Udział - zagrywał ostatni do piłkarzy, którzy zdobywali gole - przy dwóch bramkach to dorobek Roberta Lewandowskiego w meczu o Superpuchar Niemiec ze swoją byłą drużyną. Bayern potwierdził swoją wielkość. Widać było, że mistrzom Niemiec brakuje sił, sprawiali wrażenie, jakby dojechali do ostatniego gwizdka na oparach. A jednak zdobyli trofeum.
Było to spotkanie przypominające od początku wyścig dwóch samochodów, z których jeden jest tylko trochę szybszy, a co za tym idzie, z każdą minutą zwiększa dystans. Bo przecież przewaga Bayernu Monachium nad Borussią Dortmund wcale nie była bardzo duża. Niemal nie było jej widać. Ale rzut oka na statystyki dawał zupełnie inne wrażenie. Do pewnego momentu strzelali właściwie tylko zawodnicy z Monachium.
Przy bramce na 1:0 Robert Lewandowski miał ostatnie podanie do Corentina Tolisso, choć Francuz strzelał na raty, więc nie wszyscy zaliczyli Polakowi asystę. Przy golu na 2:0 nasz zawodnik już udziału nie miał. Alphonso Davies wrzucił na głowę Thomasa Muellera, a ten podwyższył na 2:0. Była 32. minuta meczu i wydawało się, że już po wszystkim.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Będzie więcej kibiców na stadionach? Jasne stanowisko ligi
Bayern momentami grał jakby na pół gwizdka, jakby mistrzów Niemiec i Europy męczył sam fakt, że musieli wyjść na boisko. Z jednej stronie byli bardzo uważni w defensywie, co powodowało, że Borussia nie mogła przebić się z atakiem pozycyjnym. Z drugiej, zawodnicy Bayernu robili spore błędy indywidualne, wynikające jakby z arogancji i przeświadczenia o własnej wielkości. Piłkarze z Monachium czasem bawili się jak na treningu, zwłaszcza wyprowadzając piłkę spod własnej bramki. Próbowali grać z rywalami w "rondo", czyli jak mówi się w Polsce, w "dziada" - i z tego wynikło kilka błędów.
Mógł z takiej sytuacji strzelić bramkę Marco Reus, ale jego strzał obronił Manuel Neuer. Potem nie miał już szans, gdy z bliska uderzał Julian Brandt. Asystę przy tym golu zaliczył Erling Haaland, mogący po raz kolejny zmierzyć się z Lewandowskim, do którego jest porównywany. Na razie raczej na wyrost, choć w bezpośrednim starciu pokazał, że nie ma kompleksów. W 55. minucie Polak naciskany przez Manuela Akanjiego stracił piłkę, przejął ją Thomas Delaney, zagrał błyskawiczną prostopadłą piłkę do Haalanda, a Norweg wyrównał. Trzy minuty później miał kolejną fantastyczną okazję, wyszedł sam na sam z Neuerem, ale Niemiec obronił cudownie, wyczekał rywala do końca i pokazał, dlaczego wciąż ma prawo nazywać się najlepszym bramkarzem świata. Albo choć jednym z najlepszych.
Neuer uratował zespół, bo gdyby gospodarze stracili bramkę, trudno powiedzieć, czy by się podnieśli. Widać, że są w trudnym momencie, sprawiają wrażenie, jakby byli przemęczeni bardzo ciężkim okresem. Z każdą minutą Borussia była lepsza, Bayern nie miał ani sił, ani pomysłu.
I nagle nastąpił zryw monachijczyków. Po błędzie Thomasa Delaneya Joshua Kimmich wyprowadził szybki atak, wymienił się podaniami z Lewandowskim i na raty pokonał Marwina Hitza. Decydującego o wyniku meczu gola strzelił instynktownie, leżąc na ziemi. Nie nadążył za nim Łukasz Piszczek, który pojawił się na boisku na ostatni kwadrans. Trudno jednak winić Polaka za stratę bramki.
Z kolei Robert Lewandowski znowu odegrał ważną rolę w triumfie swojej drużyny. Zdobył już piątek trofeum w tym sezonie i w czwartek - jak najbardziej zasłużenie - odbierze od UEFA nagrodę dla najlepszego zawodnika sezonu.
Bayern Monachium - Borussia Dortmund 3:2 (2:1)
1:0 - Tolisso 18'
2:0 - Mueller 32'
2:1 - Brandt 39'
2:2 - Haaland 55'
3:2 - Kimmich 83'
Składy drużyn:
Bayern: Neuer - Pavard (76' Richards), Suele, Javi Martinez (84' Musiala), Hernandez (ż) - Kimmich, Tolisso - Coman (54' Gnabry), Mueller, Davies - Lewandowski (84' Zirkzee).
Borussia: Hitz - Can, Hummels (76' Piszczek), Akanji - Meunier (67' Schulz), Dahoud, Delaney, Passlack - Brandt (76' Bellingham), Reus (72' Reyna) - Haaland (67' Reinier).
Sędziowała: Bibiana Steinhaus.
Żółta kartka: Javi Hernandez (Bayern).
Grafika za SofaScore.com: