarek, Milik