Choć obie drużyny nie stworzyły po kilkanaście sytuacji bramkowych, po dwóch akcjach ŁKS-u wynik uległ zmianie na korzyść ekipy z al. Unii. Stało się to w 16. minucie za sprawą Maksymiliana Rozwandowicza i w 64. dzięki Adrianowi Klimczakowi. Więcej o meczu TUTAJ.
- Wygraiśmy mecz derbowy bardzo ważny dla nas i dla naszych kibiców. Spotkanie stało na niezłym poziomie, miało różne fazy, tak jak to w derbach bywa. Ale było też dużo dobrej gry w wykonaniu mojego zespołu. Myślę, że graliśmy bardziej dojrzałą i poukładaną piłkę od Widzewa. Z tego się wzięły bramki. Widzew też miał sytuacje, ale na posterunku stał Arek Malarz. Cieszę się, że wygrywamy z dobrym rywalem i w dobrym stylu - podkreślił na pomeczowej konferencji prasowej Wojciech Stawowy, trener Łódzkiego Klubu Sportowego.
ŁKS grał, jak Widzew pozwalał
Dało się zaobserwować, że od jego zespołu na boisku bije spokój. Zupełnie jakby ŁKS kontrolował spotkanie i wiedział, kiedy docisnąć pedał gazu. Choć sam Stawowy - jak przyznaje - do ostatniego gwizdka o wynik spokojny nie jest.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się strzela w polskiej III lidze
- To, że było widać spokój po mojej drużynie, wynika z tego, że nabiera ona doświadczenia, kolorytu, stylu i umie reagować na różne sytuacje. Umiemy przyspieszyć, zwolnić, zagrać na jeden-dwa kontakty, kontratakować - wyjaśnił.
Nie zabrakło też ukłonu w stronę drużyny Widzewa, która mogła pokusić się o gola honorowego, szczególnie w pierwszym kwadransie drugiej połowy spotkania.
- Widzew według mnie to dobry zespół. Ich pozycja w tabeli nie oddaje tego, co drużyna prezentuje. Ale cieszę się, że w meczu z nią nie bawiliśmy się w koronkowe rozgrywanie akcji. Chcieliśmy dyktować warunki, graliśmy bardzo mądrze. W myśl powiedzenia "gra się tak jak przeciwnik pozwala" - zakończył Stawowy.
Dwa decydujące momenty
- Jesteśmy zawiedzeni wynikiem. Wiem, że to trzecia porażka z rzędu. Bardzo mocno to przeżywam jako trener, ale taka jest piłka - zaczął wypowiedź trener Widzewa Łódź Enkeleid Dobi. - Widać było po chłopakach, że byli zdeterminowani, że chcieli. A ŁKS miał dwa celne uderzenia i strzelił dwie bramki. Myślę, że remis byłby sprawiedliwym wynikiem, ale rezultat jest inny. Może nie wystarcza, gdy dajemy z siebie 100 procent? Może trzeba dać z siebie 110-115 procent? - zastanawiał się.
Jeśli spojrzeć w statystyki, oba zespoły stworzyły po około pięć sytuacji bramkowych. Oddały po cztery celne strzały. Różnicę jednak widać było na tablicy wyników.
- Nie widziałem u moich piłkarzy zwątpienia i zawahania. Moi zawodnicy dobrze reagowali na to, co działo się na boisku. Z przebiegu meczu nie byliśmy drużyną wyraźnie gorszą. Faktycznie graliśmy ze spadkowiczem. Zespołem, który już trochę ze sobą trenuje i gra. Trener pracuje od maja, a w składzie nie doszło do wielu zmian. Zadecydowały dwa momenty - stały fragment gry i rzut sędziowski. W tych dwóch sytuacjach brakowało koncentracji i konsekwencji - uważa Dobi.
Po trzech spotkaniach Widzew zamyka tabelę Fortuna I Ligi z jednym zdobytym golem i aż dziewięcioma straconymi, a także bez choćby jednego punktu. To początek z koszmarów kibiców czerwono-biało-czerwonych. Ale albański trener nie traci optymizmu.
- Skuteczność prędzej czy później wróci. Piłka nożna, tak jak życie: raz zabierze, a raz odda. Nie chcę na to długo czekać, dlatego nad tym pracujemy - powiedział.
W sobotę Widzew o 12:40 podejmie w 4. kolejce Stomil Olsztyn. ŁKS z kolei o 17:00 zmierzy się w Sosnowcu z Zagłębiem.