Imponujący jest start RSC Charleroi w lidze belgijskiej. Rywale Lecha Poznań w ostatniej rundzie kwalifikacji do Ligi Europy w siedmiu spotkaniach zdobyli aż 19 punktów. To wielka sensacja w Belgii. Zwłaszcza, że drużyna została kupiona za 3,3 miliona euro.
Najdrożsi piłkarze to Japończyk Ryota Morioka i reprezentant Jamajki, Shamar Nicholson. Obaj kosztowali po 1,5 mln euro. Dodatkowo 300 tysięcy klub zapłacił za zawodnika z Madagaskaru, Marco Ilaimaharitrę. Pozostali przyszli za darmo.
Nie oznacza to, że nie ma zawodników wartościowych. Choćby irański napastnik Kaveh Rezaei przeszedł niedawno z Charleroi do Brugge, ale tam się nie odnajdywał, więc wrócił na wypożyczenie. To właśnie Rezaei i znany ze Śląska Morioka są liderami drużyny.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Marcin Animucki: Piłkarze, to najlepiej przebadana grupa społeczna w Polsce
- Morioka jest kluczowym piłkarzem. Charleroi jest drużyną znakomicie zorganizowaną defensywnie, gra szybkim kontratakiem, zaś łącznikiem między formacjami jest właśnie Japończyk, przyspiesza grę znakomitym, niestandardowym podaniem - mówi nam Jurgen Geril, dziennikarz "Het Nieuwsblad".
Charleroi to drużyna, której bardzo ciężko strzelić bramkę. Warto zauważyć, że w tym sezonie w 7 meczach straciła w lidze 3 gole, nigdy jako pierwsza. Poza tym dużą rolę odgrywają stałe fragmenty gry. Lech będzie mógł więc poczuć się jak w meczu naszej PKO Ekstraklasy, z taką lepszą Lechią Gdańsk czy Cracovią.
Belgowie jednak nie uważają się za faworytów. - Zawodnikom Charleroi brakuje międzynarodowego ogrania, dla wielu z nich mecze w pucharach to nowe doświadczenie. Ostatnie doświadczenie w Europie było bolesne, cztery lata temu drużyna przegrała wysoko z Zorią Ługańsk 0:2 i 0:3. Tak więc na pewno nie ma mowy o jakimś lekceważeniu. Wszyscy widzieli jak Lech rozprawił się z Hammarby i potem zniszczył Apollon. Wiedzą, że nie ma żartów - mówi Geril.